Wywiady

Było kiedyś morze szkliste

Z kompozytorem Michałem Dobrzyńskim rozmawia Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

„Komponując ten utwór chciałem w symboliczny sposób wyrazić emocje, jakie towarzyszą człowiekowi, który stracił kogoś bliskiego, najbliższego. Są to zwykle emocje, które wypełniają cały wewnętrzny i zewnętrzny ludzki świat” – mówi Michał Dobrzyński*, kompozytor utworu „Było kiedyś morze szkliste”, który premierowo zabrzmi podczas koncertu Opery na Zamku w Szczecinie „Tym, którzy nie powrócili z morza…” w sobotę 11 czerwca na Cmentarzu Centralnym o 22.00. O pisaniu muzyki do polskich tekstów, inspiracjach i wrażliwości twórcy muzyki na słowo z artystą rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Magdalena Jagiełło-Kmieciak:

Mimo młodego wieku Pana dorobek jest ogromny. Komponuje Pan opery, między innymi do „Tanga” Stanisława Mrożka czy „Operetki” Witolda Gombrowicza, zdobywa nagrody… To polskie teksty, współczesne, ale i ogromnie trudne do przełożenia na muzyczną opowieść…

Michał Dobrzyński:

Można powiedzieć, że opera nie przypadkiem uchodzi za najtrudniejszą formę muzyczną i również ja bardzo wiele czasu i energii poświęciłem, aby dokonać przełożenia na język operowy dramatów Gombrowicza i Mrożka. Ale moja przygoda z operą zaczęła się dość przewrotnie, od chęci dekonstrukcji tego gatunku. Poza tym uważam, że wiarygodność i kontekst tematu opery powinien znaleźć właściwy czas i miejsce. „Operetki” podjąłem się również dlatego, że od 2015 roku pod wieloma względami tracimy jako społeczeństwo stabilność, pewność cywilizacyjnego rozwoju, globalnego bezpieczeństwa. Dla wszystkich odczuwalna coraz wyraźniej stała się niepewność czasów, w których przyszło nam żyć. A więc „Operetka”, dokładnie tak, jak to ujął Gombrowicz, dostała się w wir historii, zwiastując dziejowy chaos. Z kolei kiedy w 2017 roku podejmowałem temat „Tanga” na podstawie dramatu Mrożka, moja uwaga skoncentrowała się w głównej mierze na postaci Edka, człowieka, który potrafi sprawnie uwodzić, ale okazuje się, że w kluczowym momencie wprowadza bezkompromisowy, brutalny dyktat siły fizycznej. Nie muszę chyba wskazywać porównań ani ówczesnych, jak i teraźniejszych obaw, aby wiadomo było, kto dzisiaj w Europie i na świecie wcielił się w rolę takiego Edka.

Abstrahując od polityki… Pan często komponuje utwory do polskich tekstów. Niewielu twórców tak robi…

Mnie język polski bardzo się podoba i inspiruje, lubię jego chrzęszczenie, szelesty, twardość, kiedy trzeba, jak również miękkość, czułość, subtelność dźwięcznego wybrzmienia. Język polski daje mi zatem szeroką paletę możliwości dźwiękowych i ekspresyjnych, co – w zwłaszcza w tak dużej formie jak opera – pozwala uzyskać wiele możliwości kolorystycznych, wyraziście zróżnicować partie wokalne w operze. Ponadto istnieje w języku coś takiego jak kontekst, ryt kulturowy i jest to dużo więcej niż tylko znaczenie określonych słów. To cała historia, etymologia, gra skojarzeń i znaczeń. Włączając jeszcze do tego osobiste doświadczenie mogę być dość mocno przeświadczony o tym, że odczuwanie tekstu w języku ojczystym zawsze moim zdaniem będzie najgłębsze.

Zdecydował się Pan na napisanie cyklu pieśni na tegoroczny koncert „Tym, którzy nie powrócili z morza…” Opery na Zamku w Szczecinie. Co Pana przekonało? Bo zapewne nie tylko to, że jest Pan z pochodzenia szczecinianinem?

