Recenzje

Amusement

O spektaklu Zemsta Nietoperza Johanna Straussa w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Natalia Karpińska.

Zemsta nietoperza Straussa na przestrzeni ostatnich stu lat doczekała się w Polsce ponad sześćdziesięciu realizacji scenicznych – w filharmoniach, teatrach muzycznych oraz teatrach dramatycznych. Ciesząca się powodzeniem wiedeńska opera komiczna łączy w sobie beztrosko prostą fabułę, wpadające w ucho melodie, a także wyraźną warstwę satyryczną, ukazujące życie XIX-wiecznych „wyższych sfer” z całą gamą ich amoralnych upodobań i zblazowania. Michał Zadara na scenie Teatru Narodowego łączy style i konwencje: ramy amerykańskiej opery mydlanej miesza z obyczajową komedią i musicalem, farsowy wodewil rozgrywa się w nowoczesnych, warszawskich loftach. Aktorzy tańczą i śpiewają, dwoją się i troją, by osiągnąć jeden cel: dać widzom oczekiwany amusement.

Od początku inscenizacji realizatorzy bawiąc się operetkowym szablonem lawirują nad cienką granicą kiczu. Uwspółcześnione realia fabuły, której głównym bohaterem jest młody lekkoduch Eisenstein (Michał Rusin), jego piękna żona Rozalinda (Anna Lobedan) oraz sprzątaczka Adela (Marta Wągrocka), podkreślają humorystyczny rys melodramatycznej historii z happy endem. Zanim rozpocznie się barwna intryga wymyślona przez tytułowego Nietoperza – Doktora Falke (Oskar Hamerski) dość długo czekamy na pierwsze muzyczne aranżacje. To one rysują tempo spektaklu – i wraz z wykonaniem utworów muzycznych przez aktorów budują klimat operetki. Pierwsze skrzypce grają zdecydowanie kobiety – Anna Lobedan i Marta Wągrocka przyćmiewają swoimi wokalnymi umiejętnościami resztę wykonawców. Ich sceny, podobnie jak sceny zbiorowe, były nagradzane największymi oklaskami widowni, która stopniowo oddaje się w wir zabawy, pomimo pewnych muzycznych niedociągnięć. Zresztą brak wokalnych możliwości części obsady, chociażby Karola Dziuby grającego zakochanego po uszy Alfreda, z czasem było przyjmowane z przymrużeniem oka, jakby realizatorzy puszczali do nas oko, mówiąc: pamiętajcie, jesteście w teatrze dramatycznym, nasza operetka rządzi się swoimi prawami.

W robiącej wrażenie mobilnej scenografii Roberta Rumasa w II akcie rozgrywa się najważniejszy moment operetki – bal u Księcia Orłowskiego (cudownie zblazowany Przemysław Stippa). Prawie dwudziestoosobowy zespół Narodowego wraz z zespołem muzycznym kreuje niezwykle atrakcyjne i zabawne widowisko. Na balu w przebraniach zjawiają się wszyscy i zgodnie z przyjętą zasadą gospodarza korzystają ze swobody na całego. Szampan leje się strumieniami, w ruch idzie flirt i podryw, brokatowe suknie mienią się w blasku świateł, nad głowami bohaterów góruje neonowy napis amusement, rytmicznie wybrzmiewa wiedeński walc – i tak uruchamia się operetkowy czar.

Michał Zadara wraz z Justyną Skoczek (kierownictwo muzyczne) i aktorami Teatru Narodowego podjęli nie lada wysiłek, aby warszawskiej publiczności przybliżyć w sposób niezwykle przystępny klasykę operetki, której narodziny nosiły znamiona obyczajowej rewolty, rozsadzającej od środka tradycję widowisk muzycznych. Sceniczne harce poprowadzone wprawną dłonią reżysera, który na swoim koncie ma niejedną realizację operową – osiągają zamierzony efekt: amusement! Pod koniec spektaklu na twarzach widzów widać zadowolenie, co chwila wybuchają salwy beztroskiego śmiechu. Przymknijmy oko na techniczne niedociągnięcia i oddajmy się w ręce twórców. Wsłuchajmy się także w nowy przekład libretta autorstwa Michała Zadary i Justyny Skoczek, którzy odważnie zrezygnowali z tłumaczenia Juliana Tuwima.

Fot. Krzysztof Bieliński

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , ,