Recenzje

Blue is the last color

„Chroma” Dereka Jarmana w reż. Grzegorza Jaremki w Teatrze Studio w Warszawie – pisze Agata Łukaszuk.

Ostatnio modne stały się w teatrze rozbudowane ostrzeżenia dotyczące zawartości przedstawień. Z zamieszczonych na stronie Teatru Studio informacji o „Chromie” można wyczytać, że należy uważać na światło stroboskopowe, intensywne efekty iluzji optycznej i dym. Nie wiadomo, czego dokładnie należy się spodziewać, ale „efekty iluzji optycznej” brzmią intrygująco. Z pewnością należy jednak rozważyć, czy zaplanowane przez twórców świetlne atrakcje nie zaszkodzą, zwłaszcza osobom z różnych powodów cierpiących na światłowstręt.

Wyreżyserowany przez Grzegorza Jaremkę spektakl rozgrywa się w niewielkiej przestrzeni foyer, co tłumaczy małą liczbę widzów uczestniczących w wydarzeniu. Na ustawionych przy ścianach ławkach oraz rozrzuconych poduszkach zasiada zaledwie kilkadziesiąt osób. Podłoga pokryta została wykładziną w psychodeliczne, męczące oczy, kolorowe wzory. Cały spektakl szybko okaże się zresztą dręczącym wyzwaniem dla wzroku. Nim rozgościmy się na miejscach (co i tak jest trudne, bo siedzenia nie należą tu do wygodnych), osaczą nas tętniące światła stroboskopów. Niektórzy natychmiast zamkną oczy i ukryją je w dłoniach, by uchronić się przed irytującym światłem. Innym, z mniejszym lub większym trudem, udaje się przetrwać z otwartymi oczami. Tym pierwszym może wydawać się, że trwają w stanie obezwładnienia już zbyt długo i że męki ustaną dopiero wraz z końcem spektaklu. Może nawet przemknie im przez głowy myśl, by czym prędzej opuścić salę. Tym drugim być może nie sprawi problemu migająca przed oczami iluminacja i będą trwać zahipnotyzowani feerią barw pulsujących świateł.

Przedstawienie zrealizowane zostało na podstawie wydanego w 1994 roku zbioru esejów „Chroma. Księga kolorów” Dereka Jarmana — brytyjskiego malarza, scenografa, reżysera, pisarza i poety, a także aktywisty zaangażowanego w działalność na rzecz społeczności LGBT. W Polsce kojarzony jest głównie jako reżyser filmu „Caravaggio” z Nigelem Terrym i Tildą Swinton (1986) oraz jako twórca kontrowersyjnego dokumentu „Blue” (1993) — ostatniego filmu wszechstronnego artysty, który wskutek postępującego AIDS straci wzrok. Ten ostatni obraz to właściwie połączenie niezmiennie błękitnego ekranu (niebieski to ostatni kolor widziany przez Jarmana), muzyki i głosów, które opowiadają o kolorach i chorobie. Jako opowieść o kolorach łączy się on z „Chromą. Księgą kolorów” — poetyckim esejem, w którym rozważania o semantyce barw splatają się z autobiograficznymi historiami twórcy.

Z zapowiedzi spektaklu oraz słów reżysera można dowiedzieć się, że spektakl jest o „astronautach pustki”, o próbie ucieczki z rzeczywistości, a także metaforycznej ślepocie na otaczający świat oraz poszukiwaniu utopii, która dałaby schronienie przed nadmiarem obrazów i pozwoliłaby odpocząć oczom utrudzonym nieustannym patrzeniem. Dobrze, że twórcy wszystko wyjaśnili, bo w samym przedstawieniu trudno doszukać się tych sensów. Jarman (Marcin Pempuś) to człowiek przeszyty lękiem, Tomasz Nosinski jako partner brytyjskiego artysty pojawia się na scenie na chwilę i niestety trudno powiedzieć o jego scenicznej obecności coś więcej. W tle wyświetlane są czarno-białe projekcje wideo (Adam Lipiński), z których niewiele wynika, w górnych galeriach foyer rozgrywa się natomiast kolorowy teatr cieni.

Interesujący pomysł, by w teatrze zająć się twórczością Dereka Jarema nie przełożył się niestety na ciekawy spektakl. Szkoda, bo Teatr Studio zlokalizowany w Pałacu Kultury — budynku, którego elewacja świeci wszystkimi barwami tęczy — zdaje się być świetnym miejscem, by rozprawiać o świetle, wzroku i kolorach. Kolorach, które nigdy nie są neutralne — budzą szereg zakorzenionych w kulturze skojarzeń, przypisuje się im konkretne znaczenia, mają też moc dzielenia i wykluczania.


Fot. PatMic

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,