Recenzje

Co się wydaje

Jarosław Marek Rymkiewicz: Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze. Evviva L’arte, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

Nie udała się ta książka Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi, chociaż zapowiadała się nawet ciekawie. Jednak kiedy autor wpatrzony jest w samego siebie bardziej niż w temat swoich zapisków, a do tego własną miarę przykłada do realiów sprzed wieków – choćby i był najbardziej sprawny literacko, spod powierzchni opowieści szybko wychynie pustka. I tak jest w przypadku tomu “Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze”, zbioru ni to felietonów, ni to esejów, może przypisów do historii literatury, a może wariacji zmęczonego czytelnika. Wypływa z tej książki autoportret Rymkiewicza, który co pewien czas wtrąca drobne uwagi na swój temat (chociaż niespecjalnie pasujące do rytmu opowieści): a to, że jest stary, a to, że ma słaby wzrok, a to – że przeczytał wiele książek. Po co to komu – nie da się powiedzieć.

Zajmuje Rymkiewicza przede wszystkim dawna literatura, a nawet nie tyle literatura, co drobiazgi dotyczące codziennego życia Adama Mickiewicza. Chociaż bywa, że zagląda do rozmaitych lektur, to jednak najbardziej intrygują go zachowania wieszcza. A to jego włosy, a to jego kałamarz, a to zapałki. Problem w tym, że chociaż sam punkt wyjścia może być intrygujący – to raczej pytania, które autor sobie zadaje, są na poziomie ucznia szkoły podstawowej. Ponieważ też Rymkiewicz ochoczo przyznaje się do niewiedzy, jawi się jako ten, który wpada w tony naiwne dla samego szukania tematu. Bo jeśli zajmuje się obyczajowością i nie umie znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania w pamiętnikach bliskich bohatera zapisków, to dlaczego nie poszuka dla odmiany w muzeach albo opracowaniach dotyczących epoki? Jeżeli już zastanawia się nad tym, czy gęsie pióra do pisania kupowało się w sklepach, czy wyrywało z gęsi, jeśli spędza mu sen z powiek kwestia szlafroka – czy był to specjalny element garderoby, czy może stary i zniszczony płaszcz – a nie dochodzi do rozwiązania, to po co dzieli się z czytelnikami? Innego wyjaśnienia niż chęć popisania się stylem nie ma. A w stylu Rymkiewicz jest rozmarudzony i przegadany. Owszem, może na początku ucieszyć, że zamiast w kółko omawiać sprawy już dawno omówione, rozbudza ciekawość i szuka tego, co oryginalne na pierwszy rzut oka. Gdyby zgłębiał każdy z tematów tak, jak pozwalają na to dostępne materiały, gdyby nie zatrzymywał się na wygodnym i bezpiecznym “nie wiem”, a postanowił wyjść trochę poza zaklęty krąg Mickiewicza – może by nawet zachęcił odbiorców do wspólnej podróży. Ale nie oferuje im nic – poza własnymi niespełnionymi ambicjami. Treściowo okazuje się bardzo płytki. Owszem, nie zajmuje się sprawami wagi państwowej, nikt nie żąda kilkustronicowej bibliografii na temat stosunku Mickiewicza do śmieci – ale jeśli już przykłada się dzisiejsze kryteria do przeszłości, do zupełnie odmiennego kontekstu, warto by było czytelnikom uzmysłowić różnice kulturowe. Tymczasem Rymkiewicz sprawia wrażenie, jakby wystarczyło mu przesunięcie tego, co sam zna – na przeszłość. To droga donikąd.

W samym tekście Jarosław Marek Rymkiewicz posługuje się dość męczącym sposobem prowadzenia relacji – mnoży słowa. Uwielbia wręcz rozpływać się niby gawędziarsko nad wybranym tematem, buduje wielopiętrowe zdania dla samego rozkoszowania się ich melodią i dopiero próba wychwycenia sedna – wyciśnięcie ze zdania hektolitrów wody – pokazuje, że można było to samo powiedzieć w dwóch słowach. Dla siebie Rymkiewicz tę książkę napisał. Dla siebie i być może dla kilkorga dzieciaków, którym znudziło się już analizowanie szkolnych lektur i wolą posłuchać przez moment o majtkach Mickiewicza.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,