“Hamlet” Williama Shakespeare’a/Stanisława Wyspiańskiego w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie – pisze Agata Łukaszuk.
Po „Lalce” (reż. Wojciech Klemm) i „Imieniu róży” (reż. Radosław Rychcik) w Teatrze im. Juliusza Słowackiego nadszedł czas na kolejne wielkie przedsięwzięcie — inscenizację Szekspirowskiego „Hamleta”, tym razem w reżyserii Bartosza Szydłowskiego. Pracując nad spektaklem, dyrektor Łaźni Nowej wraz z dramaturgiem Piotrem Augustyniakiem wzięli na warsztat nie tylko najsłynniejsze dzieło Szekspira, lecz również teksty Wyspiańskiego: „Studium o Hamlecie” i „Śmierć Ofelii”. Najnowsza inscenizacja tekstu słynnego stratfordczyka to efektowna, zrealizowana z rozmachem dwugodzinna opowieść o współczesnym polskim Hamlecie — zagubionym w świecie postprawdy idealiście i intelektualiście buntującemu się przeciwko utkanej z kłamstw, galopującej rzeczywistości, za którą z trudem nadąża.
Zaczyna się intrygująco. Zamiast kurtyny Siemiradzkiego, oczom widzów ukazuje się wielki ekran, a na nim Hamlet (Marcin Kalisz) i Ofelia (Agnieszka Judycka) odpoczywający w otoczeniu rozrzuconych książek i czasopism. Ofelia oddaje się lekturze, Hamlet pogrąża się w myślach, od czasu do czasu wypowiadając jakieś słowa, niesłyszalne dla widzów. Nim kurtyna pójdzie w górę, na scenie pojawia się jeszcze Gertruda (Hanna Bieluszko) i Klaudiusz (Wojciech Skibiński) wraz ze świtą, by odtańczyć dziwaczny mroczny taniec (świetna choreografia Dominiki Knapik). Na widownię wbiega Horacjo (Krzysztof Piątkowski), z loży na temat wolności przemawia odrażający Poloniusz (Tomasz Międzik) w sutannie, a jego syn Laertes (Tomasz Augustynowicz) także okazuje się duchownym.
Gdy oczom widzów ukazuje się cała scena, zdumiewa scenograficzny rozmach. Luksusowy piętrowy apartament, w którym mieszkają bohaterowie to nowoczesny przeszklony loft zbudowany na terenie terminalu kontenerowego. Zaprojektowana przez Małgorzatę Szydłowską scenografia zdaje się zresztą być kreatywnym i efektownym miksem elementów inspirowanych tymi, które pojawiły się w spektaklach innych twórców. Jest tu podłoga pokryta piachem niczym w „Trojankach” Klaty, ściany z pleksi jak u Warlikowskiego, wielka rzeźba dłoni i ajfonowe projekcje wideo jak u Garbaczewskiego, wreszcie wspomniane wcześniej wieże z kontenerów, które przywodzą na myśl scenografię do inscenizacji innego Szekspirowskiego dzieła — zrealizowanego w odległym Nowym Teatrze w Słupsku „Kupca Weneckiego” (reż. Szymon Kaczmarek), laureata tegorocznego Złotego Yoricka Festiwalu Szekspirowskiego za najlepszą polską inscenizację szekspirowską. Wszystko to w połączeniu z obrotową sceną, po której przemieszczają się postaci i hipsterskimi srebrnymi głowami jelonków spoglądającymi ze sceny imponuje pomysłowością, ale może także sprawiać wrażenie nadmiaru i przytłaczać.
Najciekawszą postacią w spektaklu jest Ofelia, która w interpretacji Agnieszki Judyckiej jest pełną siły charyzmatyczną uwodzicielką i prowokatorką. Dzieli ona z Hamletem słynne „być albo nie być”, jest jego pełnoprawną partnerką, a jej głos ma moc, o czym można się przekonać kilkakrotnie, zwłaszcza gdy śpiewa songi Johna Lennona wybrzmiewające jako pieśni o utraconych wartościach i tęsknocie za utopijnym światem. Zresztą cała muzyczna warstwa przedstawienia opracowana przez Dominika Strycharskiego zwraca uwagę i przypomina muzyczne podróże rodem ze spektakli Jana Klaty.
Jest tu kilka szczególnie zapadających w pamięć scen: nawiązująca do plakatu wyborczego z 1989 roku postać Ducha Ojca, który pojawia się na scenie jako mały szeryf (Tytus Grochal), Klaudiusz (Wojciech Skibiński) występujący w telewizyjnym talk-show w telewizji Elsynor po to, by na wizji przyznać się do zabójstwa brata, komiksowi Rosencrantz (Mateusz Janicki) i Guildenstern (Dominik Stroka) przedstawiani jako agenci do zadań specjalnych, czy scena złożenia ciała Ofelii do trumny przez grabarzy (Jerzy Światłoń i Maciej Jackowski). Jest też sporo niewykorzystanego scenicznego potencjału, co sprawia, że w niektórych sekwencjach może wkradać się znużenie, z którego wyrywają widza od czasu do czasu inscenizacyjne fajerwerki. Ostatecznie duch Ofelii zasiada na skraju sceny i paląc papierosa przygląda się dalszemu biegowi zdarzeń. Pozostałe postaci tańczą dance macabre, Hamlet natomiast w tym zakłamanym świecie zdaje się nie mieć wyboru — musi sprzeciwić się obłudzie i fałszowi. Maluje więc twarz w barwy narodowe i jest gotów do walki o prawdę i wolność, o Polskę. Wynik ostatecznego pojedynku pozostaje jednak nieznany i tylko Duch Ojca, ponownie pojawiający się na scenie, każe o sobie pamiętać.
Fot. Bartek Barczyk