Katherine Rundell: Wilczerka. Poradnia K, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Z „Wilczerką” Katherine Rundell jest tak, że co pewien czas na rynku literatury popularnej (w tym wypadku – młodzieżowej) pojawia się książka, która ma odrzucać wszelkie mody. Żeby zrealizować takie założenie, autorzy przeważnie uciekają w motyw kojarzący się z surowością, brakiem konsumpcjonistycznych odruchów i z pustką w krajobrazie – za to z wysoko rozwiniętą wyobraźnią. Najłatwiej osiągnąć taki efekt, posługując się stereotypowym obrazem baśniowej Rosji: w mroźnych i nieprzebytych lasach można ukrywać dowolne zastępy czarownic, magów i istot z pogranicza jawy i snu. Skoro mróz, to automatycznie walka o przetrwanie, groźne dzikie zwierzęta i wyzwania rzucane przez naturę. A i tak w ostateczności wychodzi na to, że prawdziwym zagrożeniem są ludzie.
„Wilczerka” to tom, który bazuje na prostych odwołaniach do wyobraźni masowej: bohaterką jest tu dziewczynka, która rozumie wilki – nie próbuje się z nimi zaprzyjaźniać, woli je „odswajać”, naprawiać błędy kapryśnych bogaczy, którzy chcieli wychować sobie posłuszne zwierzę domowe i zbyt późno przekonali się, że natury nie można oszukać. Fieo uczy wilki, jak powinny się zachowywać, żeby uniknąć problemów – przyzwyczaja je na nowo do dzikości. Zaskarbia sobie tym zresztą ich wdzięczność i z kilkoma będzie podróżować, gdy nadejdzie kryzys. A że nadejdzie – jest więcej niż pewne. Car nie pozwala, by ktokolwiek łamał jego prawa – a Fieo nie chce się podporządkowywać, gdy chodzi o dobro zwierząt. Generał Rakow, najbardziej zagorzały zwolennik cara, wpada na trop wilczerki i postanawia dać jej nauczkę. Dziewczynka musi uciekać, na szczęście pozostają z nią wilki, a także pewien chłopiec – na początku pracujący w carskim wojsku. Fieo nie zazna szybko spokoju, poza tęsknotą za domem będzie musiała mierzyć się też między innymi ze strachem o matkę, przekona się, jak to jest stracić kogoś bliskiego i nauczy się radzić sobie w każdej sytuacji. Rundell dość mocno puszcza wodze fantazji, kiedy z ucieczki robi właściwie obóz przetrwania dla komandosów – dzieci muszą poradzić sobie bez normalnego jedzenia i bez cieplejszych ubrań, a do tego jeszcze pomagać napotkanym na drodze ludziom biedniejszym od nich – tu już autorka wybiera konwencję klasycznych baśni, od początku zresztą chce, żeby jej książka w kategoriach baśniowych była odczytywana.
„Wilczerka” to powieść budowana na silnych emocjach. Tu może wydarzyć się absolutnie wszystko, Fieo mierzyć się będzie nie tylko z zimnem, głodem i strachem, ale też ze śmiercią. W jej relacji z wilkami jest wzruszające porozumienie, talent do wyłapywania najmniejszych sygnałów i interpretowania ich tak, by poznać intencje zwierząt – inaczej rzecz ma się z ludźmi, o ile ktoś nie znajdzie klucza do Fieo. Z kolei w pewnym momencie akcji Rundell raczej zaczyna nudzić się powtarzaniem baśniowego rytmu i tworzeniem takiego klimatu – wtedy zaczyna nasycać tekst coraz bardziej mrocznymi wydarzeniami, żeby zatrzymać czytelników. Przy imitowaniu fabuły z baśni nie wybiera rozłożystej narracji, pisze prosto i tak, żeby młodzi czytelnicy nie musieli się zbytnio wysilać przy śledzeniu opowieści. „Wilczerka” to zatem propozycja dla tych odbiorców, którzy cenią sobie klimatyczne fabuły na kanwie baśni.