Jakub Małecki: Nikt nie idzie. SQN, Kraków 2018 – pisze Izabela Mikrut.
Niektórzy bohaterowie powieści „Nikt nie idzie” Jakuba Małeckiego są wykluczani ze społeczeństwa, niekoniecznie radzą sobie w życiu i nie zrobią wielkiej kariery, ale pewne jest jedno: potrzebują siebie nawzajem. Autor skupia się na ich codzienności, która zamienia się w magiczną zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą emocje, starannie wydobywane w relacjach z drugim człowiekiem. Każdy bohater to odrębna historia – niezwykła, na poły oniryczna, kusząca a przy tym prawdziwa – Małecki nie chce nigdy mówić wszystkiego, co wie. Stopniowo odkrywa przed postaciami skomplikowane prawdy na temat rzeczywistości, pozwala im też odsłaniać siebie, na takiej podstawie łatwiej o samopoznanie. To, co oczywiste, nie ma wstępu do narracji – zachowań drugiej strony nie da się przewidzieć, nawet jeśli akurat ktoś zachowuje się całkiem stereotypowo.
W „Nikt nie idzie” zwykłe dramaty i dylematy roztapiają się w nadziejach. Jakub Małecki pozwala bohaterom na zakradanie się do myśli innych, każdy może stać się ratunkiem dla kogoś następnego – jeśli tylko zechce dostrzec jego dylematy. Małecki udaje, że nie wie niczego o swoich postaciach, a przecież zdarza mu się wychwytywać ponadczasowe prawdy o relacjach międzyludzkich – kiedy portretuje kolejnych bohaterów, wplata w ich opisy uwagi, które wstrząsną czytelnikami. Co ciekawe, tka swoją powieść z niedomówień, nawet kiedy jest perfekcyjny w ocenach. Widać to zwłaszcza w dialogach postaci, w momentach, gdy ludzie z kolejnych historii próbują się porozumieć – i nie mogą tego osiągnąć na bazie słów, muszą przejść w podskórną warstwę dialogu i odkrywać to, co naprawdę chce powiedzieć druga strona. Urywane kwestie nadają narracji poetyckiego sznytu, tutaj wiele rzeczy rozgrywa się poza namacalną rzeczywistością. Pewne jest tylko to, że bohaterowie muszą pozostawać w kontakcie. Zmieniają się z czasem, ale trzymają się swoich systemów wartości – i to jest w akcji wyraźnie podkreślone. Małecki tworzy tę książkę ze spotkań – zderza ze sobą charaktery, zmusza do weryfikowania poglądów i uniemożliwia przewidywalne postępowanie. Jest demiurgiem, niby nie istnieje w historii, a jednak funkcjonuje na tyle silnie, że nikt nie uwierzyłby w przypadkowość wzajemnych wpływów. Udaje mu się uwodzić czytelników samym klimatem opowieści – zbiorem spostrzeżeń i uwag spoza fabuły, takich, które składają się na niezwykłą przestrzeń.
Przyjęty przez autora sposób prowadzenia narracji sugeruje wejście w świat opowiadań – tyle tylko, że poszczególne rozdziały są ze sobą połączone pojedynczymi wątkami. Jeśli Małecki urywa gdzieś relację, to dlatego, że chce przeskoczyć do wydarzeń, które dzieją się u kogoś innego – i które rzucą nowe światło na jego codzienność. Zagląda do domów i do związków, rejestruje przemiany i zależności. Zostawia czytelników z niedopowiedzianymi do końca uczuciami postaci – jasnymi i zrozumiałymi, za to niekoniecznie wybitymi w bezpośrednich komentarzach. „Nikt nie idzie” staje się zatem książką do odkrywania podczas lektury.