„Nocni pływacy” w reż. Pameli Leończyk w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie – pisze Agata Łukaszuk.
Spektakl „Nocni Pływacy” w reżyserii Pameli Leończyk to ostatni już projekt zrealizowany w ramach pilotażowej edycji Laboratorium Nowego Teatru — wyjątkowego, autorskiego programu opracowanego przez krakowski Nowy Teatr Proxima po to, by młodym twórcom teatralnym dać szansę stworzenia własnego przedstawienia. Prace nad spektaklem rozpoczęły się od trwającego całą dobę spotkania, podczas którego zaangażowani do projektu twórcy mieli za zadanie wcielić się w członków fikcyjnej wspólnoty przygotowującej się do zbiorowego samobójstwa i planującej swój pogrzeb. Oparte na tekście sztuki hiszpańskiego dramatopisarza Jose Manuela Mory przedstawienie to głos osób wykluczonych, niezrozumianych odmieńców, którzy mierzą się z brakiem samoakceptacji, często będącej konsekwencją społecznego odrzucenia.
Na scenie ustawiono dużą, metalową konstrukcję – szkielet prostopadłościanu, w którym znajduje się podest przypominający basenowe schody rzymskie (scenografia i kostiumy – Wiktoria Grzybowska). Gdy widzowie zajmują miejsca na widowi, bohaterowie spektaklu znajdują się już w wyznaczonej przez metalowy kubik przestrzeni gry. Wykonują jakieś gesty, trudno dosłyszeć wypowiadane przez nich słowa. Jak się niebawem okaże, są oni członkami Zakonu Nocnych Pływaków – grupy osób z różnych powodów odrzuconych przez społeczeństwo: ze względu na orientację seksualną, styl życia, mniejsze lub większe życiowe kryzysy. Nocami spotykają się na basenie, by wspólnie przerabiać historie swojego życia, dzielić się ze sobą traumami, smutkami, lękami, a także marzeniami. Poznajemy fundatora tajnego zgromadzenia – Jeana G. (Karol Kadłubiec), ekscentrycznego Chłopca Gołębicę (Adrian Koszewski), marzącą o macierzyństwie Dziewczynę z Dobrego Domu (Aleksandra Matlingiewicz), Normalnego Chłopca (Maciej Hanczewski), Kobietę Rozbitą (Sylwia Boroń), wreszcie Niewidzialną Kobietę (Magdalena Sowul), która zasiada za konsolą muzyczną i – choć czuje się niewidoczna – staje się przewodniczką całego wydarzenia, niczym dyrygentka nadając mu rytm. Każda z postaci to odrębna historia, unikatowa osobowość, jedyna w swoim rodzaju energia, wola życia na własnych zasadach, niezależnie od standardów i norm, w które człowiek powinien się wpasować, by nie wyróżniać się z tłumu, nie siać fermentu i nie zaburzać społecznej równowagi.
Spektakl podzielony został na rozdziały, a każdy z nich stanowi swoistą etiudę aktorską. Oddzielone są one sekwencjami ogłuszającej muzyki, włączanej na znak Niewidzialnej Kobiety. Głośna muzyka, jak woda w pływalni, strumieniami wylewa się z głośników zalewając całą salę. Jednocześnie silne światła stroboskopowe oślepiają niczym chlorowana basenowa woda. W połączeniu z dzikim tańcem, sekwencje te stają się swoistym refrenem przedstawienia, chwilą niczym nieskrępowanej ekspresji, gdy bohaterowie mogą odrzucić ciężar codzienności i choć przez moment prawdziwie być sobą.
W ostatniej scenie aktorzy przebierają się w stroje kąpielowe, zakładają czepki, nadmuchują rękawki do pływania i w całym rynsztunku opuszczają salę. Na tylnej ścianie sceny wyświetlona zostaje projekcja multimedialna (Piotr Łuksza), w której ubrani w stroje pływackie bohaterowie wesoło dryfują w przestrzeni kosmicznej, nie wiadomo dokąd i w jakim celu, by finalnie eksplodować. Gasną światła, kończy się spektakl i powracamy do rzeczywistości, w której jako społeczeństwo nadal nie odrobiliśmy lekcji z empatii. Wielka szkoda, bo umiejętność współodczuwania mogłaby pomóc zapobiec wielu mniejszym i większym życiowym eksplozjom,