Marta Matyszczak: Wypocznij i zgiń. Dolnośląskie, Wrocław 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Z Różą Kwiatkowską nudzić się nie można, zwłaszcza kiedy ta bohaterka liczy na spełnienie największych marzeń i z utęsknieniem czeka na ślub. W tomie „Wypocznij i zgiń”, siódmej powieści w cyklu Kryminał pod psem, Marta Matyszczak wykorzystuje niecierpliwość dziennikarki, by spotęgować liczbę nieporozumień i niesnasek. Bo Szymon Solański – jak to facet – do żeniaczki się nie spieszy. Wprawdzie czyni jakieś tajemnicze przygotowania, ale nie wiadomo, na czym naprawdę mu zależy. Gdyby tylko ktoś zapytał o zdanie Gucia – o, kundelek dobrze wiedziałby, jak pokierować wydarzeniami. Pozostaje mu jednak tylko obserwowanie ludziny i ironiczne komentowanie niezdarnych poczynań.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Martyna Chodelska odkrywa w śniegu zwłoki mężczyzny. Kryminalna zagadka nie wpłynie zbyt dobrze na prowadzony turystyczny biznes – wszystkim zależy zatem na jak najszybszym wykryciu mordercy Mateusza Słowika. Solański, Róża i Gucio przybywają z odsieczą, wezwani przez lokalnych śledczych. Nie dość, że mają sporą wprawę w rozwiązywaniu podobnych zadań, to jeszcze mogą spędzić trochę czasu w Szczawnicy – potraktować zajęcie również rekreacyjnie. Tyle tylko, że Róża niezbyt dobrze jeździ na nartach (w odróżnieniu od Szymona), a Guciowi najbardziej zależy na kiełbasie śląskiej. Wprawdzie dzisiejsza Szczawnica nie kojarzy się już ze świetnością międzywojennego kurortu – ale nie ma sensu, żeby wstrząsające wydarzenia zepsuły opinię tym, którzy walczą o utrzymanie lokalnego biznesu. Przecież niektórzy (Olek Szpon po raz enty) tylko czyhają na skandale – i zrobią wszystko, żeby rozdmuchać problem.
Marta Matyszczak podróżuje też w przeszłość, do schyłku lat 20. XX wieku. Przedstawia willę w czasach największej świetności i przypomina o dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się przed dekadami. Prezentowane w pierwszoosobowej narracji przez świadka pobrzmiewają trochę jak ze starych powieści, a trochę – jak z kroniki kryminalnej, jednak autorka przez cały czas dba o to, by nie zabrakło humoru i lekkości. „Wypocznij i zgiń” pod tym względem nie różni się od poprzednich książek w cyklu. Szczawnica staje się areną kryminalnych wypadków i w teraźniejszości, i w zamierzchłej przeszłości – to nie przeszkadza jednak autorce w odmalowywaniu przede wszystkim barwnych portretów charakterologicznych. To zrozumiałe, że najbardziej rzucają się w oczy ci, którzy są niesztampowi: Róża i Gucio wiodą tym razem prym w galerii postaci.
Opowieść – zwłaszcza ta „aktualna” przesycona jest jak zwykle pozaliterackimi aluzjami (uważni mogą sobie nie tylko tropić komentarze do rzeczywistości, ale też – adresy bibliograficzne, Marta Matyszczak zachęca do podążania za własnymi lekturowymi sympatiami), kusi w niej również kolokwialność. Autorka zwłaszcza w opowieściach Gucia pozwala sobie na nieprzezroczysty, ironiczno-zgryźliwy ton: przenika on też do innych sfer relacji, sprawiając, że wprawdzie w „Wypocznij i zgiń” o transparentności stylu trudno byłoby mówić, ale też – zabawa lekturowa jest przez to znacznie większa. Marta Matyszczak nie boi się ironii i dowcipu wplatanego w komentarze, stosuje również chętnie humor sytuacyjny. To sprawia, że przy jej książkach nie można się nudzić. Autorka uwielbia zaskakiwać czytelników błyskotliwymi skojarzeniami obecnymi w detalach i w portretach, zmusza bohaterów do działania bez przerwy – chociaż nie zawsze w obszarze śledztwa. Pisze lekko i przyciąga do siebie kolejnych czytelników: kto raz zachwycił się pomysłami Róży i Szymona, ten od serii nie chce się już odrywać.