Utwór, który skomponowałem pt. „Było kiedyś morze szkliste”, traktuję jako bardzo osobistą wypowiedź. Symboliczne jest dla mnie to, że jego prawykonanie odbędzie się na Cmentarzu Centralnym, nekropolii, na której również spoczywają moi bliscy, którzy nie mogli wcześniej usłyszeć mojej muzyki. Poza tym jak każdy niemal szczecinianin odczuwam bliskość morza. Nie bez znaczenia jest również fakt, że mój ojciec około dwie dekady przepracował w szczecińskim porcie. Zawsze żyłem blisko wody, rzeki, a parady na słynne Dni Morza jako dziecko oglądałem z perspektywy przepływających przez Odrę holowników. Ponadto będzie to mój drugi już cykl pieśni napisany dla znakomitej solistki Urszuli Kryger, poprzedni (pt. „Trzy pieśni do słów Rilkego”) został nagrany w Szczecinie i znajduje się na płycie „Tribute to Carl Loewe”, prawykonanie miało miejsce w 2013 roku na Festiwalu Prawykonań w Sali NOSPR w Katowicach.

Podczas koncertu usłyszymy biblijny Psalm 130 „De profundis clamavi ad Te, Domine”, „Szukam cię zawsze” Kazimierza Przerwy-Tetmajera” i „Morze wracające” Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. To teksty z różnych epok, totalnie różna stylistyka. Co je łączy?

Komponując ten utwór chciałem w symboliczny sposób wyrazić emocje, jakie towarzyszą człowiekowi, który stracił kogoś bliskiego, najbliższego. Są to zwykle emocje, które wypełniają cały wewnętrzny i zewnętrzny ludzki świat. Szukałem odpowiednich i refleksyjnych, dźwięcznych tekstów, aby opowiedzieć jakąś symboliczną historię. Pierwsza pieśń jest wołaniem człowieka do Boga, ale muzycznie nie jest to psalm ani muzyka religijna, na co wskazywałby sam tekst. Zbyt dużo jest tutaj afektów, energetyki w narracji muzycznej. Druga pieśń, „Szukam cię zawsze” symbolizuje tęsknotę za bliską osobą i towarzyszącą tej tęsknocie rezygnację, ale z drugiej strony wątłą nadzieję na spotkanie –  kiedyś, gdzieś –  choćby „we śnie”, jak pięknie wyraził to Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Wykorzystałem jednak fragmenty, ale nie cały wiersz. Taka jak Pani już wspomniała, trzecią pieśń napisałem do tekstu „Morze wracające” Baczyńskiego. Muzycznie jest to rodzaj „dialogu” z własnymi myślami, odczuciami, próba funkcjonowania w świecie po odejściu najbliższej osoby. Głos dialoguje tutaj z obojem solo, co można w różny sposób interpretować. Z kolei wybór jako autora tekstu tej pieśni właśnie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, tragicznie i młodo zmarłego poety wojny, to także mój skromny gest solidarności z Ukrainą, zwłaszcza z ofiarami z nadmorskiego, portowego miasta Mariupola.

Czyli wspólnym mianownikiem jest odejście kogoś bliskiego? Ale i nadzieja, jak w psalmie?

Właśnie tak, myślę, że są to uniwersalne uczucia, które bez względu na czasy dla żyjącego człowieka zasadniczo się nie zmieniają. Oczywiście pozostaje gdzieś jakaś mniej lub bardziej wątła nadzieja, ale tak w życiu, jak i w mojej interpretacji muzycznej chciałem, aby nic nie pozostało oczywiste, jednym słowem jest bardzo daleki od komercyjnego happy endu i jakichkolwiek prostych objaśnień.

Zaczyna Pan od tekstu. Musi być dobry, musi Pan go poczuć, czy jeszcze „słucha” Pan innego klucza?

Powstawanie utworu słowno-muzycznego to złożony proces. Tutaj aura muzyczna, przeczuwanie tego, co się chce za sprawą dźwięków wyrazić, musi doskonale korespondować z doborem tekstów. Często jest tak, że odnalezienie klucza do syntezy tych dwóch różnych jednak przestrzeni zajmuje więcej czasu niż sam proces komponowania.

Co z tekstu nastraja, inspiruje Pana najbardziej? Wymowa, interpretacja czy sam dźwięk poezji, jej melodia?

Trudno powiedzieć, a jeszcze trudniej zdefiniować jakiekolwiek jednoznaczne kryteria wyboru tekstu. Pod uwagę biorę wszystkie elementy razem oraz każdy odrębnie. Istotne jest jednak to, jaka idea tekstu przebija na zewnątrz i jak mi się ona może przydać do tego, co chciałbym powiedzieć poprzez dzieło słowno-muzyczne, zatem istotna jest zarówno emanacja, jak i aura całego tekstu. Może właśnie moja opera „Tango” na podstawie Mrożka jest paradoksalnie dobrym przykładem, ponieważ w dramacie tym wszystko wydawało się początkowo „amuzyczne”. Jest tam wiele złożonych, odbijanych dialogów, ale i dłuższe monologi napisane językiem dalekim od powierzchownego piękna. Siła tego dzieła przykuła mnie czymś innym, były to m.in. wyraźnie naszkicowane charaktery postaci oraz wybitna, szekspirowska wręcz konstrukcja dramatu. A to już były wystarczające powody, żeby zmierzyć się z tym, co pozornie wydawało się „amuzyczne” i frapowało, aby jednak znaleźć klucz, który przemieni pozorną wadę w dramaturgiczną siłę, właśnie dzięki bardziej wyszukanej, nieoczywistej początkowo muzyczności tego tekstu.

