O spektaklu „Szopka Noworoczna: Najlepszy rok w historii Polski” w Klubie Komediowym w Warszawie pisze Robert Trębicki.
Tak zwane „Szopki noworoczne” nie kojarzą mi się najlepiej. Naoglądałem się w młodości tyle tych idiotycznych, polityczno-kabaretowych podsumowań sylwestrowych w jedynej telewizji, że trudno mi je łączyć z czymś artystycznym. Dlatego zaproszenie od znajomej do Klubu Komediowego na ten właśnie tytuł wydał mi się c onajmniej niestosowny, ale cóż, czego się nie robi dla dobrych znajomych. Poszedłem.
I bardzo dobrze, że to zrobiłem. Od pierwszej chwili spektaklu dostaję komediowy strzał pełen językowego słowotwórstwa i świetnego wykonawstwa. W arkana przedstawienia wprowadza widzów Michał Sufin, pomysłodawca tego przedsięwzięcia, i jestem pod ogromnym wrażeniem jego poczucia humoru, spostrzegawczości, błyskotliwej riposty i niesamowitej umiejętności robienia żartów z publiczności, która też w pełni je akceptuje. To samo prowadzący robi z samymi artystami, a oni nie pozostają mu oczywiście dłużni, więc sielanka, zrozumienie i rodzinna atmosfera trwa w najlepsze. Tak też można robić teatr.
Na program podsumowania roku składają się piosenki, skecze i wiersze, wszystko – jak już wspomniałem – okraszone jest radosnym komentarzem prowadzącego, na scenie zaś pojawia się plejada zdolnych i bardzo utalentowanych wykonawców. Na początek lekko stremowana Marysia Janczewska w fajnej piosence o życiu w przeglądarce google, mam wrażenie, że ta lekka trema pierwszej wykonawczyni dała mocnego kopa reszcie aktorów, bo widowisko już dalej szło wybornie. Fantastyczny jest skecz o słowie roku w wykonaniu Kamila Przystała, Grzegorza Wosia i Klaudii Kulinicz. Jak ja tęsknię za teatralnymi występami pana Grzegorza, za jego uroczym zdziwieniem, wspaniałą dykcją i perfekcyjną elegancją ról w „Bój to jest nasz ostatni” czy „Z człowiekiem wśród zwierząt”.
Urzekająca i jakże prawdziwa piosenka o piłkarzach w interpretacji Magdy Smalary, czarowny, ale przerażający w swej wymowie skecz „Księżniczki” w wykonaniu Małgorzaty Mikołajczak, Kai Walden i Klaudii Kulinicz, zaskakująca rodzinnie i aktorsko opowieść „Herakles i Dejanira” Joanny Halinowskiej i Wojtka Wachudy – wszytko zabawne, radosne i w przesłaniach bardzo czytelne..
Wiersz „Polak o pracę”, choć trwał tylko chwilę, po raz kolejny udowadnia jak znakomitym i kompletnie niewykorzystanym na scenicznych deskach jest Szymon Roszak, znany z innych spektakli Klubu, a także z ról w Teatrze Współczesnym i niezapomnianej „Opowieści o prawdziwym szaleństwie” w Akademii Teatralnej.
Można by wymieniać każdą z pozostałych scenek, songów czy zdarzeń, ale najważniejsi w całym tym komediowym przekładańcu są autorzy tekstów i ich nieposkromiona wyobraźnia: Mateusz Lewandowski, Bartek Magdziarz i Michał Sufin. To oni powodują, że wizyta na Nowowiejskiej to nie tylko radość i dobre samopoczucie, ale także podziw dla wybitnych pomysłów językowych, słowotwórczych, lingwistycznych i dramaturgicznych.
Dzięki artystom Klubu Komediowego wiem, że można stworzyć znakomite show bez przekleństw, bez taniej, polityczno-społecznej publicystyki, bez głupawych żartów rodem z popularnych telewizyjnych kabaretów. A zatem lepiej ich nie oglądać i nie czytać „opiniotwórczych” gazet, bo ilość idiotyzmów jaka się przez media przetacza jest nie do strawienia. Lepiej pójść raz w roku na Nowowiejską, bo tam genialni komentatorzy naszej rzeczywistości z humorem i swadą zreferują ci to, co jest godne odnotowania, przemyślenia czy w ogóle zapamiętania lub nie. Tak zyska wasze zdrowie psychiczne, a potężny masaż przepony uodporni na resztę wszelkich anomaliów dnia powszedniego.