Recenzje

Buriacki szaman, pewien reporter, znana aktorka i duchy przodków

„Szaman. Spektakl reporterski” w reżyserii Moniki Mariotti w Teatrze WARSawy – pisze Anna Czajkowska.

W ramach Społecznej Sceny Debiutów w Teatrze WARSawy odbyła się podwójna premiera – opartego na faktach spektaklu w reżyserii Moniki Mariotti i książki Aruna Milcarza. Przeniesiona z maja na wrzesień (przyczyny są wszystkim znane) pomału dojrzewała. Jak zdradza Arun Milcarz, scenariusz inscenizacji i fabuła powieści powstawały równolegle. „Szaman. Spektakl reporterski” opowiada o łączności z naszymi dziadkami, pradziadkami i o energii, która płynie z szacunku do nich, z wzajemnej miłości. Ile w nim prawdy, a ile wyobraźni twórców przedstawienia?

Buriacja leży we Wschodniej Syberii, na Zabajkalu i wchodzi w skład Dalekowschodniego Okręgu Federalnego. To właśnie tu, prawie osiem tysięcy kilometrów od Warszawy, mieszka Bair Rinczinow – pośrednik między światem ziemskim a duchowym. W maleńkiej wiosce Czełutaj, buriackiego „złotego szamana” odwiedził dociekliwy Arun, by zbadać „jak rzeczy mają się naprawdę”. Wraz z Moniką Mariotti w przedstawieniu „Szaman. Spektakl reporterski” opowiada o swym doświadczeniu, o poszukiwaniu korzeni, odkrywaniu  własnego pochodzenia i o spotkaniu z przodkami, czyli o wymiarze duchowym podróży na mistyczną Syberię, równie ważnym jak ten geograficzno-poznawczy. „Na pograniczu Rosji, Chin i Mongolii mieszka człowiek, który od dziewięciu pokoleń ma szamana w rodzinie. Który potrafi do swego ciała przyjąć ducha swojego przodka. Który pośredniczy. Jadę tam!” – mówi Arun. Arun Milcarz nie jest aktorem, nie próbuje nim być. Od wielu lat podróżuje po całym świecie, pełniąc rolę reportera, pisarza, autora dokumentów i scenariuszy filmowych. Od jakiegoś czasu prowadzi oryginalne, multimedialne spotkania z publicznością (także z dziećmi i młodzieżą), a relacje z wypraw ubiera w formę autorskiego Kabaretu Podróżniczego. Tym razem próbuje czegoś nowego – wchodzi na teatralną scenę (przy okazji promując swoją książkę). Z jego reporterską opowieścią o krainie Buriatów i szamanach, czyli ludziach wezwanych przez duchy do uzdrawiania ciał, umysłów i dusz, przeplata się historia Moniki Mariotti. Arun raczy nas czasem zabawną, czasem surową gawędą, nie pozbawioną wpadek językowych i drobnych błędów. Monolog Moniki jest pełen emocji, bardzo osobisty, ale dopracowany, przemyślany. „Jesteśmy jedynymi osobami z Europy, które tam dotarły i mieszkały, choć w innym czasie” – mówi aktorka. Ich spotkania z Bairem miały różną genezę, każde z nich szukało czegoś innego, co znajduje odbicie w dwóch opowieściach. Arun Milcarz to showman, a jego relacja przypomina stand-up, w którym ważny jest humor, więź z widzem, trochę kosztem poziomu artystycznego wykonania. Czy to wada? Niekoniecznie, jednak wyrobionej publiczności może przeszkadzać słaba dykcja, potoczna (aż nadto) wymowa. Ale oryginalność  przedstawienia częściowo na tym się opiera – na wrażeniu codzienności, zwykłości przy całej niezwykłości pokazywanych wydarzeń. Szczerość i spontaniczność, w połączeniu z bardziej „teatralną” częścią w wykonaniu Moniki Mariotti, dają ciekawy efekt. Aktorka gra ostro, emocjonalnie, wzbogacając całość pięknym śpiewem – w języku rosyjskim i – co zaskakuje większość słuchaczy – po buriacku. Fascynacja śpiewem gardłowym zaczęła się u Moniki Mariotti dość dawno, a po wsłuchiwaniu się w niesamowitość brzmienia przyszedł czas na naukę. Teraz, w „Szamanie”, śpiew alikwotowy wypełnia całą przestrzeń teatru. Muzyka autorstwa Michała Lamży przyćmiewa momentami słowną opowieść. I choć intrygująca, pięknie wibrująca, przeszkadza, gdy zagłusza śpiew. Z pewnością można to poprawić. Natomiast oryginalne dźwięki bębna buriackiego i innych regionalnych instrumentów niemal wciągają nas w trans. Arun komentuje filmy, fragmenty wspomnień z podróży, zapisywane kamerą podczas długiego pobytu w Czełutaju. Wyświetlane na nieco niechlujnie zawieszonych ekranach, mogłyby być lepiej widoczne, gdyby zadbano o odpowiednią jakość i wyeksponowanie tego elementu. Surowa, piękna, naznaczona „syberyjskim chłodem” scenografia doskonale wpisuje się w dramaturgię spektaklu. Potęguje wrażenie bliskości tak odległego, fascynującego świata.

W rejonie zabajkalskim, o którym opowiada spektakl, żyje się niespiesznie, w łączności z przodkami, szanując własną przeszłość, zachowując pamięć o korzeniach i genealogii. Buriaci nie zapominają, że prędzej czy później wszyscy odejdziemy z tego świata, by spotkać swoich bliskich zmarłych. Tu, wśród rytuałów szamańskich, życie zatacza krąg, którego nieodłącznym, koniecznym elementem jest śmierć. Ta śmierć, której tak bardzo boi się zapatrzona w świetlaną przyszłość zachodnia cywilizacja.

Monika Mariotti potrafi skutecznie wzruszyć widza. Są takie momenty w spektaklu, bardzo poruszające, osobiste, które chwytają mocno za serce i nie puszczają… . Dla nich warto przymknąć oko na niedociągnięcia i wady inscenizacji. Oczywiście przydałoby się kilka poprawek, wygładzenie tekstu, większa kontrola nad spontanicznością, jednak barwność postaci, szczypta ezoteryki, humor, wiedza i charyzma podróżników oraz piękny śpiew aktorki z pewnością zadowolą nawet bardzo wymagającą widownię.


fot. Honorata Karapuda

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,