O spektaklu „Kompleks Portnoya” Philipa Rotha w reż. Adama Sajnuka i Aleksandry Popławskiej z Teatru WARSawy w CSW Zamku Ujazdowskim w Warszawie pisze Katarzyna Harłacz.
Spektakl „Kompleks Portnoya” oparty o skandalizującą powieść amerykańskiego pisarza Philipa Rotha, równie skandalicznie i przezabawnie, z mistrzowską grą czwórki aktorów wyreżyserowany został przez Adama Sajnuka i Aleksandrę Popławską. Do tego tekst został w kapitalny sposób zaadaptowany przez Teatr WARSawy.
Tytułowa postać spektaklu, Alex Portnoy, urodzony w rodzinie amerykańskich Żydów, od dziecka przeciwstawia się ortodoksyjnym normom wpajanym mu przez rodzinę. Niezgoda na zakazy i nakazy środowiska, w którym przyszło mu żyć, doprowadzały go do napięć psychicznych i seksualnych. W żydowskim chłopcu rodzą się sprzeczne emocje. Kwestionuje konserwatywne judaistyczne środowisko, nie może uwierzyć w Boga oferowanego mu przez religię mojżeszową. Całe życie, od dojrzewania do dorosłości, buntuje się przeciw wszystkiemu. Bunt jest jedynym przejawem chęci zmiany, na jaką go stać. Jest wykształcony i ponadprzeciętnie inteligentny, ale to za mało, by mogło uchronić go przed kłopotami.
Spektakl przybiera formę opowiadania swego życia przez Portnoya podczas sesji u psychoanalityka. Dojrzały już pacjent dosadnie i prosto dzieli się wrażeniami na temat surowego wychowania, opisuje wydarzenia rodzinne, a także liczne ekscesy seksualne. Wypowiedzi bohatera ożywiane były barwnymi i bardzo zabawnymi historyjkami obrazującymi koleje jego losu.
W spektaklu pojawiła się cała rodzina Portnoya (matka z ojcem i siostrą), a także kolorowe postaci jego kobiet – kochanek.
Wspaniała gra aktorska i pełne zaangażowanie odtwórców – wszyscy stworzyli role ciekawe i przekonujące. Ale szczególnie zwracała uwagę kreacja Anny Smołowik, grającej zarówno siostrę głównej postaci dramatu, jak i tłum jego ukochanych. Aktorka brylowała, pełna śmiałości i swobody we wcielaniu się w różnorodne, czasami bardzo ryzykowne role, nie miała w sobie cienia niepewności czy zahamowania. Odważne sceny erotyczne, choć zabawnie pokazane, z jednej strony rozbawiały, ale jednocześnie pokazywały niedojrzałość Portnoya w stosunku do kobiet i niemożność znalezienia swojego miejsca w świecie. Wszystkie przygody i skomplikowane sytuacje przekazane zostały w krzywym zwierciadle. Bardzo ciekawy sposób ich wyrażenia oraz dynamiczna i szalona akcja ani przez chwilę nie pozwalały się nudzić.
Także scenografia i zaaranżowanie przestrzeni zasługują na uznanie: stalowa konstrukcja ze szklanymi drzwiami na środku sceny, będąca namiastką domu rodzinnego, symbolizowała jednocześnie klatkę, z której nie mógł się wydostać bohater. Poza centralną konstrukcją pojawiło się kilka mniejszych stanowisk z rekwizytami, do których czasami dynamicznie przenosiła się akcja.
Kulturowe i religijne nakładki, w jakie został wtłoczony bohater uniemożliwiały mu pełne cieszenie się życiem. Pomiędzy niezgodą na zastaną sytuację, a gotowością na zmiany, musi jednak istnieć dojrzałość, która pozwoli je zaadaptować i stworzyć sobie nową rzeczywistość. Głównemu bohaterowi zabrakło tej mądrości. Gubił się i wikłał w swoim życiu. Mimo prób zmian ciągle powtarzał te same schematy. Pomimo buntu nie mógł przekroczyć ram i barier, w jakie wciągnęło go otoczenie, w którym się urodził.
Pocałunek matki na koniec był smutnym symbolem powrotu do korzeni – nieumiejętnością oderwania się od uwarunkowań rodzinnego środowiska.
fot. Rafał Meszka