Terry Deary: Ci koszmarni Celtowie.; Terry Deary: Narwani Normanowie, Harperkids, Warszawa 2021 – pisze Izabela Mikrut.
Terry Deary już od lat uczy najmłodszych historii w najbardziej kontrowersyjny z możliwych sposobów – i jednocześnie w najbardziej skuteczny. Jego lektury bazują bowiem na czarnym humorze i na rozwiązaniach, których nauczyciele do swoich programów raczej by nie wprowadzili (chyba że ci najodważniejsi, a i tak naraziliby się natychmiast na protesty rodziców). W serii Strrraszna historia nie ma mowy o poprawności politycznej i o podążaniu za szkolnymi podręcznikami – fakty pojawiają się wtedy, gdy wiążą się z rozmaitymi komplikacjami, a najlepiej – zgonami lub chociaż torturami ich bohaterów. Chodzi o to, żeby pokazać absurdy historii, wyśmiać, odrzucić, zadziwić i podzielić się z czytelnikami szeregiem niezwykłości. „Ci koszmarni Celtowie” oraz „Narwani Normanowie” to kontynuacja cyklu – dwie kolejne publikacje pozwalające dotrzeć do młodych i zbuntowanych czytelników przez śmiech wyższości.
Terry Deary standardowo zaczyna od kalendarium, a później podąża przez dzieje, wykorzystując rozmaite gatunki w narracji. Chętnie stosuje komiks (z ilustracjami Martina Browna), listy lub imitacje programów telewizyjnych, quizy, które sprawdzają wiedzę, a w rzeczywistości są też sposobem na zaintrygowanie czytelników – bo po podaniu prawidłowej odpowiedzi autor tłumaczy też, dlaczego właśnie taką należało wybrać. Stosuje wyliczenia, podtytułami rozbudza ciekawość. Sięga po wierzenia, kształtowanie się tożsamości kolejnych grup. Pozwala zajrzeć do obyczajowości z dawnych czasów. Pisze tak, by jak najbardziej wyśmiewać wszystko, co przebrzmiałe, dziś nieakceptowalne. W ten sposób buduje porozumienie z młodymi czytelnikami, niemal z definicji kwestionującymi wszystko, co im nie pasuje. Dzięki temu prostemu zabiegowi sprawia, że nastolatki przyswoją sobie wiadomości prezentowane tu w formie sensacji. Autor nie traktuje poważnie swoich wywodów: jeśli podaje przepis na bycie druidem czy świętym, nie ma żadnych ograniczeń. Wie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie potraktuje wskazówek jako zachęty do działania – i nie zacznie ich realizować (co zresztą byłoby niemożliwe), za to jeśli pośmieje się nad tak przedstawionymi sytuacjami – zapamięta je znacznie lepiej i na dłużej, niż gdyby obejrzał udany film historyczny. Terry Deary świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że aby trafić do czytelników, musi mówić do nich ich językiem i odrzucać schematy. To właśnie robi. A jeśli przy okazji udałoby mu się zbulwersować paru dorosłych, mógłby być jeszcze bardziej usatysfakcjonowany: to oznaczałoby, że trafił. Uzupełnia system edukacji, potrafi zaangażować w obserwowanie przeszłości i udowadnia nastolatkom, że lekcje nie muszą być nudne. Świetnie się bawi, przedstawiając niuanse życia Normanów czy Celtów – wyłuskuje co lepsze smaczki, skupia się na tym, co dzisiaj byłoby odrzucone, albo – co wstrętne z perspektywy współczesnych odbiorców. Im silniejsze uczucia uda mu się wyzwolić, tym lepiej, także dla samych czytelników, którzy w ten sposób zyskują dostęp do wiadomości. Terry Deary absurdem i czarnym humorem operuje mistrzowsko.