Jak Pan buduje emocjonalny związek pomiędzy słowami utworu a muzyką?

W języku dźwiękowym posługuję się retoryką poniekąd na wzór barokowych figur retorycznych. „Na wzór” nie oznacza jednak, że jest to implementacja dawnych reguł do współczesnego języka dźwiękowego, to nie miałoby sensu ani nie mogłoby zostać w pełni zdekodowane przez współczesną publiczność. Retoryka muzyczna, w moim rozumieniu, ma za zadanie przydanie tekstowi lub pojedynczym słowom sugestywnej emocjonalności, takiej, która może symbolizować prawdziwe ludzkie odczucia, ludzkie charaktery, wyobrażone, ale i konkretne, jakby żywe postaci i cały ich świat, ich reakcje, ich marzenia, ich namiętności czy doświadczenia. W obydwu operach nie raz zdarzało mi się, że aby rozwiązać muzycznie jakiś problem związany z konkretną postacią, partią muzyczną, musiałem na jakiś czas zupełnie wyłączyć się z rzeczywistego życia, aby wcielić się w postać, którą chcę za sprawą muzyki „ożywić”.

Patrzy Pan na tekst… I? Od razu ma Pan nuty przed oczami. „Ożywia”?

Czasami nieoczekiwanie pojawiają się pomysły, które notuję. Jednak tzw. olśnienia pojawiają się faktycznie, gdy praca wre pełną parą. (uśmiech)

Czy muzyka wzmacnia wymowę tekstu? Uwrażliwiamy się na niego bardziej?

Gdybym w to nie wierzył, moja praca kompozytora utworów słowno-muzycznych przynajmniej częściowo straciłaby sens. Wierzę jednak w ludzką wrażliwość i zdolność do przeżywania prawdziwych emocji, empatii, jaką może również wyzwolić sztuka, muzyka. Odnośnie Pani pytania podam też konkretny przykład: w pandemicznym 2021 roku nagraliśmy wraz z zespołem Herbert Piano Trio moją blisko 20-minutową kompozycję pt. „2xH” do słów Herberta i fragmentów, cytatów z Księgi Hioba z udziałem Zbigniewa Zamachowskiego jako wykonawcy partii aktora. W ostatniej części tego utworu wykorzystany został słynny i przejmujący wiersz Herberta „Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu”. Tekst wiersza został podzielony na krótkie sekwencje i wpisany między bardzo dynamiczne quasi-triumfalne eksklamacje instrumentalne. W uwagach wykonawczych jest instrukcja, wedle której najogólniej mówiąc należy fragmenty tekstu wypowiedzieć, a właściwie niemal wykrzyczeć w sposób autorytarny, dyktatorski, bez emocji, być może z emocją bliższą tembrowi a’la Gomułka (jednak dosłowność nie jest wskazana). Do tego wszystkiego aktor potrząsa w górze dzwoneczkami kościelnymi, które usiłuje „przekrzyczeć”. Oczywista parodystyczność tego fragmentu to jedno, ale wymiar cierpienia, o którym mówił Herbert, rozszerza się za sprawą muzyki z cierpiącej jednostki na uosobienie destrukcyjnego wymiaru polityczno-społecznego, jeżeli stery są państwa są w niewłaściwych rękach. Innymi słowy, nie sam tekst jest tylko ważny, ale co najmniej równie istotne jest to, kto ten tekst wypowiada.

Jakich reguł trzyma się Pan podczas komponowania? Jeśli w ogóle można mówić tu o regułach…

Główną regułą w twórczości jest przede wszystkim to, żeby nie robić absolutnie niczego wbrew sobie, pobudki muszą mieć zakorzenienie we wnętrzu twórcy. Zatem jeśli nie mam do czegoś przekonania, to żadna, nawet najbardziej kusząca czy intratna propozycja mnie do tego nie przekona. Co do reguł komponowania, to oczywiście punktem wyjścia jest dobre rzemiosło, które trzeba pod wieloma względami opanować i wypracować, dobrze mieć jakiś własny, wypróbowany sposób pracy nad utworem, który też powinno się stale rozszerzać, aby nie popaść w rutynę.

