Recenzje

Byczki w tomacie , kaktus i miłosne przepychanki

Jerzy Jurandot „Miłość szuka mieszkania” Teatru EKIPA, w reżyserii Jana Naturskiego, Teatr WARSawy – pisze Anna Czajkowska

Teatr EKIPA, korzystając z gościnności Teatru WARSawy, prezentuje widzom spektakl, którego historia jest niecodzienna, bardziej intrygująca niż sama treść komedii Jerzego Jurandota. Twórczość Jurandota, a właściwie  Jerzego Glejgewichta, autora licznych tekstów piosenek, mniejszych utworów wierszem i prozą, skeczy, scenariuszy, librett, dialogów filmowych (na przykład „Ada! To nie wypada!”), zna wielu Polaków. Wielbiciele starego kina i przedwojennych, niezapomnianych szlagierów, a także tych późniejszych, równie zabawnych, mistrzowsko napisanych utworów, z upodobaniem nucili i nucą takie przeboje jak – „Nie kochać w taką noc to grzech”, „Jak za dawnych lat”, „Taka noc i walc i my”, „Jest taki jeden skarb”. Nie wszyscy wiedzą, że w 1940 roku Jurandot wraz z żoną Stefanią Grodzieńską trafił do warszawskiego getta. Tam, w 1942 roku, za zgodą konspiracyjnych władz Związku Artystów Scen Polskich, został kierownikiem literackim rewiowego Teatru Femina. Przez długie lata ów epizod z życia wybitnego artysty nie był znany. Zachowała się wprawdzie pisemna relacja Jurandota z tego okresu, jednak Stefania Grodzieńska zastrzegła, że rękopis może ukazać się dopiero po jej śmierci. Po wyjściu z getta, w którym Jurandotowie przeżyli dwa lata, małżonkowie znaleźli schronienie w domu Zofii i Gabriela Kijkowskich. Tam Jerzy spisał swoje wspomnienia i zakopał w szklanym słoju w ogrodzie. Do zapisków dołączona została napisana w getcie komedia „Miłość szuka mieszkania”. Rękopis przetrwał, ocalał też tekst sztuki (przechowany w zbiorach Archiwum Ringelbluma), jednak nikt nie spieszył się z jego publikacją. Po 1945 roku Jurandot wydobył szklany słój z rękopisem, ale zachował go dla siebie.

„Miłość szuka mieszkania” to przeróbka radzieckiej sztuki Walentyna Katajewa „Kwadratura koła” z 1928 roku. Typowa farsa z piosenkami, opowiadająca o kłopotach dwóch par małżeńskich, przymusowo zamieszkujących jeden pokój o niewielkich wymiarach, cieszyła się ogromnym powodzeniem w wojennym teatrzyku. Warto wspomnieć, że w tych ciężkich czasach teatr był dla widzów rodzajem oazy, dzięki której choć na chwilę mogli zapomnieć o okupacyjnej codzienności, a zdrowy śmiech pomagał im w walce z głodem, strachem, niosąc odrobinę nadziei .

Ada i Mundek, świeżo po ślubie, cieszą się z przydzielonego im w biurze kwaterunkowym malutkiego pokoiku. Niestety, okazuje się, że w mieszkaniu zakwaterowano również Mariana ze Stefcią, którzy przybywają do swego wymarzonego gniazda wprost z ceremonii zaślubin, ciągnąc ze sobą walizkę z krawatami i ukochany kaktus Stefci. To początek zabawnych perypetii i rzecz jasna kłopotów. Ukazane w komedii życie za murami nie wydaje się takie ciężkie, zwłaszcza dla młodych, zakochanych ludzi (jak bohaterowie sztuki), z głowami pełnymi marzeń i planów. Trochę im ciasno w skromnym, słabo umeblowanym pokoiku, ale jeśli własne cztery ściany są nieosiągalne, nie warto się smucić. W gromadzie weselej. Zawsze znajdzie się coś do jedzenia – nawet, jeśli będzie to dżemik jabłkowy z buraczków, albo szczupak z końskiej polędwicy czy lichy chlebek zapijany żołędziową herbatą słodzoną sacharyną. Do tego słoik ogórków przyniesiony przez hulakę Józka i coś mocniejszego. Skąd taki obraz, skoro okupacyjna rzeczywistość wydawała się znacznie gorsza? Trzeba pamiętać, że życie getcie było wystarczająco przerażające, a wizyta w teatrze rozjaśniała nieco smutne dni – humor pozwalał na chwilę zapomnienia i ratował przed szaleństwem. Stąd typowo rozrywkowa, niewymagająca forma przedstawienia. Jurandot, jedyny autor sztuk wystawianych w getcie,  i Iwo Wesby, kierownik muzyczny teatru, nieśli mieszkańcom nikły promyk radości i normalności.

