Recenzje

Historia, która dobrze się kończy, opowiedziana z rozmachem

O spektaklu „1989″ Marcina Napiórkowskiego, Katarzyny Szyngiery i Mirosława Wlekłego w reż. Katarzyny Szyngiery w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim – koprodukcja z Teatrem im. J. Słowackiego w Krakowie pisze Mateusz Leon Rychlak.

,,Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj

Kiedyś te kamienie drgną

I polecą jak lawina

Przez noc, przez noc, przez noc’’

– Ernest Bryll ,,Psalm stojących w kolejce’’

Frasyniuk, Wałęsa, Kuroń, Krystyna Frasyniuk, Danuta Wałęsowa, Gaja (Grażyna Kuroń) – osoby dla pokolenia internetowego w zasadzie nieznane, tkwiące ewentualnie w pamięci rodziców (a czasem nawet rodzice są zbyt młodzi, by pamiętać o ich działalności), często pomijane na lekcjach historii, które zwykle kończą się na II wojnie światowej. Dziś poznajemy ich historię, zarówno tę, która była udziałem wszystkich, jak i tę najbliższą naszym bohaterom, zamkniętą w ich życiu, niemal odartym w pewnym momencie z prywatności. Musical ,,1989’’ w reż. Katarzyny Szyngiery z muzyką Andrzeja ,,Webbera’’ Mikosza zabiera nas wszystkich w szaleńczą karuzelę zdarzeń z życia i walki o lepszy świat, o lepszy kraj nad Wisłą, która przyniosła tę wolność, której dziś możemy jeszcze zażywać.

Czuję się odrobinkę oszukany, gdyż podejrzewałem, że z teatru wyjdę raczej niezadowolony z warstwy muzycznej, że docenię wysiłek jaki został włożony w spektakl, ale bez wczucia się w jego rytm. Głównie z uwagi na fakt, że nie jestem fanem rapu, a obawiałem się, że niczego poza nim nie usłyszę. A tu ,,zaskok’’ proszę państwa. W warstwie muzycznej przeważa rzeczywiście rap, ale jego wartkość i rytm wykorzystywany jest wtedy, gdy bohaterowie przekazują nam treść tego, co właśnie jest ich udziałem, myślę tu o ich rozmowach i monologach wewnętrznych. Dzięki temu zabiegowi wszystko dociera do widza klarownie, jednocześnie nadal w konwencji musicalu, bez zwalniania tempa, bez spadku napięcia, jaki na pewno zdarzyłby się w chwili, gdyby nagle bohaterowie zatrzymali się i zaczęli rozmawiać tak po prostu; a ten musical to nie tylko rap, ale również utwory korzystające z najlepszej tradycji polskiego rocka i muzyki alternatywnej. Twórcy spektaklu trzymają nie tylko ręce, ale i wszystkie nogi oraz głosy aktorów na pulsie, nie licząc tej jednej ręki, która wciąż trzyma publiczność za żołądek i inne organy wewnętrzne (ręka zapomniała tylko o trzymaniu szczęk, dość często opadających luźno pod wpływem tego, co można obserwować na scenie).

Mój niepokój w kontekście tego spektaklu wynikał także i z tego, że ostatnia quasi-musicalowa produkcja Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, a mianowicie ,,Znachor’’, nie przemówił do mnie zbyt mocno. Jednak po piątkowej premierze zapominam już zupełnie o tym, co zobaczyłem we wrześniu, ponieważ gra aktorska oraz sprawność wokalna pozostają w najnowszym spektaklu na najwyższym poziomie. Jeszcze latem z wielką nadzieją przyjąłem informację o dołączeniu do zespołu „Słowaka” Marcina Czarnika (Jacek Kuroń), i nie zawiodłem się ani trochę. Zdecydowanie pozytywnie zaskoczył mnie Mateusz Bieryt, występujący w roli Władysława Frasyniuka, któremu teraz z całego serca zwracam honor po niezbyt przychylnej opinii na temat jego poprzedniej roli. Z przyjemnością śledziłem również poczynania Julii Latosińskiej, której role, nie tylko w Teatrze Słowackiego (również w Teatrze STU) polecam czytelniku Twojej uwadze. Wszystkie wiodące głosy w postaciach Rafała Szumery (Lech Wałęsa), Katarzyny Zawiślak-Dolny (Krystyna Frasyniuk) oraz najbardziej charyzmatycznych w mojej opinii Magdaleny Osińskiej i Karoliny Kazoń (Grażyna ,,Gaja’’ Kuroń i Danuta Wałęsa), oraz tych już wspomnianych, w otoczeniu młodych, zdolnych tancerzy i aktorów, zaprezentowały nam to, czego z podręcznika ani Wikipedii nie uda nam się wyczytać. Na scenę przeniesiona została opowieść, która niemal nie funkcjonuje w świadomości młodszych widzów, a jeśli w ogóle, to jako szare i groźne, zbiorowe wspomnienie ,,słusznie minionej epoki’’ w głowach i duszach ich rodziców, dziadków i nauczycieli.

I tutaj drogi czytelniku entuzjazm odrobinkę opada, bo wraz z jedną z piosenek spektaklu kołacze się w głowie pytanie: ,,Czy możemy mieć pozytywny mit, który nas nie podzieli lecz połączy?”. Truizmem jest przypominanie o upodobaniu do kultywowania pamięci o klęskach i martyrologii, z nieznanych przyczyn nadal lepiej sprzedaje się i szerzej omawiana jest klęska Powstania Warszawskiego od wygranej w roku 1920. Tak samo niezwykle mocno wbił się w świadomość ludzką PRL, a zupełnie zaniedbano upamiętnienie wolnych wyborów z 4 czerwca 1989. Wynikiem tego jest m.in. fakt, że dopiero zburzenie muru berlińskiego uznawane jest za załamanie się ustroju komunistycznego w Europie środkowo-wschodniej, nie zaś te właśnie wybory, ten pozytywny mit, który został nieco przespany. Dobrze się stanie, jeśli spektakl ,,1989’’ dotrze do jak najszerszego grona odbiorców, ponieważ poza wartością artystyczną, przypomina również o ważnych elementach wydarzenia, które pozwoliło na obalenie niesprawiedliwej władzy, a o tym zapominać, zwłaszcza dziś, nie wolno.

Musical przypomina również jeszcze jedną ważną rzecz, mianowicie fakt, że ,,Solidarność’’ to nie tylko Frasyniuk, Wałęsa i Kuroń, to nie tylko Geremek i Mazowiecki, to nawet nie tylko pracownicy stoczni, zakładów Ursusa czy górnicy. To także 5 milionów kobiet, o których w scenie dziejącej się w Oslo mówią słowa Danuty Wałęsowej.

Czy ten spektakl warto obejrzeć? Nie, ten spektakl TRZEBA OBEJRZEĆ! Nie tylko w Krakowie, jeśli drogi czytelniku nie dane Ci jest mieszkać na odległość komunikacji miejskiej od Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, to przyjmij z ulgą (w związku z obecnymi cenami paliw) wiadomość, że z uwagi na to, iż przedstawienie jest koprodukcją Teatru Słowackiego i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego będziesz mógł to widowisko obejrzeć także nad Bałtykiem.

fot. Dawid Linkowski

Komentarze
Udostepnij