Recenzje

Bez tremy

Maciej Orłoś: O sztuce wystąpień publicznych. RM, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

Bardzo pozytywnie zaskakuje książka Macieja Orłosia „O sztuce wystąpień publicznych” i staje się poradnikiem, który przyda się w różnych okolicznościach. W odróżnieniu od typowych kioskowych zbiorów wskazówek, Orłoś stawia na… osobistą narrację. Dzieli się własnymi doświadczeniami, problemami, ale i odkryciami. Siłą rzeczy staje się autorytetem w sprawach wizerunkowych, a ponadto wie, z jakimi wyzwaniami spotykają się przypadkowi mówcy. Ci, którzy mają zaprezentować osiągnięcia firmy w gronie współpracowników, występujący przed szefami (albo przed potencjalnymi szefami), ale i ci, którzy po raz pierwszy stają na prawdziwej scenie. Zresztą – z tomu skorzystać mogą absolutnie wszyscy – nauczą się dzięki temu dobrych odruchów.

Orłoś pisze między innymi o dobrym (i złym) pierwszym wrażeniu, o stroju, dbaniu o wygląd, o gestykulacji podczas mówienia, o złych – czasami nieuświadamianych – nawykach w mówieniu lub działaniu („ykanie”!). Jednak swoich czytelników do wystąpień przygotowuje kompleksowo. Poza podstawami absolutnymi skupia się na zachowaniach przed kamerami. Tłumaczy, dlaczego w telewizji także mężczyźni muszą się przynajmniej pudrować, opowiada, jak przygotować się do „setki”, jak dbać o wizerunek. Przedstawia wyzwania dla osoby publicznej – opowiada o tym, jak postrzegają go ludzie, dlaczego musi poszerzać swoją „scenę”. Uczy, jak postępować z techniką: na czym polegają dla występujących wyzwania związane ze światłem, dźwiękiem (odsłuchami, ale i statywami!), z projekcjami, a nawet z przestrzenią działań dla mówcy. Mocno upraszcza niektóre tematy (elastyczny mikrofon…), ale też to stopień ogólnikowości w sam raz dla masowych odbiorców. Maciej Orłoś odnosi się chyba do każdego możliwego aspektu wystąpień publicznych (łącznie z tremą i odwiecznym pytaniem, co mówca ma zrobić z rękami). Porządkuje swoją książkę tak, żeby wszystko było jasne. Wprawdzie na samym początku sprawia wrażenie, jakby ciągle tylko zapowiadał, co będzie dalej, a nie mógł przejść do rzeczy – ale ma to też na celu ułożenie tematów i nastawienie czytelników na zakres wiadomości.

Tym, co zwraca w tomie uwagę najbardziej, jest styl. Maciej Orłoś wykorzystuje wszystkie niezbędne składniki podobnych poradników. Dzieli rozdziały na przejrzyste części składowe, definiuje, podaje przykłady, ale i znaczenia konkretnych zachowań. Duże rozdziały zamyka wyliczeniowym streszczeniem, żeby przypomnieć najważniejsze punkty wywodu – i utrwalić wiadomości. A najciekawsze jest to, co rozwija Orłoś w trakcie opowieści. Tutaj doskonale argumentuje podpowiedzi dla odbiorców – przedstawia wydarzenia ze swojej pracy i z przeprowadzanych warsztatów dotyczących autoprezentacji, idealnie dobiera anegdoty, wie, jak zaintrygować. Wyjaśnia wszystko nie tylko z perspektywy występującego, ale i widza – którym też bywa. Uświadamia czytelnikom oczywistości, ale i to, co dla nich nowe. Pozwala w miarę spokojnie przygotowywać się do wystąpienia, uniknąć stresu i przykrych niespodzianek, fachowo podejść do wyzwań, które spotyka się całkiem często. Sprawia, że nie ma się już wielkiego strachu przed przemawianiem do innych – a ponadto dostarcza rozrywki, bo przy narracji, którą stosuje, może nawet rozbawiać.

Książka Orłosia to jeden z nielicznych poradników, które równie dobrze można czytać dla przyjemności, częściowo jako zestaw autobiograficznych opowieści prezentera. Zamiast wyrywkowo sprawdzać pojedyncze porady, czytelnicy dadzą się wciągnąć w rozbudowaną opowieść o tym, jak to jest na scenie. Będzie ciekawie, a na błędach można się całkiem nieźle uczyć. To książka dla wszystkich, którzy boją się wystąpień publicznych – po lekturze zechcą wskazówki przetestować.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,