Recenzje

Co tu zrobić

Michał Rusinek: Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki. Agora, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Okładka książki „Niedorajda” Michała Rusinka została źle zaprojektowana. Powinno na niej widnieć ogromne wyjaśnienie, że czytelnik jest w miarę normalny i to, że się śmieje na cały głos, nie świadczy o jego zaburzeniach psychicznych, a o talentach satyrycznych autora. Inaczej lepiej tego tomu nie czytać w środkach komunikacji publicznej. Ani w poczekalniach. Ani w kolejkach na poczcie (tam to już w ogóle lektura zakazana, trzeba sobie pokolorować kolorowankę z papieżem. Znaczy, z papieżem na obrazkach, a nie z papieżem do spółki, chociaż też można, czemu nie). Przydałoby się ostrzeżenie. Żeby uniknąć konieczności tłumaczeń. Wprawdzie zamiast tłumaczeń można by po prostu wręczyć książkę piętnującemu głośny śmiech współpasażerowi/kolejkowiczowi/przechodniowi i niech sobie sam czyta, a potem tłumi reakcje, ale z „Niedorajdą” jest też taki problem, że nikt nie będzie się chciał z tą publikacją rozstać. Nawet na moment. A na autora spadną gromy. I słusznie. Bo to książka za krótka. Chciałoby się jeszcze. Tylko że Rusinek nie da. Bo jest złośliwy.

Michał Rusinek jest złośliwy. Piekielnie inteligentnie złośliwy. I się znęca. Przez cały czas. Znęca się nad autorami poradników o tym, jak napisać bestseller (wcale nie dlatego, że ci autorzy nie napisali nic poza poradnikiem, jak napisać bestseller). Znęca się nad twórcami porad internetowych, jak kogoś poderwać. Pastwi się nad wszystkimi blogerkami lifestyle’owymi, które radzą, jak zostać paryżanką. I nad tymi, którzy tłumaczą, jak uprawiać seks. I nad pomysłodawcami co ciekawszych tatuaży. I w ogóle nad wszystkimi, którzy wiedzą lepiej. A tak naprawdę wyśmiewa kolejne nieudolne porady i wskazówki.

Wygląda to tak, że bierze sobie autor poradę, która sama w sobie brzmi, jakby jej twórca potrzebował porady i wsparcia przy pisaniu – więc już rozbawi – a następnie opatruje ją akapitowym komentarzem, w którym zamieszcza kolejne piętra puent. Niepostrzeżenie te komentarze zamieniają się w pełny tekst, nawiązują do poprzednich fragmentów i podsycają oczekiwanie na brawurowy finał. Na pierwszy wybuch śmiechu długo czekać nie trzeba, gorzej, że nie da się pohamować kolejnych. I tak wygląda lektura. Z zewnątrz – nieciekawie. Lepiej czytać w ukryciu. Co ciekawe, przy całym tropieniu nonsensów i nieporadności stylistycznych Michał Rusinek pozostaje grzeczny i kulturalny aż do przesady, omawia przytaczane fragmenty dowcipnie, ale bez rubaszności. Nie narzuca się ze skojarzeniami, raczej delikatnie je sugeruje. To też sposób na podsycanie komizmu. Idealny zwłaszcza z perspektywy odbiorców, którzy mają przesyt kabaretowym telewizyjnym rechotem.

I gdyby tylko samozwańczy poradnikowcy, grafomani i internauci wzięli sobie do serca ironię z „Niedorajdy”, i gdyby uczynili świat mediów językowo smutniejszym miejscem, znaczyłoby to, że coś do nich dotarło i że warto było gromadzić nieporadności poradnikowe. To byłaby tak piękna złośliwość wobec autora „Niedorajdy” za to, że dostarczył książkę tak krótką… szkoda, że wizja takiej zemsty jest kompletnie nierealna. Pozostaje tylko okładać pseudospecjalistów od spraw rozmaitych „Niedorajdą” po głowach. Na szczęście jest w twardej okładce.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,