Recenzje

Boże mój, jak dobrze

O spektaklu „Boże mój!” w reżyserii Andrzeja Seweryna na scenie STU w Krakowie pisze Karolina Michałowska.

Oto przepis na jedną, wyjątkowo smaczną Sztukę. Scena sztuk jeden, a na niej: trzy sztuki aktora, dwie sztuki krzeseł i dwa obrazki niebylejakie, do tego stoliczek z wodą i szklankami. Tylko to, co niezbędne – i nic więcej, i absolutnie wystarczy. Równie niezbędną zdaje się obecność widzów, a oklaski na stojąco są po prostu gwarantowane. „Boże mój” – jak dobrze, że takie spektakle się jeszcze robi.

Popisowe spektrum

Najgorsza jest sztuka, która nie niesie za sobą przesłania – słyszymy w pewnym momencie. I z całkowitą z tym zgodą idzie cały spektakl: niesie bakcyla wiedzy o spektrum autyzmu, niesie rozważania o zdrowiu psychicznym czy o idei boga. „Boże mój!” to z pozoru prosta historia: do pani psycholog, matki samotnie wychowującej syna z autyzmem, przychodzi facet i mówi, że jest Bogiem i że jest mu tak źle, że chciałby umrzeć. Skojarzenie z żartami w stylu „przychodzi baba do lekarza” jest poniekąd trafne, ponieważ równie wiele w tym przedstawieniu jest humoru i lekkości. Znajdziemy tam również czarująco elegancką, hipnotyzującą fabułę, w której elementy realizmu magicznego są wisienką na torcie.

A w nim wulkany i deszcze niespokojne

Powstrzymam się jednak: nie będę opowiadać o treści. Tego trzeba doświadczyć, ponieważ żadna parafraza nie odda wystarczającego hołdu tej dosłownie boskiej rozmowie. Fenomenalny tekst izraelskiej dramatopisarki daje ogromne pole do popisu dla pary aktorów, Marii Seweryn i Krzysztofa Pluskoty.

Boski Pluskota stanowi deus ex machina tego spektaklu; jego postać jest wytrychem, dzięki któremu otwiera się nasza bohaterka, a jednocześnie nie jest wyłącznie narzędziem, lecz ludzką postacią. Jego przemiana jest kluczem do przedstawionego na końcu rozwiązania i jednocześnie udanym popisem zmieniającej się modulacji świetnego głosu Pluskoty.

Sewerynówna w swojej roli przeżywa wzloty i upadki, przywołujące na myśl stadia żałoby. Najpierw hiperoptymistyczne zaprzeczenie niezbyt łatwego stanu faktycznego po latach targowania się z Bogiem modlitwami oraz gniew wymiennie ze smutkiem, a na finisz – pojednanie z losem poprzez akceptację małego, boskiego prezentu.

Z kolei Jakub Suwiński, grający syna, opowiada mnóstwo – bez użycia ani jednego słowa. Aż miło patrzeć, jak ograniczenie werbalności potrafi skutkować perfekcją ekspresji ciała, a zwłaszcza spojrzenia.

Co widać

Wyreżyserowany przez Seweryna majstersztyk działa multisensorycznie. Pierwsza scena zachwyca subtelnym wprowadzeniem przez użycie niezobowiązującej muzyki niemal jak z windy. Niespodziewanie porywająca choć nieinwazyjna, minimalna klamra dźwiękowa, zamykając przedstawienie, odgrywa kluczową rolę w katharsis ostatniej sceny.

Przez cały spektakl światło przeżywa przemiany wraz z bohaterami i akcją, lecz nie narzuca się, jest przyjemnie lekkie, staje się przezroczyste – jak dobrze złożona książka, kiedy nic w składzie nie przeszkadza, tak, że nie zauważa się kolumny tekstu. Dzięki realizacji Yanna Seweryna autentycznie odnajdujemy się w Izraelu, gdzie na scenę pada ciepło bijące od słońca.

Wystarczy

Mimo małego metrażu w tej minimalistycznej realizacji aktorzy w ruchu scenicznym odkrywają przestrzeń, by czuć się w pełni swobodnie. Scena jest domem, którego spiritus movens inspiruje do władania przestrzenią na trzy strony widowni, do używania jej, aby uruchamiać wulkaniczny temperament gniewu, żalu czy smutku i do odkrywania prawdy – tak samo jak przy poszukiwaniu ostatniego papierosa w zakamarkach pieleszy.

Pisanie recenzji teatralnych nie należy do najprzyjemniejszych, kiedy przedstawienia są złe. Ostatnie kilkanaście spektakli, obejrzanych przeze mnie, było różnych – większość było przyzwoitych, pozostałe takie sobie, zaś niektóre koszmarne. Niezmiernie trudne są moralne wybory, jak ująć sprawę przy kiepskich realizacjach, ale w tym przypadku nie mam najmniejszych wątpliwości. Przyznam szczerze, że „Boże mój” to pierwszy tytuł od dawna, który był po prostu doskonały. Dziękuję.


Fot. Katarzyna Kural-Sadowska


Karolina Michałowska – krakuska, redaktorka, korektorka, autorka, teatroholiczka i kociara.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,