Recenzje

„A może sobie zatańczymy?”

O spektaklu „Tango” Sławomira Mrożka w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie pisze Magdalena Hierowska.

Zmurszały świat czy skrzętnie ukryta krytyka współczesności? Jaki jest taniec Sławomira Mrożka jeśli to, co widzialne nie zostaje należycie dostrzeżone? Już sam tytuł nie pozbawia złudzeń, że materia dramaturgiczna nie będzie rozgrywana w przewidywalny sposób. „Tango” to rytm kontrapunktów i akcentów o niekoniecznie sprawiedliwym finale.

Teatr Polski, w 130 rocznicę powołania instytucji przez Arnolda Szyfmana, podjął się bardzo trudnego zadania. Ożywienie pamięci we współczesnych środowiskach, gdzie modne stało się zapomnienie, należy do zadań niebywale trudnych. Arnold Szyfman, również mimo ogromnych trudności, w 1913 roku powołał teatr z prawdziwego zdarzenia, niezależny od administracji carskiej, z pierwszą w Polsce sceną obrotową. Nie było Polski, a próby przypominania o niej należały do zadań trudnych i wymagały ogromnego zaangażowania, dziś jest Polska tylko o jej indywidualnym stylu teatralnym często się zapomina.  

Ta z pozoru banalna opowieść o kryzysie inteligencji, umieszczona w realiach relacji rodzinnych, przepełniona jest patologią idei. Rodzice (Eleonora – Ewa Makomaska i Stomil – Adam Cywka) nie potrafią sobie poradzić z wychowaniem syna Artura (Paweł Kurcz). Jego nadzwyczaj irytująca narzeczona Ala (Anna Cieślak) i rubaszna babcia Eugenia (Halina Łabonarska) również nie potrafią go wesprzeć w myśleniu o tradycji jako o wzniosłej drodze do osiągnięcia swobody ducha. Eugeniusz (Jerzy Schejbal) mimo szczerych chęci nie potrafi wskazać właściwej drogi krnąbrnemu młodzieńcowi, starającemu się zrobić wszystko, aby nie powielać zachowania swoich rodziców. A dzięki Edkowi (Marcin Jędrzejewski) każdy kompleks stawał się tańcem iluzji wszystkich bohaterów, pozbawionych fundamentalnych prawd o godziwym życiu.

Odważna wizja reżyserska Wawrzyńca Kostrzewskiego w znakomity sposób ukazała bezczasowy charakter tego utworu. W tym wypadku nie warto się zastanawiać czy Artur miał sportowe buty dlatego, że zapomniał ich zmienić w garderobie, czy Eleonora ma szlafroczek z lat 50. czy 80. i dlaczego scenicznym rekwizytem jest aparat z dwudziestolecia międzywojennego, a aktorzy wystylizowani są na modne w tamtym czasie monidła. Są to sprawy poboczne i ignorancją byłoby nie dostrzec spójnej konwencji zbliżającej się do teatru szaleństwa, bogato zdobionego krzykliwą frazą absolutnie odległą od realności i naturalizmu.

Wybitni aktorzy, którzy znakomicie znają zasady życia fikcją wprowadzającą dramatyzm prawdy na scenie, w tej realizacji, w bezdechu zduszonym krzykiem wypowiadali swoje kwestie. Taka konwencja znana jest w teatrze chociażby przy realizacjach Tadeusza Kantora, więc zważywszy na bliskość czasową w bezczasie, taki pomysł zapewne jest stabilnie przemyślany. Również scenografia (Anna Adamek) przyprószona kurzem starości, potęgująca szarzyznę myśli bohaterów, zaprasza widza w świat konwencjonalnego teatru jak w spektaklu „Wielopole, Wielopole” wybitnego polskiego mistrza awangardy, założyciela teatru Cricot 2.

Te nawiązania i owa „sztuczność” aktorów, wchodząca niekiedy na nieznośne rejestry mowy delfina, to zabieg celowy i świadomie wprowadzony. Mistrzyni „sztuczności”, Ala, fikająca golizną nóg intrygantka, w sukieneczce z falbaną, stała się dzięki temu bliższa psychice współczesnych młodych panienek. Konwencja nie powinna dziwić, a wręcz przeciwnie, powinna nastrajać do refleksji. Również inne znakomicie karykaturalne postacie jak przerysowana seniorka rodu Eugenia, umierająca na pokaz najlepiej wielokrotnie, tak aby wszyscy widzieli i słyszeli; Stomil, podporządkowany swojej demonicznej żonie Eleonorze, zjawiskowo i ordynarnie pięknej; Tajemniczy Edek uczący prawdziwego prostego życia rodzinę o wiotkich korzeniach.

Czy można dziś tańczyć „Tango” odrywając się od współczesności? Sławomir Mrożek zapewne świadomie uformował materię utworu w przestrzeni bezczasu. Bohaterowie kreśleni mocną linią dramaturgiczną mogą stawać się cisi i tragiczni, a także niekompatybilnie szaleni. To magia tego utworu i faktycznie ogromne wyzwanie dla współczesnych twórców, by znaleźć obecny kod dla tego ponadczasowego dzieła. Teatr w teatrze i odważny spektakl o zniewoleniu, które sami sobie tworzymy. Czy warto skąpić parkietu do tego tańca? Często nawet szlachetne intencje, jak w przypadku głównego bohatera, okazują się złym rozwiązaniem, ale często nie liczy się cel, lecz droga do niego.

fot. Karolina Jóźwiak

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , ,