O spektaklu Kłopoty Kacperka góreckiego skrzata Teatru Gry i Ludzie w Chorzowskim Teatrze Ogrodowym pisze Izabela Mikrut.
Skrzat Kacperek traci swoje maru: magiczny amulet trafia w ręce okrutnego Sato. Ponieważ Sato chce być potężny, marzy o władzy nad światem, zdolny jest do najgorszych intryg i nie zawaha się przed niczym, byle tylko postawić na swoim. Sieje postrach nawet wśród swoich sprzymierzeńców. Ale i Kacperek nie pozostaje bez przyjaciół: może liczyć zwłaszcza na dwa wierne psy, Bekas i Topsy chętnie mu pomogą, mimo że niekoniecznie grzeszą inteligencją. Wielka bitwa nad Rzybrzyczką rozstrzygnie, kto powinien mieć maru, a także co stanie się z Kacperkiem. Kłopoty Kacperka góreckiego skrzata, spektakl przygotowany na podstawie powieści Zofii Kossak-Szczuckiej, to dla dzieci okazja przyjrzenia się różnym rodzajom lalek oraz prześledzenia historii w równych proporcjach groźnej i zabawnej. Scenografia pozwala błyskawicznie zmieniać miejsce akcji – z poddasza domu, w którym mieszka Kacperek, na bagna nad Rzybrzyczką. W pierwszym przypadku mnóstwo tu okienek, drzwi i tajnych przejść, w których mogą pojawiać się lalkowi bohaterowie. W drugim urzeka zwłaszcza szybkie budowanie klimatu lekkiego strachu. Ale przecież Sato (świetnie animowany przez Bartka Sochę) nie może mieszkać w cukierkowym miejscu. Do tej postaci przytulne wnętrza nie pasują.
Sam Kacperek w opowieści pojawia się jako łącznik: wspina się do jednego z okienek i śpiewa niekoniecznie wesołe piosenki. Popada w zadumę i przygląda się swojemu maru (przynajmniej wtedy, kiedy je jeszcze ma), nie bierze za to bezpośredniego udziału w akcji. Wszystko zrobią za niego inni. Sowa wykrada talizman i zanosi go do potężnego władcy, Sato zwołuje swoje (niezbyt inteligentne) diabły, by siać postrach. O dobro Kacperka dbają przede wszystkim Topsy i Bekas, ale też cały zestaw ich pomocników. Dzięki pomysłom inscenizacyjnym i zwielokrotnianiu lalek bitwa nad Rzybrzyczką wypada naprawdę imponująco – cieszy tu nie tylko używany przez bohaterów oręż, ale i filmowe zabiegi: zwalnianie ruchu i cała choreografia. Ogromne wrażenie nie tylko na małych odbiorcach robi postać Chlacza Chlustacza, wodnego pana znad Rzybrzyczki: wysoki Grzegorz Lamik może górować nad innymi aktorami i funkcjonować niemal jak demiurg w tej krainie.
Teatr Gry i Ludzie przedstawia bajkę, która jest klasyczna w duchu i może nawet nieco trudna dla dzisiejszych dzieci: pojawiają się tu spore dylematy moralne, akcentowane jest zło, ale zwyciężają tradycyjne wartości – przyjaźń i dobro. Jak zawsze w tym teatrze, cieszą drobiazgi: Szymon Strużek i Aleksandra Fielek jako dwa psy potrafią znakomicie ogrywać drugi plan: ich lalki węszą wśród publiczności, zachowują się jak prawdziwe zwierzęta. Sato zakłada na siebie maru z namaszczeniem, tak, że zapomina się o obecności Sochy-animatora. Zdarzają się niespodzianki spoza nurtu opowieści (Topsy umie lewitować), ale też słowne zabawy („nie wierzgaj nóziami, tylko do wora”). Bajka wymaga od dzieci koncentracji, ale dostarcza im wielu wrażeń.
Fot. Radek Ragan
Tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”.