Recenzje

Asymetria

Timothy Zahn: Star Wars. Ostatni rozkaz. Foksal, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

„Star Wars. Ostatni rozkaz” to trzecia część Trylogii Thrawna. Timothy Zahn ponownie odwołuje się do środowiska fanów „Gwiezdnych Wojen” i może być pewny, że tym razem nie spotka się z żadnymi zarzutami, realizuje bowiem opowieść, która jest gęsta od znaczeń, a do tego – mocno filmowa już na płaszczyźnie narracji. Asymetria dotyczy w niej natomiast proporcji: autora najbardziej interesują intrygi i działania związane z techniczną stroną funkcjonowania w wyobraźniowej rzeczywistości niż prywatność postaci. To pierwsze stanowi główny składnik historii, to drugie pojawia się na marginesach, jako dodatek do charakterystyk postaci.

Wygląda to tak, jakby Timothy Zahn pasjonował się dopracowywaniem szczegółów dotyczących zmian kursu statków powietrznych, za to niekoniecznie chciał zastanawiać się nad ciążą jednej z bohaterek i konsekwencjami dla psychiki. W ogóle ten autor rezygnuje w swoich książkach z doprecyzowywania charakterów i reakcji. Nie ma przekonania co do znaczenia emocji bohaterów, traktuje ich wszystkich niemal jak roboty bez słabości czy możliwości ewoluowania i zmian opinii. W futurystycznym środowisku i przy „suchej”, beznamiętnej narracji jakby nie było miejsca na skupianie się na tym, co wyzwalają ludzkie błędy. Innymi słowy, fakty, które mogą pchnąć do przodu powieść sensacyjną lub obyczajową, w „Gwiezdnych Wojnach” przestają mieć rację bytu, nie mieszczą się w portretach postaci. Jest to pewnego rodzaju komplikacja, sprawia bowiem, że trudniej będzie przekonać się do bohaterów i do ich sposobu widzenia świata.

Za to Timothy Zahn bezbłędnie operuje wszelkiego rodzaju wytworami fantazji, wynalazkami i artefaktami w tej przestrzeni. Z lubością śledzi każdy szczegół w zachowaniach bohaterów: będzie ich do upadłego obserwować po to tylko, żeby odnotować najmniejszy gest, grymas czy tik poza stanem świadomości – i na tej podstawie budować dla czytelników obraz reakcji. Oznacza to, że część pracy – polegającą na przełożeniu sobie opisywanych sytuacji na znane emocje – będą musieli wykonać sami odbiorcy. W zamian uzyskają możliwość lekturowego filmu, czyta się tę książkę tak, jakby oglądało się film, chociaż pojedyncze obrazy i kadry są tutaj rozbudowane ponad miarę. Wynika to z precyzji autora i chęci odzwierciedlania scen w skali jeden do jednego. Timothy Zahn bez kamery próbuje uzyskać efekt kinowy – może mu się to udać, jeśli bierze się pod uwagę fakt, że książka trafia wyłącznie do fanów serii Gwiezdne Wojny.

Charakterystyczna dla tego tomu jest rozbudowana narracja. Nawet jeśli autor odwzorowuje gesty i ruchy bohaterów, nawet jeśli pozwala im na dłuższe wypowiedzi w ramach dialogu, pogłębia to wrażenie obserwowania postaci z zewnątrz. Z niewielkiego dystansu, bez prób zmian kadru: jest tuż obok, ale nie chce angażować się w psychikę bohaterów. Fanom wystarczy.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,