Recenzje

7 + 2, CZYLI RÓWNANIE NA DUSZNĄ GALAKTYKĘ

O spektaklu „Zbyt nisko by spadać” w reż. Natalii Kujawy, zrealizowanym w ramach zajęć dydaktycznych w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie pisze Michał Prus.

Jest czerwcowa, duszna niedziela. Na warszawskiej starówce będącej symbolicznym epicentrum wielkiej dyskusji, słyszeć się pozwalają słowa: co dalej? Jest niedziela, więc teoretycznie dzisiaj nikt nie odpowie na żadne pytanie, jednak pozory po to właśnie są, by mylić. W dusznej, nie tylko od atmosfery twórczej pracy sali na pierwszym piętrze wytrwałych murów przy Miodowej, zapada cisza. Po czym słychać tylko krótkie: enjoy. Rozlegają się pierwsze takty, które zapowiadają podróż do świata Domowych Melodii. I w tym momencie okazuje się, że powiew siły, młodości i świeżości przedostaje się z olbrzymim impetem nawet przez zamknięte okna. Jest ich siedmioro: Agnieszka, Julia, Kacper, Maja, Mikołaj, Staszek i Tomek. Stają (albo nawet nie) i od początku są TU I TERAZ.

W świecie lepiącym się od pidżam nie ma miejsca na sen; zagęszczenie emocji i intensywność kreowanych światów sprawiają, że nie chce się mrugać. Kiedy myślę o podróży, w jaką zabierają widzów studenci drugiego (obecnie trzeciego) roku, widzę wędrówkę na PÓŁNOC. Do miejsca, gdzie można poczuć chłód – własnych łez na policzkach i refleksji, które przychodzą z dojrzałymi interpretacjami. Interpretacjami, które są silne i gorące (prawie tak jak w RIO) pomysłami studentów. I nie – to nie jest patetyczno-ckliwa układanka, broń Gustawie swym duchem. Nawet jeśli studenci są z kierunku „dramatyczni”. By się o tym przekonać wystarczy poczekać na przegląd odgłosów ze stajni, jarmark tanecznych uniesień, czy lament tragiczny poświęcony pamięci nierozplątanego KOŁTUNA. Ktokolwiek usłyszał kiedyś diagnozę upośledzenia poczucia rytmu, powinien zaczekać na rozprawę z TECHNO i dopiero wtedy orzec, czy żaden z jego organów nie drży w rytmach refrenu. O wieloznaczności dialogu z panem prezydentem nie ma sensu nawet nikogo przekonywać. Bez względu jednak na postawioną tezę i przyjętą perspektywę, kolejne słowa śmieszą, jednocześnie przerażając. A jak Was nie, to wiecie, to wy się bijcie, gińcie i tak dalej… Deklaracje są bezkompromisowe, bo właśnie takie mogą być. Z kolei realistyczne kreacje w ciężkich od prawdziwości tekstach poruszają kwestie wstydu, relacji, akceptacji, samotności, niedopasowania, niespełnionych oczekiwań czy miłości – w różnorako poplamionych odcieniach. Tabu chowa się za kurtyną, bo młodość przestaje się bać. W tej odwadze walczy liryzmem, którego siła i moc rażenia okazuje się dużo większa niż manifesty czy wykrzyczane bezpośredniości.

One i oni są w tych światach obłędnie różnorodni. TAK im DALI i tacy są. Jest w tej zabawie całe wiadro dystansu, na którego wilgotności zbudowany jest komizm większości komediowych momentów. Nie ma tu Marylin ani Brada Pitta, można za to zobaczyć BRZYDALA. Nie jednego, a całą ekipę. Brzydkich niesztampowością i dzikością dziecięcej frajdy. Agnieszkę, która rozkłada na łopatki kruchością i dzielnie walczy z meandrami własnych włosów; Julię, która nadaje rytm nie tylko własnej muzyce techno, ale i wielu grupowym melodiom; Kacpra, który stosunki dyplomatyczne ma w małym palcu i korzysta ze swoich warunków naprawdę świadomie; Maję, która w ogniu beztroski potrafi zachować szaleńczą powagę i oddać się z czułością w romantyczne uniesienia Mikołaja, który nie pozwala oderwać od siebie oczu w tanecznych podskokach i komediowych stylizacjach; Staszka, który i kocha i nie, i z całą przykrywką bezradności stawia wiele świadomych kroków; Tomka, który czasem staje i solową opowieścią jest, a to wystarczy. Siedmioro talentów zlewa się co rusz w jedną, gibką całość, która imponuje poziomem współpracy i wzajemnego wyczucia. Konfiguracje nie grają tu roli, nie ma miejsca na preferencje i wybory, jest zespół. Nawet na WSCHÓD nie boją się pójść razem.

Przewodniczką tego aktorskiego stada jest Natalia Kujawa. Czuć w tym podążaniu partnerstwo i wzajemną sympatię, która w niełatwym procesie twórczym jest zawsze pożądanym efektem ubocznym. Pani profesor, jak zwracają się do niej z żartobliwym uśmiechem studenci, z niesamowitą zręcznością żongluje składami osobowymi i zestawieniem wykonywanych utworów, dzięki czemu godzinna opowieść abstrahuje od struktury egzaminu, w którym każdy kolejny student musi wyśpiewać przepracowany fragment materiału. W debiutanckim pokazie Kujawa buduje rzeczywistości, które po chwili odważnie burzy, by dać miejsce następnym. Prostymi zagraniami formalnymi bawi się w czarownicę, a efekty czarów nie dość, że są imponujące, to jeszcze czytelne i zrozumiałe. Widoczna i wyczuwalna w tej stylistyce jest szkoła Anny Sroki-Hryń, ukończona z wrażliwością na ciepłe spojrzenia i gesty, minimalistyczne rozwiązania scenograficzne albo ruchową dynamikę budowanych dzieł. Tempo też jest określeniem tego widowiska, które echem odbija się, ilekroć widz czuje na karku zmianę odczuwanych emocji. Ogromna rola w udomowieniu znanych melodii leży po stronie Mateusza Dębskiego, którego czuła i uważna obecność na scenie ćwiczeniowej sali wydaje się być nieocenioną i niezastąpioną. Ten dowodzący duet jest przez cały czas CICHO, ale w scenicznej układance da się wysłyszeć niejeden głos płynący z łbów ich wrażliwości.

ENJOY tłumaczy się między innymi jako “czerpać przyjemność”. Towarzysząc tej twórczej wyprawie, która powzięła sobie za postanowienie, że jest “ZBYT NISKO BY SPADAĆ”, można próbować od przyjemności się oddzielać, ale odnoszę wrażenie, że to daremne wysiłki. Sama autorka tekstu źródłowego w niepohamowanym wzruszeniu podczas odbioru trwała, dając tym samym najpiękniejsze świadectwo studenckiej pracy. Duchota kontrastowych przeżyć w tych warunkach rośnie do rangi spa dla duszy. Wszak, gdy ktoś z melodii potrafi zbudować dom pełen prawdy i miłości, jedyne co by się chciało, to w nim zostać…

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,