O spektaklu „Trzy siostry” Antoniego Czechowa w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.
Wszystkie spektakle mijającego sezonu teatralnego, a szczególnie te premierowe, były z reguły poprzedzone długim oczekiwaniem. Czechow Narodowym z powodu pandemii przekładany był kilkakrotnie. Ale i ten pozateatralny fakt doskonale rymował się z tym, że autor „Czajki” w swoich dramatach doskonale portretował człowieka i jego kondycję w okresie przełomu i społecznych napięć.
I taki też świat oglądamy w przedstawieniu Jana Englerta, który stara się tę rzeczywistość, zniekształconą i jakby odartą z formy (bardzo dobrze obrazuje to w „Trzech siostrach” scenografia Andrzeja Witkowskiego, który po raz kolejny odwołuje się do konceptu wykorzystanego już w 1997 roku w „Wujaszku Wani” w reż. Rudolfa Zioły), pokazać bez sentymentu i najbardziej jak się da sprawiedliwie. Powstał spektakl może nie do końca w swym smutku dojmujący, ale zainscenizowany z ogromną precyzją i pozbawiony uproszczeń. Niewiele w tym przedstawieniu znajdziemy elementów nawiązujących do klimatu czechowowskich pejzaży. Ma to oczywiście również przełożenie na emocjonalność postaci dramatu, które też w jakiś sposób, choć każda w inny (i to ciekawa dla widza perspektywa poznawcza) zostały osobowościowo zdegradowane poprzez zdeterminowanie przygnębieniem, niechęcią, apatią, obojętnością czy niemocą i zniechęceniem.
Jednakże w relacjach między postaciami dochodzi do ciekawie interpretowanych powikłań zwłaszcza między Maszą (Wiktoria Gorodeckaja), Wierszyninem (Jan Frycz) i Kułyginem (Grzegorz Małecki). Englertowi udało się wysupłać z tego Czechowa kilka zupełnie nowych podtekstów, wychodzących poza wielokrotnie eksploatowaną już na scenie oczywistość czy jednoznaczność. Oglądamy obraz, który może przywodzić rzeczywistość po katastrofie, wypaloną i rachityczną w mizerii nędznej, codziennej egzystencji, pozbawioną zagubionych gdzieś wartości, bezideową i mało piękną. Nie da się jednak tego, co zrobił Englert wytłumaczyć ideologicznymi zakusami co po niektórych krytyków, próbujących z prawicowej perspektywy oceniać wymowę tego bez wątpienia ważnego spektaklu.
fot. Krzysztof Bieliński