Skąd czerpie Pan inspiracje?

Inspiracja sama do mnie przychodzi we właściwym momencie życia, w określonej sytuacji, również w określonym momencie dziejowym. Potwierdza to właśnie moja najnowsza kompozycja pt. „Morze było kiedyś szkliste”, którą napisałem na zamówienie Opery na Zamku w Szczecinie dla wybitnej solistki Urszuli Kryger. Trudno o większą inspirację twórczą niż sam fakt, że utwór, który się komponuje będzie wykonany w miejscu, gdzie spoczywają moi bliscy, którzy nie mieli za życia możliwości poznać mojej muzyki. Trudno o lepszą inspirację wodą, morzem, niż to, że w dzieciństwie ojciec, który był marynarzem, zabierał mnie na pokład holowników, a paradę na Dniach Morza oglądałem z perspektywy holownika. Trudno wreszcie w moim odczuciu o bardziej wymowną inspirację i uzasadnienie wyboru do cyklu pieśni tekstu wiersza Baczyńskiego, tragicznie zmarłego poety wojny, kiedy za wschodnim progiem również dzisiaj toczy się straszliwa wojna. Ale reasumując: analiza wszystkich źródeł inspiracji w twórczości w ogóle jest niemożliwa, a w bliższym odniesieniu do samego siebie zakrawałaby już na bufoniarską autohermeneutykę. Jestem daleki od tego. Inspiracja przychodzi na tej samej zasadzie, jak ma to miejsce w stwierdzeniu, że karma do nas wraca.

Czy z tych utworów tworzy Pan oddzielne opowieści czy jest to pewna spójna historia?

Moja droga twórcza to zdecydowanie ewolucja, a nie rewolucja. Wierzę, że wszystko, czego się w twórczości podejmuję, stwarza mnie jako twórcę i składa się na jeden większy obraz.

I jaka to będzie historia? Co poczuje słuchacz / widz? W czym się zanurzy?

A tę kwestię pozostawiam odbiorcom.

Dziękuję za rozmowę.