Komedia „Miłość Szuka Mieszkania” jest w miarę zgrabnie napisana, w miarę zabawna, jednak przewidywalny rozwój akcji oraz mało zaskakujące zachowania bohaterów czynią ją nieco nużącą. Z pewnością zawinił tu pośpiech autora. W getcie sztuki grano nie dłużej niż dwa tygodnie. Publiczność Teatru Femina domagała się nowości i Jurandot musiał nieustannie zmieniać repertuar. Ponadto spektakl sprawia wrażenie niepełnego, czegoś w nim brakuje. Wiadomo, że Jurandot wzbogacił treść zapożyczonej farsy oryginalnymi piosenkami, co z pewnością nadawało jej inny charakter, ożywiając całość. Strona muzyczna ubarwiała oczywisty ciąg wydarzeń, przydając sztuce dramatyzmu, zwiększając dynamikę i wplatając garść aluzji do życia w getcie. Niezmiernie żałuję, że nie mogłam usłyszeć owych śpiewanych kupletów, autorstwa tak znakomitego tekściarza. Spektakl Teatru Ekipa to historyjka zbudowana z humorystycznych dialogów, zabawnych gagów rodem z komedii sytuacyjnej, satyrycznych monologów, ale bez piosenek. Choć trzeba przyznać, że zmysł satyryczny autora, niezwykle poczucie humoru i życzliwe spojrzenie na ludzie wady i przywary widoczne są i w tym przedstawieniu.

Jurandot bardzo plastycznie odmalował sylwetki mieszkańców kamienicy w getcie warszawskim. Każda z postaci jest mocno zarysowana, z przesadą, wręcz groteskowo. Występujący w spektaklu aktorzy znakomicie portretują swoich bohaterów, nadając im nietuzinkową osobowość oraz unikalne cechy wyglądu i zachowania. Stworzenie ról charakterystycznych, typowych dla farsy, wymaga sporego dystansu, wyczucia konwencji i technicznej sprawności. Posługując się takimi środkami jak gest, sposób poruszania się, modulacja głosu, manieryczność języka, aktorzy Teatru Ekipa bawią widza słowem i obrazem. Dagmara Bąk w roli Ady, pedantycznej, gospodarnej młodej żony, od razu budzi sympatię. Ta płaczliwa, trochę niepewna siebie osóbka potrafi być bardzo namiętna i bardzo zdecydowana, gdy serce mocniej drgnie. Maciej Nawrocki jako Mundek jest nieco zmanierowany, ujmująco niemożliwy i trochę nadto kochliwy. Barwnie odmalowana postać muzyka bałaganiarza ma swój pierwowzór w osobie Iwo Wesbiego, współpracownika Jurandota. Jędrzej Taranek, czyli grubasek Marian, wzruszy i rozczuli niejedną kobietę. Jego żona z jednodniowym stażem – artystka Stefcia – bywa nieznośna, ale trudno jej nie pokochać. Monika Kaleńska z werwą i humorem oddaje charakter  mało praktycznej, nieco rozmarzonej, giętkiej niczym trzcina Stefci. Pełna energii Ewa Bonecka w roli Niusi jest równie urocza, a Sławomir Doliniec jako Józek dzielnie jej partneruje. Do łez śmieszy Paweł Ferens w roli przezabawnej, groteskowej Gospodyni. Reżyser spektaklu, Jan Naturski, sprawnie prowadzi aktorów, a przy okazji gra niewielką rolę Pana Zylbermana, sprytnego Żyda, jednego z mieszkańców kamienicy w żydowskim getcie.

Komedia „Miłość szuka mieszkania”, choć lekka i niewymagająca, przybliża nieco realia życia w getcie. Sam tekst nie jest dziełem wybitnym, Jurandot ma w swym dorobku dzieła o wiele ciekawsze, jednak spektakl Teatru EKIPA – jako pełna prostego humoru i ciepła historia o manewrach miłosnych – może rozbawić zmęczonych szarą codziennością widzów.


Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , ,