Recenzje

„Będę ciebie kochała także po śmierci”

Giuseppe Verdi „La Traviata” – reż. Michael Mayer – w polskich kinach w ramach „The Met: Live in HD” – pisze Wojciech Giczkowski

Melomani na całym świecie, w tym w kinie „Świt” w Czechowicach-Dziedzicach czy kinie „Sokół” w Dąbrowie Tarnowskiej, mogli zobaczyć premierę sezonu w ramach przedsięwzięcia „The Met: Live in HD”. Cykl transmisji, który może być emitowany w najdalszych zakątkach świata, wymyślił dyrektor generalny The Metropolitan Opera – Peter Gelb, kontynuujący w ten sposób 80-letnią tradycję słynnych przekazów radiowych z tego nowojorskiego teatru. Trwa to już od 12 lat, czyli od 30 grudnia 2006 roku, kiedy pokazano „Zaczarowany flet” Mozarta. Obejrzało go wtedy 30 000 widzów zgromadzonych w 150 salach na terenie USA. Sukces ten sprawił, że przedstawienia z Met oglądają na żywo widzowie z całego świata, w tym melomani z naszego kraju – w bieżącym sezonie już w 34 salach kinowych w Polsce.

Na „La Traviatę”, zainscenizowaną na nowo przez Michaela Mayera i poprowadzoną przez Yannicka Nézet-Séguina, w której w parę nieszczęśliwych kochanków wcielają się Diana Damrau i Juan Diego Flórez, do kina Ursynów przybył komplet widzów. Reżyser, którego mogliśmy posłuchać podczas transmisji w krótkim wywiadzie udzielonym w przerwie przedstawienia, powiedział, że obecna inscenizacja skupia się na poszukiwaniu psychologicznego uzasadnienia postępowania głównych bohaterów. Diana Damrau, jako Violetta, na próbach z dyrygentem pracowała nad każdym słowem i każdą nutą partytury, aby wyrazić głębię uczucia tragicznej bohaterki. Polskich melomanów taki sposób podejścia do utworu nie zaskakuje, bo wielu z nich wie, że to Ryszard Peryt w swojej pracy ze śpiewakami szuka w partyturze zrozumienia dla idei, która przyświecała twórcy podczas komponowania opery. Efekt takiej pracy jest zachwycający. Na kurtynie wyświetlana jest olbrzymia kamelia, a dekoracje Christine Jones przedstawiają stylizowany paryski salon z epoki romantyzmu. W drugim akcie sgraffito odrywa się od ścian i w postaci metaloplastyki stylizowanej na kwiaty przesuwa się na środek sceny, gdzie tworzy altanę, w której Alfredo i Violetta spędzają swój czas życia na wsi. Kolory kostiumów (o czym w przerwie powiedziała nam ich autorka) były dostosowane do okresów miłości – czyli wiosny i jesieni. Ich bogactwo i kolorystyka, a także kapitalne białe suknie Violetty, były wielkim walorem tego przedstawienia.

Jednak najbardziej zaskoczyło widzów to, że już podczas uwertury zobaczyli śmierć Violetty i jej odejście. A więc już w prologu dostali sygnał, że będzie raczej smutno w stylu amerykańskiego „love story”.

Moderatorka transmisji, słynna śpiewaczka Anita Rachvelishvili, nie bez powodu nazwała Dianę Damrau operową Meryl Streep. Niemiecka śpiewaczka, perfekcyjnie przygotowana do roli, wzruszyła do łez nawet najtwardszych widzów. Wszyscy wznosili ręce do oklasków, bo jej gra i śpiew zachwycały w każdym momencie.

Zupełnie inaczej przygotował swój występ Juan Diego Flórez. Zagrał zakochanego w Violetcie Alfredo Germonta – niedoświadczonego i naiwnego chłopca, z idealistyczną wizją miłości i nader gwałtownym temperamentem. Jego miłość do Violetty była wiarygodna, wzmocniona zresztą latynoską urodą bohatera. Jednak drugi akt był sukcesem barytona Quinna Kelseya – starego Germonta, choć miał rolę niewdzięczną, bo nikt go na widowni nie polubił za to, co uczynił parze zakochanych.

Yannick Nézet-Séguin, od dwóch sezonów najmłodszy dyrektor muzyczny nowojorskiej sceny, bardzo chwalił Damrau i Flóreza, nazywając ich wprost zwierzętami scenicznymi –  stwierdził, że nie mają żadnych trudności z wykonywaniem roli i pozyskaniem sympatii wodzów. Sam dyrygent jest znany polskiej publiczności, bo koncertował u nas dwa lata temu podczas Festiwalu Beethovenowskiego z rotterdamską orkiestrą symfoniczną. W Met dyrygował wyluzowany i nawet utrata batuty podczas wykonywania opery okazała się dla niego tylko zdarzeniem, które może rozbawić publiczność. A może zrobił to specjalnie?

Czy Metropolitan Opera zrezygnowała z nowoczesnych produkcji? Z zapowiadanych transmisji widzimy, że poza „Marnie” będą to widowiska klasyczne, przygotowane pieczołowicie, każde ze znakomitą obsadą, w tym z polskimi solistami. Krytykom to się nie spodoba, ale dyrektor Peter Gelb myśli o pieniądzach. Na przedstawienie zrealizowane tak jak „La Traviata” przyjdzie 100% publiczności, tymczasem na nowoczesnych inscenizacjach pojawiało się w operze tylko około 70% widzów. Utrzymanie najważniejszej sceny świata jest bardzo kosztowne – wpływy z biletów i transmisji nie wystarczają. Anita Rachvelshvili kilkakrotnie przypominała, że każdy może zostać donatorem Met.

Czy wkrótce we wszystkich operach świata możemy doczekać się powrotu do stylu Franca Zeffirellego? Kto wie. Niektóre z nich nigdy od takiej poetyki nie odeszły. Dla innych będzie to wielka próba i okres walki z głośnymi reżyserami. Na razie widownia bawi się doskonale na transmisjach z Met i głośno oklaskuje w kinach realizację „La Traviaty” wspólnie z widzami na widowni opery.


dyrygent: Yannick Nézet-Séguin
reżyseria:
Michael Mayer
scenografia:
Christine Jones
kostiumy:
Susan Hilferty
światło:
Kevin Adams

Obsada:
Diana Damrau jako Violetta Valéry
Juan Diego Flórez jako Alfredo Germont
Quinn Kelsey jako Giorgio Germont

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,