*Michał Dobrzyński

kompozytor, ur. 24 listopada 1980 w Szczecinie. Ukończył z wyróżnieniem studia kompozytorskie w klasie prof. Marka Jasińskiego i prof. Zbigniewa Bargielskiego w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. W 2017 roku obronił tytuł doktora na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, a w roku 2022 – tytuł doktora habilitowanego. Studiował również w klasach kompozycji prof. A. Talmelli i M. Ferrari we Włoszech oraz brał udział w wielu ogólnopolskich i międzynarodowych warsztatach kompozytorskich pod kierunkiem czołowych europejskich twórców (m.in. A. Hillborg, L. Francesconi, M. Stroppa, I. Fedele, H. Rădulescu, D. Dramm, F. Panisello, H. Doufort). Utwory Dobrzyńskiego znajdują się w repertuarze wybitnych solistów i dyrygentów (Bartłomiej Nizioł, Mariusz Patyra, Philipp Lynov, Edward Zienkowski, Urszula Kryger, Jan Jakub Monowid, Anna Radziejewska, Artur Janda, Bartłomiej Duś, Adam Kośmieja, Jerzy Salwarowski, Przemysław Fiugajski, Anna Duczmal-Mróz, Marek Moś, José Maria Florêncio i inni) oraz renomowanych zespołów (m.in. Orkiestra Amadeus, AUKSO, Cracow Duo, Kwadrofonik, Atma Quartet, Airis String Qartet, Herbert Piano Trio, Warszawska Opera Kameralna, Opera Bałtycka, polskie filharmonie). Utwory Dobrzyńskiego były prezentowane w Polsce i za granicą (USA, Niemcy, Austria, Szwecja, Włochy, Mołdawia, Czechy, Ukraina, Estonia, Chiny, Cypr, Macedonia Północna). Michał Dobrzyński należy do grona twórców młodego pokolenia wyłonionych przez K. Pendereckiego i H.M. Góreckiego do programu „Młodzi kompozytorzy w hołdzie Fryderykowi Chopinowi” (2007–2010). Jest laureatem konkursów kompozytorskich i wielokrotnym stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. ​W 2012 ukazała się monograficzna płyta kompozytora „Expression” (DUX 0752). CD „Młodzi kompozytorzy w hołdzie Fryderykowi Chopinowi”, na której znalazło się jego „Trio florenckie”,  została nominowana do Fryderyków 2009 w kategorii „muzyka współczesna – album roku”. W 2014 ukazała się płyta „Tribute to Carl Loewe”, na której znalazły się „Trzy Pieśni do słów Rilkego” Michała Dobrzyńskiego (wyk. Urszula Kryger, Baltic Neopolis Orchestra, dyr. Paweł Kotla) oraz ballady C. Loewego w orkiestrowej aranżacji kompozytora. Płyta otrzymała rekomendację niemieckiej rozgłośni SWR2. Szczególne miejsce w twórczości Dobrzyńskiego zajmują opery – w ostatnim czasie wystawiane były około 30 razy – w Warszawskiej Operze Kameralnej, Operze Bałtyckiej w Gdańsku, a także za granicą – w Wiedniu i w Estońskiej Operze Narodowej. Jego „Operetka” – opera na podstawie dramatu Gombrowicza – otrzymała rekomendację samej Rity Gombrowicz. Wystawiana była w Warszawskiej Operze Kameralnej aż kilkanaście razy w ciągu dwóch sezonów, a publiczność wielokrotnie nagradzała dzieło owacjami na stojąco. Spektakl był także prezentowany na Międzynarodowym Festiwalu Operowym „Armel”, którego jubileuszowa 10. edycja odbyła się w Wiedniu w 2017. Opera była transmitowana przez telewizję ARTE CONCERT w tłumaczeniu na pięć języków. Po wystawieniu opery Michała Dobrzyńskiego w Wiedniu Harald Lacina pisał: „(…) uważam tę produkcję za najlepszą na tegorocznym festiwalu Armel, (…). Była też najbardziej oklaskiwana przez publiczność (…)!” W grudniu 2017 roku w Warszawskiej Operze Kameralnej odbyła się światowa prapremiera kolejnej opery Dobrzyńskiego – „Tango” z librettem opracowanym na podstawie dramatu Mrożka w reż. Macieja Wojtyszko pod dyr. José Maria Florêncio. Za tę operę portal Teatrdlawas.pl przyznał kompozytorowi zaszczytne „Operowe Olśnienie Roku 2017” w kategorii „najlepsza muzyka”. „Tango” zostało włączone także do repertuaru Opery Bałtyckiej w Gdańsku, a w październiku 2018 roku zostało wystawione w Estońskiej Operze Narodowej. W maju 2019 roku operę wystawiono po raz dziesiąty. „Moim zadaniem opera „Tango” Michała Dobrzyńskiego jest jedną z najlepszych nowych oper tego wieku, jakie dotychczas miałam możliwość wysłuchać. (…) Młody kompozytor użył w fascynujący sposób wszystkich współczesnych środków kompozytorskich. Właściwie jest to przykład tej miary literatury operowej jak Albana Berga „Vozzeck czy Lulu”. Dobrzyński (…) – dzięki różnorodnym środkom współczesnej techniki kompozytorskiej – ukształtował linię wokalną w sposób indywidualny i spójny (…)” – mówiła prof. Kristel Pappel po wystawieniu opery „Tango” w Estońskiej Operze Narodowej. W 2019 r. na zamówienie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej dokonał instrumentacji na orkiestrę „Halki wileńskiej” Moniuszki (zachowanej do dziś jedynie w wyciągu fortepianowym). W czerwcu 2019 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbyła się jej premiera pod dyr. Łukasza Borowicza w reż. Agnieszki Glińskiej. „Halkę” w opracowaniu Dobrzyńskiego włączono także do repertuaru Opery i Filharmonii Podlaskiej. W marcu 2018 w Wiedniu na zaproszenie prof. Theodora Kanitzera została prawykonana kompozycja Dobrzyńskiego przez legendarnego skrzypka – prof. Edwarda Zienkowskiego i pianistkę Natalię Rehling w ramach cyklu koncertowego Internationale Chopin-Gesellschaft in Wien. W listopadzie 2019 r. „Moving frames” Dobrzyńskiego  był utworem obowiązkowym dla wszystkich uczestników przesłuchań półfinałowych XI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. IJ. Paderewskiego (tym samym w ciągu zaledwie 3 miesięcy znalazł się w repertuarze ok. 50 pianistów z całego świata). Michał Dobrzyński prowadzi klasę kompozycji w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Wybrane utwory kompozytora znajdują się w katalogu PWM.

FOT. Marek Hofman

Komentarze
Udostepnij