O spektaklu „Prawda” Jarosława Jakubowskiego w reżyserii Adama Wojtyszki w TVP Kultura pisze Krzysztof Krzak.
Zgodnie z zapowiedzią nowej dyrekcji Teatru Telewizji maj naszpikowany został premierowymi widowiskami. Będą się one odbywały na antenie telewizyjnej Jedynki (40 minut wcześniej niż dotychczas) i w TVP Kultura. Ten swoisty maraton teatralny rozpoczęła niedzielna (5 maja 2024 r., TVP Kultura) premiera spektaklu „Prawda” Jarosława Jakubowskiego w reżyserii Adama Wojtyszki.
„Prawda” została zrealizowana przed prawie ośmiu laty w ramach projektu „Teatroteka” Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Jarosław Jakubowski, autor słynnego „Generała”, tym razem skupił się na tematyce praworządności, a ściślej nieuchronności kary za popełnione przewinienia. No właśnie, czy rzeczywiście popełnione? Bohaterem sztuki jest niejaki Jacek S., przeciętny mężczyzna w średnim wieku, przykładny ojciec, dobry mąż, pomocny sąsiad. Tak w każdym razie oceniają go najbliżsi: żona (Aneta Todorczuk-Perchuć) i dorosły syn (bardzo wiarygodnie, naturalnie przedstawiony przez Krzysztofa Szczepaniaka). Pewnego dnia do ich domu przychodzą policjanci i aresztują Jacka pod zarzutem zabójstwa sąsiadki, Justyny B., sąsiadki z piętra niżej, które miało miejsce – bagatela! – dwadzieścia dwa lata wcześniej. Mężczyzna jest już na zupełnie innym etapie swojego życia, pewnie zdążył już wyprzeć wydarzenia sprzed przeszło dwóch dekad. Tymczasem, dzięki działaniom policjantom (pewnie z tzw. archiwum X) i prokuratury przyjdzie mu się ponownie zmierzyć z przeszłością, a nade wszystko ze swoimi wewnętrznymi emocjami. Sztuka została tak skonstruowana, że widz, wbrew tytułowi, a w obliczu zmienianych zeznań oskarżonego, nie poznaje całej prawdy o wydarzeniach sprzed lat, bo tę zna tylko, co wynika z jego wypowiedzi, sam Jacek S. rewelacyjnie zagrany przez Łukasza Simlata, który buduje swoją postać z niuansów, ledwo zauważalnych zmian spojrzenia, min, skromnych gestów i spokojnej, cichej opowieści. Swoją prawdę formułuje też prokuratura (jej przedstawicielkę gra Beata Fudalej) i pani komisarz grana znakomicie przez Lidię Sadową. Wielką przyjemnością jest oglądanie jej wyważonej gry, swoistego pojedynku emocjonalnego z głównym bohaterem. A widać to bardzo wyraziście, bowiem większość interakcji aktorskich pokazana jest na dużych zbliżeniach twarzy (zdjęcia: Wojciech Suleżycki), dodatkowo niekiedy umieszczonych na ogromnych powiększeniach detali twarzy aktorów na telebimie, co nie było najszczęśliwszym pomysłem realizatorskim, bowiem rozpraszało uwagę widza i po pewnym czasie po prostu denerwowało.
„Prawda” to także ważki głos autora, a pewnie i reżysera Adama Wojtyszki, w sprawie działania wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju, postaw osób funkcjonujących w jego obszarze, które muszą się zmagać z osobistymi pokusami i ambicjami, by postawić podejrzanym na podstawie poszlak zarzuty za wszelką cenę, by „odfajkować” kolejną sprawę, poprawić statystyki wykrywalności. Po drugiej stronie znajdują się owi podejrzani / oskarżeni i ich rodziny, które muszą się zmierzyć nie tylko z wyrokami sądowymi, ale także z ostracyzmem otoczenia, funkcjonowaniem z łatką żony / syna mordercy. Najbardziej jednak męcząca w danej sytuacji jest niepewność co do tego, na ile znaliśmy prawdę o osobie nam bliskiej, którą, wydawałoby się, znaliśmy na wskroś. Tak było w przypadku rodziny Jacka S., która w tej niepewności pozostaje w finale przedstawienia.
Fot. Wojciech Radwański/WFDiF