Recenzje

Analiza firmy

Jakub Dziekan: Korporacjusz. Vesper, Czerwonak 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Korporacjusz jest tak naprawdę socjopatą, przeszkadzają mu inni ludzie, najchętniej odizolowałby się niemal od całego społeczeństwa. Na razie ratunku szuka po prostu w ucieczce – i to ucieczce w monologi wewnętrzne. Na własny użytek przeprowadza obserwacje dotyczące kolejnych grup pracowników, charakteryzuje współtowarzyszy niedoli i wyśmiewa się z nich w okrutny czasem sposób. Nie może pozwolić, by te opinie wyszły na jaw – analizy muszą być starannie ukryte przed innymi: mogłyby wstrząsnąć korporacją w posadach, a na pewno zrujnować pozory normalności, które każdy codziennie próbuje zachowywać. „Korporacjusz” Jakuba Dziekana z początku jawi się jak zwierzenia nieudacznika, opowieść kogoś, kto cierpi na logoreję i poza tym nie ma zbyt wiele do zaoferowania czytelnikom – jednak w gąszczu słów można znaleźć co pewien czas przebłyski ironii, a zdarza się, że w potwierdzanych stereotypach autor doszukuje się możliwości rozśmieszenia co bardziej wymagających odbiorców.

Jest to powieść zdecydowanie dla cierpliwych, bo ważniejszy niż akcja staje się tutaj szereg opisów, niekończących się właściwie dygresji, klasyfikacji, porównań i podsumowań – tyle trafnych co… przegadanych. Owszem, w sposobie prowadzenia narracji tkwi największa siła tej książki – bez potoku słów nie byłoby ani historii, ani bohatera, który w ten sposób się definiuje. Ale też potok słów ukrywa faktyczny brak fabularnej wyobraźni. Jakub Dziekan pisze, żeby rozkoszować się melodią tekstu, żeby wykazać się drobiazgowością i precyzją w omawianiu korporacyjnej codzienności. W schematach i znienawidzonych przez wielu pracowników motywach dopatruje się źródeł śmiechu. Wprowadza – między innymi – mistrzowskie komentarze dotyczące informatyków, ich specyficznego żargonu, sposobu bycia czy ubierania się – ale to wszystko prowadzić może jedynie do ukazania wyobcowania postaci. To trochę mało, chociaż styl imponuje. Sam bohater próbuje opowiadać tak, jakby miał zamiar poważnie zaprezentować całą firmę, jednak nadrzędnym sensem istnienia tej relacji nie jest odwzorowywanie faktów z życia pracowników (ba, nawet majaczący na horyzoncie romans z gombrowiczowską iście łydką w zasięgu wzroku nie wpisuje się w schemat łzawych powieści obyczajowych dla pań) – komizm napędza całą narrację. Jakub Dziekan sprawia pozory analizowania wszystkiego i rozkładania na czynniki pierwsze na poważnie, w głębi jednak aż kipi od dostrzeganych absurdów.

Tyle tylko, że biurowe i korporacyjne absurdy trafiały już do tak wielu dzieł z zakresu literatury masowej, a także komiksów, że trudno znaleźć obszar niezagospodarowany i tematy, których jeszcze dotąd nie było. Bohater Dziekana nie wygra z Dilbertem w tworzeniu lakonicznych spostrzeżeń, nie przekona do siebie również – z racji nieco hermetycznej formy – odbiorców masowych. Trafi do publiczności ceniącej sobie inteligentny żart i stawiającej warsztatowe popisy ponad samą treść.

Jest „Korporacjusz” powieścią rozbudowaną – takie sprawia wrażenie, chociaż nie w akcji a w sposobie tworzenia opisów. Jakub Dziekan ani na moment nie rezygnuje z rozgadania, jakby tylko w ten sposób mógł dotrzeć do sedna korporacyjnych struktur. Powołuje do istnienia bohatera, którego następnie może rzucić na żer trybikom korporacyjnej machiny. Funduje czytelnikom podróż przez piekło – z przymrużeniem oka.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,