O spektaklu „Wstyd” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie pisze Reda Paweł Haddad.
Wdzięczny temat i jeden z ulubionych polskich toposów. Wesele. Jednak tutaj zobaczymy tylko kulisy. Bo to na zapleczu rozgrywa się prawdziwa psychologiczna wojna. Wojna w polskim stylu. Klasycznie, przy wódce, odbędzie się pranie najgorszych rodzinnych brudów.
Rodzina słowem silna
W tej znakomicie pasującej do stylu Teatru Współczesnego komedii, konterfektowi ludzkiej małości, egoizmu i wyrachowanego cwaniactwa, autor Marek Modzelewski stworzył bardzo wdzięczne do grania postaci.
Aktorski dream team
Andrzej grany przez Jacka Braciaka – biznesmen jakich wielu, spokojny (może za spokojny), opanowany. Braciak łączy się w jedno z postacią. Dobra rola. Dzięki jego chłodnemu ugruntowaniu inni mogą trochę „odlecieć” w swoich rolach. Wanda Agnieszki Suchory to trochę taka „chciwa baba z Radomia”. Suchora obdarza swoją dość gruboskórną postać niesamowitym wdziękiem i lubimy tę babę, a nawet jesteśmy po jej stronie gdy dostanie od Małgorzaty w nos. Izabela Kuna w roli Małgorzaty jest jak zawsze bardzo intensywna, tutaj dodaje jeszcze swoje poczucie humoru i wspaniale bawi się swoją postacią, tworząc wyjątkową atmosferę tego przedstawienia. Za to poczciwy, dobrotliwy Tadeusz Mariusza Jakusa rozwala system! Co za „kwadratowa prowincjonalność” i jednocześnie… wdzięk baletnicy. Jego vis comica zdobywa nas całkowicie. Każde pojawienie się Mariusza Jakusa na scenie wzbudza w nas uśmiech i podziw dla jego wirtuozerii.
Niech się wstydzi ten kto (nie) widzi
Scenografia (Wojciech Stefaniak) – funkcjonalna. Reżyser (Wojciech Malajkat) z taką obsadą na pewno starał się „nie przeszkadzać”, efekt reżyserii i pracy wszystkich twórców jest świetny. Nawet zakończenie, chociaż zaskakuje, pasuje doskonale do konwencji całości. Nie wstydzę się napisać, że to wstyd nie obejrzeć „Wstydu”.