Recenzje

Codzienne zmartwienia

Aleksandra Zielińska: Sorge. W.A.B., Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Literatura środka w najlepszym możliwym wydaniu, senna w narracji powieść, w której każdy może odnaleźć echa własnych doświadczeń, albo historii, które przydarzyły się komuś w najbliższym otoczeniu, strumień słów bez szans na zatrzymanie się czy przeskoki tematyczne: tu wszystko musi płynąć, toczyć się tak, jakby imitowało życie. Aleksandra Zielińska w „Sorge” nie wymyśla nic nowego w obrębie gatunku. Realizuje wytyczne dla tych, którzy chcą ekscytować się odkrywaniem tajemnic z pozornie pospolitej egzystencji. Już sama nazwa „miasteczka, które kiedyś było wsią”, Sorge, czyli Boża Wola, niesie w sobie element zmartwienia – i zmartwieniem obarczane są przedstawicielki kolejnych pokoleń w pewnej rodzinie. Zielińska przygląda się im uważnie, eksponując zwłaszcza rozbieżności między marzeniami (kiedy jeszcze te do świadomości mieszkanek miały dostęp) a rzeczywistością – pełną przykrych niespodzianek i w gruncie rzeczy bardzo ponurą. W Sorge można urodzić się i umrzeć bez specjalnych wzruszeń, ale można też nosić w sobie zadawnione krzywdy, świadomość, że nie udało się uchronić najbliższych przed złem. W Sorge do głosu dochodzi przemijanie, bardziej bolesne niż gdzie indziej, bo też i podporządkowane rytmowi natury – ludzie nie mają ucieczki do lepszego świata, więc i nie mogą korzystać z dobrodziejstw postępu cywilizacyjnego. Tu wciąż jeszcze pokutują przekonania sprzed dekad. A w głowach bohaterek odzywa się trzask.

Adela zmaga się ze swoim coraz bardziej nieposłusznym ciałem. Przestaje pamiętać i to, co czasami bywa błogosławieństwem, może też narazić ją na niepotrzebną śmieszność, dostarczyć szeregu trosk. Tula pamięć pielęgnuje, nie może w związku z tym pozbyć się ohydnego różowego flaminga, symbolu największej przegranej – i chichotu losu. Marianka przyjmuje na siebie pierwsze symptomy wkraczania w okres dojrzewania. Jeszcze czytelnicy nie wiedzą, co naprawdę się stało, jeszcze nie wiedzą, kto cierpi i z jakiego powodu – a kto już cierpieć nie będzie, ewentualnie może pozostać wskrzeszony w pamięci miejscowych. Sorge przecież nie zapomni. Wydarzenia z przeszłości odbijają się w indywidualnych wyrzutach sumienia, a i w społecznej świadomości, są czymś, o czym się głośno nie mówi, żeby niepotrzebnie nie wywoływać demonów – ale w tym wypadku pamięć jest najbardziej potrzebna, choćby po to, żeby nie zwariować. Chyba że wszystkie bohaterki, które przeżyły trzask uznać za połamane psychicznie – i nie do odratowania. Bo może być i tak, Sorge przyjmie wszystko.

Aleksandra Zielińska rozwodzi się nad detalami, maskuje to, co stanowi przyczynę dzisiejszych postaw i wspomnień w Sorge, jej bohaterki rozpaczliwie próbują czepiać się najzwyklejszych wydarzeń, żeby móc stawiać czoła świadomości tego, co się stało. W narracji oznacza to ciągłe dygresje, spowalnianie tempa opowieści (mimo że autorka imituje obserwowanie bohaterek w czasie rzeczywistym, podąża za każdym ich gestem i rejestruje myśli), wprowadzanie kolejnych dodanych a mało istotnych informacji. Spowalnia relację, pozwala doskonale poznać postacie – mimo że jeszcze najważniejszego o nich nie powiedziała, a to najważniejsze diametralnie zmieni sposób postrzegania bohaterek.

„Sorge” to literackie wyzwanie, lekcja cierpliwości i gromadzenie stereotypów, które składają się na całą – oryginalną – powieść.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,