Recenzje

Apetyt nie tylko na czereśnie

O spektaklu „Apetyt na czereśnie” Agnieszki Osieckiej w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze Telewizji pisze Krzysztof Krzak.

Mało kto potrafił pisać z takim znawstwem o sprawach damsko–męskich, jak Agnieszka Osiecka. Znawstwem i uniwersalnością powodującą, że nawet teksty powstałe ponad pół wieku temu i dziś brzmią aktualnie. Można się było o tym przekonać oglądając spektakl „Apetyt na czereśnie” pokazany w Teatrze Telewizji 2 października 2023 roku.

Historia przedstawiona w rzeczonym spektaklu zaczyna się stereotypowo, a nawet banalnie. Oto w przedziale kolejowym spotykają się, jak pisała sama Osiecka w jednej z najbardziej znanych swoich piosenek, „kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”. Początkowo zaskoczeni sytuacją, dość szybko nawiązują dialog (sercowy – jak nazwała go TVP w zwiastunie spektaklu) i zaczynają snuć opowieść o swoim minionym życiu, miłości zakończonej rozwodem, po zakończeniu którego wracają właśnie pociągiem. Widz dopiero w końcówce przedstawienia dowie się, że bohaterami tej słodko–gorzkiej rozmowy zwizualizowanej dramatycznymi scenkami i uzupełnionej piosenkami są oni sami. Poznali się na balu maskowym na Politechnice, połączyła ich namiętność zwieńczona małżeństwem, które ona uważała za burżuazyjny przesąd i rodzicielstwem. A potem przyszła szara rzeczywistość, czyli życie na mazurskiej prowincji, którą ona znosiła źle, w przeciwieństwie do niego. Ona chciała się rozwijać intelektualnie, nosić różowy kapelusz wzorem miastowych kobiet. Jemu zabrakło zrozumienia dla jej potrzeb, stąd oskarżenia o chłód uczuciowy, egoizm, niezdolność do kompromisu. Te pojawiają się zresztą wzajemnie z obu stron. Nic więc dziwnego, że nie mogli ze sobą wytrzymać, ale czy mogą od siebie odejść, mimo formalnego rozwodu. Agnieszka Osiecka nie daje w swoim teatralnym musicalu (określenie też zaczerpnięte ze zwiastuna premiery) jednoznacznej odpowiedzi.

Tę niejednoznaczność relacji między Kobietą a Mężczyzną, bo tak określani są bohaterowie w napisach końcowych (z reguły określani jako Ona i On), znakomicie oddają występujący w „Apetycie na czereśnie” aktorzy: Katarzyna Dąbrowska i Arkadiusz Brykalski. Klasę aktorską Dąbrowskiej znają nie tylko bywalcy jej macierzystego Teatru Współczesnego w Warszawie, ale także widzowie takich seriali, jak choćby „Behawiorysta” czy „Wotum nieufności”. Tutaj aktorka miała dodatkowo szansę pokazania swego nietuzinkowego talentu wokalnego z czego skwapliwie, śpiewając niełatwe kompozycje Macieja Małeckiego i interpretując liryczno–dramatyczne (vide: „Cierniem jesteś w mej koronie”) teksty Osieckiej. Wokalnie i aktorsko dorównuje jej mniej popularny, a w każdym razie mniej opatrzony Brykalski (na co dzień występujący w warszawskim Teatrze Powszechnym), który jako absolwent Studia Wokalno–Aktorskiego im. Baduszkowej w Gdyni nie tylko bardzo dobrze śpiewa, ale znakomicie radzi sobie w układach choreograficznych Agnieszki Brańskiej (nawet stepuje!). Obydwoje pokazują też godny uznania talent stricte dramatyczny, przekonująco wcielając się w różne postaci, które pojawiały się w życiu małżonków na różnych etapach ich wspólnego pożycia. Są nie tylko Zosią i Markiem, ale także uwodzicielskim panem Zdzisiem, cwaniakowatym i przemocowym Wojtkiem, wampowatą Moniką czy refrenistką z baru nad Pilicą. Reżyserująca spektakl Anna Sroka–Hryń (jej rewelacyjne przedstawienie „A planety szaleją…” pokazała jakiś czas temu TVP) w miarę sprawiedliwie obdarowała swoich aktorów możliwością wykazania się. I ci stanęli na wysokości zadania. Trudnego, bo „Apetyt…” był pokazywany w formule teatru telewizji „na żywo”. I bynajmniej nie było to oszustwo ze strony tego medium słynącego z „mijania się z prawdą”, o czym świadczyć może mało estetyczny wygląd ociekającego potem Brykalskiego (w wersji puszczanej z tzw. puszki by to nie przeszło – nie pozwoliłyby na to dyżurne makijażystki). Na żywo akompaniowali aktorom pianiści: Jacek Kita i Marek Lipski. Natomiast scenografowie (Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński) stworzyli bardzo pomysłową przestrzeń dla scenek dramatycznych odbywających się w przeszłości, ozdabiając ją również metaforycznymi przecinającymi się w pewnym miejscu torami (liniami życia?). Świat końcówki lat 60. minionego wieku kiedy to Agnieszka Osiecka stworzyła swoją sztukę uzupełniają stylizowane na tamten okres kostiumy autorstwa Sabiny Czupryńskiej.

Chcę wierzyć, że „Apetyt na czereśnie” jest zapowiedzią powrotu Teatru Telewizji do dobrze napisanej literatury współczesnej mówiącej o problemach człowieka żyjącego tu i teraz, a nie tylko pokazującej martyrologię i bohaterstwo (często dyskusyjne) ludzi żyjących w zupełnie innych realiach (te mógłby pokazywać na przykład Teatr TVP Historia). A jeśli do tego w tych dobrze zrealizowanych (tu przez Józefa Kowalewskiego) spektaklach występowaliby tak utalentowani aktorzy, jak w omawianym przypadku, niekoniecznie znani z plotkarskich portali, byłby to dla mnie szczyt… przynajmniej zadowolenia.

Fot. Jan Bogacz / TVP

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,