Isabel Allende: W samym środku zimy. Muza SA, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut
Isabel Allende pisze książkę z pogranicza obyczajówki i kryminału, powieść trzymającą w napięciu i wypełnioną dziwnymi wydarzeniami. Nad wszystkim unosi się romans – na razie jeszcze w zamierzeniu, ale – upragniony. Lucia bowiem podkochuje się w mężczyźnie, od którego wynajmuje pokój w suterenie. Marzy o tym, że Richard w końcu zwróci na nią uwagę – że uwierzy w to, że miłość przyjść może do ludzi w każdym wieku. Tu nie wchodzi w grę tradycyjny podryw, kobieta musi wykazać się inicjatywą i odwagą w walce o swoje. Na razie jednak wydarza się coś, co skutecznie odwraca uwagę od sercowych porywów. Roztrzęsiona Evelyn, nielegalnie zatrudniona jako opiekunka do dziecka imigrantka, rozbija samochód swojego pracodawcy. Pożyczyła go tylko na pół godziny, a teraz już nie ma szans utrzymać tego czynu w tajemnicy. Nic dziwnego, że Evelyn boi się bardzo konsekwencji. Lucia i Richard muszą jej pomóc.
„W samym środku zimy” to historia rozwijająca się stopniowo. Najpierw Isabel Allende chce jak najpełniej przedstawić egzystencję Lucii, dba o to, żeby odbiorcy dobrze poznali motywacje tej bohaterki. Później zresztą osobno, w podobny sposób, analizuje doświadczenia Richarda. To jej pomysł na prezentowanie wizerunków postaci – bardzo klasyczny, nieinwazyjny dla formy powieści, nawet można tu stwierdzić, że uspokajający – gdyby nie to, że autorka rozkręca intrygę coraz bardziej – i ma coraz więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia na temat problemów Evelyn oraz jej pracodawców. Zresztą w kształcie osi fabularnej to kryminał klasyczny – na początku wydarzenie inicjujące dotarcie do tajemniczych zwłok, później zachowania bohaterów wobec odkrycia – aż w końcu rozwiązanie zagadki. Chociaż wcześniej czasami ma się wrażenie, że autorka trochę na siłę wypełnia niektóre punkty realizacji fabuły, w zamknięciu tomu bardzo przyspiesza, stara się absolutnie wszystko wyjaśnić na kilku stronach, wprowadzić rozwiązania potencjalnych wątpliwości. Domyśla się, czego czytelnicy chcieliby się jeszcze dowiedzieć, przygląda się kierunkowi rozwoju akcji i losom postaci: przechodzi nawet w jednym momencie do baśni – dba o to, żeby źli zostali ukarani, a ofiary nie doznawały więcej krzywd. To puenta trochę za bardzo magiczna, życzeniowa, ale potrzebna opowieści. „W samym środku zimy” to w końcu wyjście od cytatu, który wyjaśnia na wstępie dążenia autorki: można się spodziewać określonego rozwiązania czy zestawu chwytów nieobcych doświadczonym twórcom. Isabel Allende – jako dostarczycielka emocji – sprawdza się idealnie. Prowadzi opowieść po meandrach wielkich uczuć i zbrodni, a jednak nie zapomina i o jej społecznym wymiarze: sporo miejsca, jak na rozrywkową historię, poświęca tematowi emigracji i traktowania obcokrajowców. Tutaj Evelyn staje się tylko pretekstem do opowiedzenia o społecznych nierównościach, o nielegalnym pobycie i jego konsekwencjach, o problemach z zatrudnieniem (albo ze znalezieniem pracy). Znajduje okazję autorka do przedstawienia historii o przemocy domowej i o bezradności żon. Sięga głęboko do relacji rodzinnych: obecność niepełnosprawnego dziecka może obnażyć szereg kłopotów czy pretensji – to prosta droga do zniszczenia kruchych relacji.
„W samym środku zimy” jest zatem powieścią, która poza rozrywką ma dostarczać również refleksji. Autorka posługuje się wyłącznie tym, co zrobi na czytelnikach wrażenie, świadomie wykorzystuje sposoby grania na emocjach odbiorców. Ma sporo pomysłów i układa je w spójną historię. Buduje ekscytującą fabułę, mimo że na początku udaje, że chciałaby przejść wyłącznie w prosty romans. Kusi ją wyraźnie filmowość poszczególnych scen, szansa na wprowadzenie dreszczyku emocji do codzienności. Allende dostarcza odbiorcom powieść będącą wynikiem międzygatunkowych inspiracji. Pozwala jednym zająć się romansem starszych ludzi, innym – koniecznością wprowadzania zmian społecznych. Proponuje kryminalną zagadkę albo kwestie obyczajowe.