Recenzje

Bracia

Przemysław Piotrowski: Piętno. Czarna Owca, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.

To jest problem z dzisiejszymi kryminałami i thrillerami spod znaku mroku – wszystkie zaczynają przypominać jeden, rzadko zdarza się ktoś, kto wyłamie się ze schematu i zaproponuje czytelnikom coś odkrywczego. Przemysław Piotrowski się nie wyłamuje, w „Piętnie” szuka raczej wykorzystywania sprawdzonych motywów – i to aż do finału, który rozwiązuje w prosty sposób. W efekcie, chociaż „Piętno” wygląda na apetyczną i sporą powieść (nie: historyjkę pisaną na kolanie przez dwa dni), jakoś przebiegiem akcji ani pomysłami na bohaterów nie zaskakuje.

Na początek: Filip Trochan. Uznany lekarz, ceniony i doświadczony (ale też – wciąż młody, przed czterdziestką). Dobry mąż, powszechnie lubiany człowiek. I tenże Filip Trochan pewnego dnia popełnia zaskakującą zbrodnię: nie tylko dopuszcza się zabicia człowieka, ale też wybebesza go i bezcześci jego ciało. Postępuje tak z kolejnymi ofiarami. Nikt nie wie, dlaczego w jednej chwili z eskulapa stał się oprawcą – nie można też zasięgnąć opinii u źródła, bo Filip Trochan nagle znika. Żona się o niego martwi – ale ważniejsza niż tajemnicze zniknięcie staje się zagadka morderstw. Drugą osobą, która będzie zaskoczona sytuacją, okazuje się Igor Brudny. Komisarz policji, który kiedyś zmienił nazwisko, chcąc upodobnić się do filmowego idola, może na szczęście liczyć na przyjaciółkę. Ta informuje go o sprawie, która już wkrótce wstrząśnie całym otoczeniem Igora: według kamer z miejskiego monitoringu mordercą jest ktoś, kto wygląda identycznie jak Brudny. Nikt nie wierzy w sobowtóra – podobieństwo jest idealne. Igor Brudny musi cofnąć się do dzieciństwa, do czasów, które – jak sądził – raz na zawsze pogrzebał – żeby dowiedzieć się, czy miał brata, o którym nie wie. Powrót do dzieciństwa to automatycznie oskarżenie w stronę duchownych opiekujących się sierotami, Igor Brudny przywołuje niewesołe scenki z przeszłości. Nie walczy o sprawiedliwość, zwłaszcza że dawna oprawczyni nie jest już w stanie odpowiadać za zło, które wyrządziła – ale śledztwo nie ruszy z miejsca, dopóki bohater nie odbędzie tej podróży.

Autorowi mało zła, zresztą to, które przywołuje, już zostało w thrillerach oklepane i zestandaryzowane: na nikim nie robią wrażenia pokawałkowane zwłoki ani bestialstwo, jakiego dopuszczają się psychopaci – to wszystko już było. Podobnie jak zdjęcie parasola ochronnego znad dziecięcych bohaterów – i ta granica została już przez autorów kryminałów przekroczona. Pozostaje Piotrowskiemu jeszcze jedno, szukanie siły w strachu postaci. Zagląda więc do piwnicy cuchnącej ekskrementami, strachem i rozkładającymi się ciałami – tam oprawca umieszcza swoje ofiary. Najpierw autor podsyca lęk czytelników, później każe im zamienić się w świadków tortur (przynajmniej do pewnego momentu, bo gdzie niknie świadomość ofiary, nie ma już mowy o szansie na strach). Ma zatem Przemysław Piotrowski takie składniki, z których nie da rady ulepić czegoś, co zaskoczyłoby odbiorców. Finału domyślą się raczej wcześniej niż później, intryga nie należy do szczególnie wyszukanych, a opisami potęgującymi okrucieństwo postaci nie nadrobi się braku odkrywczości. I dlatego „Piętno” może przejść bez echa na rynku.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,