Recenzje

Bla bla bla – tylko sensu brak

O spektaklu „Dzień dobry, wszyscy umrzemy” Agnieszki Wolny–Hamkało  w reż. Joanny Kaczmarek w TVP Kultura pisze Krzysztof Krzak.

Pewien mój znajomy po obejrzeniu przedstawienia TEATROTEKI „Dzień dobry, wszyscy umrzemy” w TVP Kultura późną nocą z piątku na sobotę, zapewne powiedziałby: „Ależ trzeba mieć nasrane we łbie, żeby napisać coś takiego!”. A ja nie przez grzeczność, lecz w pełni świadomie, bym nie zaprzeczył.

Sztuka Agnieszki Wolny–Hamkało  wyreżyserowana przez Joannę Kaczmarek wpisuje się jak najbardziej w nurt współczesnej dramaturgii z ambicjami powiedzenia czegoś o człowieku, jego psychice, emocjach itede, itepe. I nie miałbym autorce tego za złe, gdyby nie fakt, że jej dzieło jest dramaturgicznie bardzo słabe i oderwane od prawdy czy choćby prawdopodobieństwa. I żadnym usprawiedliwieniem nie może być argument, że akcja „Dzień dobry, wszyscy umrzemy” toczy się w 2040 roku, bo przecież taki na przykład Szekspir pisał na przełomie XVI i XVII wieku, a ileż z jego dzieł prawdy o człowieku czerpiemy my, z przełomu XX i XXI stulecia. Twór Wolny–Hamkało pozostanie równie, a może nawet jeszcze bardziej, bezwartościowy dla odbiorcy, który zobaczy realizację tego tekstu za 17 lat.

Rzecz dzieje się w barze Szklana Pogoda, do którego zachodzą różne cudaczne postacie, które z założenia autorki mają być nosicielami jakiejś idei (na przykład zagadnienia zdrowej żywości) tudzież egzemplifikacją problemów ludzkich (chodzi głównie o to, by być sobą). Są wśród nich m.in. Barman, który musi dokończyć książkę za poprzedniego mieszkania, w którym obecnie mieszka; jest też Stary Pisarz, który przeprowadza swoiste warsztaty pisarskie nie tylko dla owego barmana, ale także Taksówkarza, cierpiącej na niemożność tworzenia (ze względu na obecność myszy w jej pracowni) Malarki; jest Profesor Magdziak owładnięty nową teorią, której świat nie zagraża w niczym, ale ona światu – i owszem; pojawia się też Kobieta odziedziczona przez wspomnianego barmana po byłym najemcy. Żeby było jeszcze dziwniej i w stylu science–fiction (wszak mamy rok 2040) po barze biega Człowiek Kamera, anonsując pojawienie się tajemniczej Abrakadabry, „tej co transplantacje wykonuje”. Zaś klimat rodem z thrillera pojawia się wraz z Człowiekiem Torbą, którego śmierć i zajrzenie do jego torby nie przynosi rozwiązania tajemnicy. Generalnie z ekranu płynie „strumień świadomości” pozbawiony większego sensu, o nowatorstwie czy odkrywczości nie wspominając. Śmiesznie się za to robi, gdy okazuje się, że bohaterowie oczekują przy ognisku na koniec świata. Wychodzi z tego rozpaczliwa próba dorównania w tym zakresie choćby Virginii Woolf. A może nawet samemu Jamesowi Joyce’owi? Oczywiście w opisie spektaklu zredagowanym przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, dla której ten spektakl powstał, powtórzonym na stronie internetowej Teatru Telewizji spotykamy się ze zwyczajowym dorabianiem „ideologii” do przekazu anonsowanego dzieła. „Głównym tematem jest poszukiwanie tożsamości i opowieść o tym, jak bardzo nie potrafimy się ze sobą komunikować – czytamy. – Jej (Agnieszki Wolny–Hamkało – przyp. KK) sztuka to futurystyczna baśń, a jednocześnie trochę komiks z elementami satyry społecznej”. Brakuje mi tylko sloganu o dyskursie o kondycji człowieka. W mojej opinii świetnie asocjuje z ogólnym wrażeniem po obejrzeniu tego, na szczęście krótkiego, przedstawienia cytat z piosenki zespołu Perfect: „Ktoś powie bla bla bla (…), a w tym sensu brak”.

Ogromnie żal mi było znakomitych skądinąd aktorów (z Katarzyną Herman, Krzysztofem Stroińskim, Tomaszem Saprykiem, Sławomirem Grzymkowskim na czele), którzy musieli się zmagać z tym pseudoartystycznym bełkotem i miałkością intelektualną tekstu, który otrzymali do opracowania. No i szkoda ogromnej pracy scenografki Ewy Gdowiok, która stworzyła przestrzeń godną lepszego widowiska.

Fot. Wojciech Radwański / WFDiF

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,