Przeźroczystość „Faraona” Adama Nalepy w dużej mierze usprawiedliwia fakt, że spektakl został zrealizowany w ramach konkursu na inscenizacje dawnych dzieł literatury polskiej „Klasyka Żywa”. W tym miejscu nie obejdzie się bez truizmu: ożywianie klasyki, powieści i dramatów nieobecnych na polskich scenach, nie jest zadaniem łatwym. Chociaż reżyser i dramaturg (Jakub Roszkowski) zachwycali się powieścią Bolesława Prusa nazywając ją politycznym thrillerem i kryminałem, należy powiedzieć to wprost – włosy na głowie widza spektaklu granego w Teatrze Wybrzeże zjeżone nie zostaną, a emocje nie zmuszą do zamykania oczu w najbardziej ekspresywnych momentach (bo takich nie ma). Nie każdy jest wszak Michałem Zadarą, który nawet z „Kupca” Mikołaja Reja i z „Odprawy posłów greckich” – zabytków polskiej literatury zdecydowanie niescenicznych – potrafił wydobyć esencję i przez szereg akcji o charakterze eksperymentalnym udowodnił, że na kanwie klasycznych tekstów można osnuć zupełnie nową, nie-klasyczną narrację.
Przeźroczystą jest dla mnie taka sceniczna realizacja tekstu literackiego, która pozbawia widza możliwości twórczej interpretacji tego, czego doświadcza w teatrze. Na scenie jest tylko okrojony Prus. Poszukiwanie ukrytych sensów i symboli, które mogłyby wzmocnić i zaktualizować przekaz wygłaszanych ze sceny kwestii, będzie bezowocne. Żeby oddać Nalepie sprawiedliwość – „Faraon” jest spektaklem dobrym. Bezbarwnym, pozbawionym innowacyjnych zabiegów technicznych, programowo wyplątanym z siatki modnych dyskursów krytycznych, nieaktualizującym treści pozytywistycznej powieści, niezachęcającym do krytycznej interpretacji dzieła Prusa, ale dobrym. Ma ten walor, którego nie miała większość oglądanych przeze mnie przez ostatni rok scenicznych adaptacji lektur obowiązkowych każdego Polaka – na „Faraona” można wybrać się z wycieczką szkolną. Spektakl nie jest artystyczną manifestacją, teorie kulturowe XX wieku nie owładnęły wyobraźnią reżysera. Rola kobiet po bożemu, za powieścią, jest marginalizowana, brak też – ciągle modnych w teatrze – tropów postkolonialnych. To porządna, trzygodzinna adaptacja powieści liczącej pół tysiąca stron. Dobrze zagrana. Rzucające się w oczy przejęzyczenia aktorów (w szczególności Roberta Ninkiewicza grającego Herhora) zrzucam na fatum pierwszego występu popremierowego.
Nalepa wiernie przedstawił na scenie historię klęski młodego, ambitnego faraona w starciu z konserwatywną, spragnioną władzy i bogactwa elitą duchownych. Ambitny i porywczy Ramzes (Jakub Mróz) ponosi spektakularną porażkę w starciu z arcykapłanem, ministrem wojny Herhorem. Uniwersalne mechanizmy walki o władzę ukazane w powieści Prusa, wyeksponowane przez reżysera i uproszczone fabularnie (brak chociażby postaci sobowtóra Ramzesa, Lykona), dowodzą słabości jednostek wybitnych, utopijnych wizjonerów, którzy, chociaż pragną rządzić sprawiedliwie, giną wplątani w polityczne gry prowadzone przez bezwzględnych kapłanów.
Nalepa nie rozprasza – wszechobecny minimalizm pozwala skupić się na tekście sztuki, śledzenie prusowskiej fabuły nie sprawi problemu nawet tym, którzy „Faraona” czytali lata temu. Ascetyczna scenografia ogranicza się do metalowo-kamiennej konstrukcji w tle, z której od czasu do czasu stróżkami ściekają wody Nilu, oraz podestu, na którym niewolnicy stawiają tron faraona. Rekwizyty i kostiumy aktorów są tak proste, jak scenografia. Muzyka ogranicza się do leitmotivu faraona, nie odgrywa w spektaklu większej roli. Co innego rytm – egipski chór śpiewnym recytatywem tłumaczy widzom kontekst historyczny fabuły przedstawianej na scenie. Ładny to zabieg i funkcjonalny. Postaciom granym przez aktorów Teatru Wybrzeże brakuje jednak rysów indywidualnych. Żadna z kwestii nie zapadnie w pamięć, żadna ze stylizacji nie zadziwi. Kapłani są brutalni i oschli, Fenicjanie mówią o pieniądzach, a Kama chodzi w kozakach za kolano – to wszystko. Starego faraona i Sarę można zupełnie przeoczyć. Ramzes stara się być charyzmatyczny, ale podobnie jak upada jego polityczny plan, tak nie do końca udana jest próba autentycznego wyrażenia buńczucznych emocji.
Marta Zabłocka
W ramach cyklu „Odzyskiwanie” (recenzje powstałe dla portalu Teatr dla Was) przypominamy tekst Marty Zabłockiej o spektaklu „Faraon” w reż. Adama Nalepy w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.
Fot. Dominik Werner