Recenzje

CYRK Z HUMOREM I NA SERIO

O „Circus Funestus” kompanii Sofie Krog Teater na  V Międzynarodowym Festiwalu Teatru Formy Materia Prima w Krakowie pisze Joanna Raba.

Jak wyjaśnia na samym początku Sofie Krog „Circus Funestus” oznacza cyrk, w którym wszystko idzie nie tak. I faktycznie meksykański popcorn nieco przesadził z alkoholem, Jokerzy gubią się w mistycznych drzwiach tybetańskich, a najgorsze jest to, że zazdrosny Mr. Whip porywa Miss Eleonor w samym środku wieczornego show. Dla artystów cyrkowych nie jest to łatwy występ.

Circus Funestus pokazywany w ramach tegorocznego festiwalu Materia Prima jest dziełem Sofie Krog i Davida Faraco. Duńsko-hiszpański duet stworzył świat, w którym nerwowy, ale charyzmatyczny mikrofon jest konferansjerem, pchła i popcorn wykonują skomplikowane numery akrobatyczne, a słonica imieniem Eleonor gra na szklanej harmonii z wdziękiem i subtelnością, o którą nie podejrzewa się słoni. Wszystko jest pełne humoru, kolorów i doskonale dopasowanej muzyki. Sama historia była dynamiczna, a przy tym została przedstawiona bardzo komunikatywnie i mimo bariery językowej (spektakl był grany w języku angielskim dla dorosłych i dzieci) można było ją łatwo zrozumieć.

Wciąż nie mogę nadziwić się plastyczności tego obrazu. Każda z lalek ma swój indywidualny charakter, a estetyka całego uniwersum jest absolutnie niepowtarzalna. Twórcy udowodnili również, że grając w małej, ciasnej przestrzeni mogą swobodnie przenieść akcję ze swojego małego cyrku np. w powietrze, kiedy to Mr. Whip (pan Bicz) ucieka samolotem nad Himalajami, czy też ukazać widzom małą pchłę nurkującą w wodzie, aby uwolnić z metalowej skrzyni Miss Eleonor. Przyznaję, że sceny w wodzie zrobiły na mnie największe wrażenie pod względem plastyczności obrazu. Pozornie prosty, a w istocie precyzyjny i przemyślany zabieg oświetlenia półprzeźroczystego materiału dawał wspaniałą fakturę wody i światła. Yeti wyłaniający się z tej głębiny wyglądał wspaniale.

Jeśli chodzi o lalki, osobiście uwielbiam cztery uśmiechnięte kulki popcornu, które wystrzeliwały z kubełka i na trampolinie wykonywały skomplikowane piramidy. Jedna z nich czkająca od nadmiaru alkoholu, z cygarem w ustach i sombrero na głowie, mamrotała na wpół po hiszpańsku, na wpół po angielski i nieustannie ingerowała w akrobatyczny występ swoich popcornowych rodaków.

Nie bez powodu wspominam tę postać. Mimo swojego niepoprawnego charakteru, popcorn wydaje mi się konkretnym przykładem na to, że artyści nie tylko mają duże poczucie humoru, ale równocześnie potrafią się podzielić podobnymi żartami z dziećmi, nie traktując ich przy tym infantylnie. Wydaje mi się to bardzo cenne, ponieważ ze swoich doświadczeń z teatrem lalkowym przede wszystkim wspominam naiwne i niewymagające przedstawienia, w których dorośli zdawali się wątpić w możliwości poznawcze młodszego widza. A przecież dzieci również zasługują na to, aby w teatrze traktować je serio.


Joanna Raba – studentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Komentarze
Udostepnij