O spektaklu „We Will Rock You” Bena Eltona w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie pisze Natalia Karpińska.
„We Will Rock You” w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Roma, to poruszający hołd złożony Freddiemu Mercury oraz szerzej – gwiazdom rocka i muzycznym ikonom popkultury drugiej połowy XX wieku. Twórcy zapraszają nas do sentymentalnej podróży w czasie, aby na przekór modom i cyfrowej erze bezmyślnego kopiowania, przypomnieć czym niegdyś był prawdziwy bunt i walka o wolność wielkich, artystycznych osobowości.
„We Will Rock You” z librettem autorstwa Bena Eltona, jest swobodną impresją na temat dystopijnej wizji przyszłości, w której muzykę i indywidualizm zastępuje zautomatyzowana, wirtualna rzeczywistość. Musical, który święcił triumfy przez dwanaście lat w Dominion Theatre na West Endzie to spektakl typu jukebox – ponad dwadzieścia utworów zespołu Queen prowadzi bohaterów na barykady, inspirując do odkrywania tego, co zakazane przez autorytarnych władców iPlanety. Rzeczywistość przypominająca świat rebeliantów z „Matrixa” czy futurystyczny „1984” Orwella to przestrzeń, w której nie ma miejsca na prawdziwą muzykę. Kasety VHS to muzealne artefakty ukrywane przed młodymi ludźmi, artystyczna ekspresja grozi więzieniem, a przejawy indywidualizmu traktowane są jak zakaźna choroba. Jakże oczywistym wydaje się skonfrontowanie skonfundowanego, głównego bohatera Galileo (Jakub Traczyk) z szepcącym głosem króla muzycznej sceny, który dla wielu stał się symbolem kłującej w oczy oryginalności i kampowej pewności siebie. Echa minionej epoki powracają, a Galileo stopniowo „uwalnia się” z okowów niewoli, porywając ze sobą nieposłuszną Scaramouche (Maria Tyszkiewicz). Ich podróży w poszukiwaniu undergroundowej Bohemy, na czele której stoi Khassogi (Janusz Kruciński) towarzyszą niezapomniane hity Queena – momentami metafizycznie poruszające i dla kontrastu niezwykle energetyczne i wybuchowe. Wielkie brawa dla Michała Wojnarowskiego, którego tłumaczenie zaskakuje rytmem i swobodą, jednocześnie płynnie trawestuje oryginalne wątki na polski grunt. Same utwory wykonywane w języku polskim nie tracą siły rażenia i znaczenia – co w przypadku utworów autorstwa Frieddiego Mercury wydaje się równorzędnie ważnym elementem, tak samo jak melodia i ekspresja. „Znowu ktoś gryzie piach”; „Uwolnić się chce”, „Chcemy Rocka” – to tylko kilka tytułów zachwycających wykonaniem aktorów, którzy ani na chwilę nie zwalniają tempa, zjawiskowo interpretując kolejne songi. Zaznaczyć w tym miejscu warto potrójne dublury, z których osobiście dane mi było podziwiać Janka Traczyka, Marię Tyszkiewicz, Izabelę Bujniewicz, Janusza Krucińskiego, Natalię Krakowiak i Wiktora Korzeniowskiego. Zespół wokalno-aktorski dostaje zresztą od reżysera szansę na zaprezentowanie pełni możliwości wokalnych, czego kwintesencją wydaje się końcowe wykonanie utworu „Bohemian Rhapsody”.
Mercury dla bohaterów sztuki staje się swego rodzaju prorokiem – jak pisze w programie reżyser, sam Queen wyprzedzał swoje czasy pod każdym kątem: ideowym, estetycznym, muzycznym. W musicalu amerykański wokalista staje się symbolem tego co realne i nie do skopiowania. Jest czczony, bo niesie za sobą wartości obce korporacji Global Softu – gdzie homogenizacja ludzkości i kultury stała się celem samym w sobie. W morzu klonów o neonowych, bajkowych kostiumach i sztucznie uśmiechniętych twarzach znanych nam z platform typu Tik-Tok czy Instagram, nasi buntownicy o złamanych sercach zachowują swoje tożsamości i tęsknoty. Marząc o powrocie do przeszłości pragną na nowo obudzić uśpione serca i umysły społeczności, poczuć zew krwi młodzieńczej energii. Fenomenalnie odklejonym od teraźniejszości jest podstarzały Khashoggi – w czerwonej bandamce, wytartych dzwonach i skórzanej kamizelce, żyjący dawną rewolucją i hedonistyczną filozofią kontrkulturowego ruchu Hippie.
Na osobny akapit zasługuje Killer Queen w wykonaniu Izabeli Bujniewicz, która spokojnie mogłaby wcielić się w rolę niejednego złego charakteru rodem z bajek Disneya. Przerażająco pewna siebie i bezwzględna, mroczna, karykaturalnie kobieca i zachłanna – podporządkowuje sobie szybko nie tylko swoich przeciwników ale i publiczność. Zjawiskowa i zadziorna Natalia Krakowiak – czyli sceniczna Oz czaruje i flirtuje z publicznością, zaczarowując ją podczas wykonania polskiej wersji utworu „No One But You” („Only The Good Die Young”).
Na scenie Romy po raz kolejny wszystkie elementy scenograficzno-choreograficzne współgrają z działaniami zespołu wokalno-aktorskiego. Jest głośno i zabawnie, momentami melodramatycznie i kiczowato, pompatycznie i wzruszająco. Widzowie ze zrozumieniem kiwają głowami, ocierają łzy i szczerze się uśmiechają, czując, że spektakl rezonuje z ich emocjami, wrażliwością i świadomością. Twórcy pokornie chylą głowy przed wiecznie żyjącymi mistrzami, młodych namawiają do odłożenia telefonów komórkowych i powrotu do rzeczywistości. Czym będzie tysiąc wirtualnych znajomych na Facebooku w obliczu jednego prawdziwego przyjaciela, z którym można przeżyć coś wspaniałego? Czy warto zaryzykować i popłynąć pod prąd z nadzieją, że gdzieś w tłumie ludzi, znajdzie się bratnią duszę? „We Will Rock You” odnajduje się na przecięciu potrzeb teatru rozrywkowego i komercyjnego oraz realizacji na wskroś dramatycznej, traktującej z uważnością fabularny plot i niosącej w sobie piękne i szlachetne przesłanie. Nie pozostaje nic innego jak łapać ostatnie bilety na tytuł, z którym Roma będzie się powoli żegnać i tropić informacje na temat kolejnej, wyczekiwanej premiery – „Wicked” z librettem Winnie Holzman.
fot. Krzysztof Bieliński