„Morderca jest wśród nas” wg koncepcji Joanny Drozdy i Michała Wybieralskiego w reż. Joanny Drozdy, teatralna wariacja kryminalna w Teatrze Syrena w Warszawie – pisze Anna Czajkowska.
W surowej przestrzeni dawnej stolarni Teatru Syrena, wśród niepobielonych ścian, rekwizytów, bez sceny i wygodnych foteli, aktorzy i widzowie tworzą spektakl. Nietypowy, częściowo improwizowany, trochę straszny, trochę śmieszny, trochę nieprzewidywalny. Taką propozycję ma dla widzów Teatr Syrena, a premiera cyklu teatralnych wariacji kryminalnych – „Morderca jest wśród nas” – wprowadza widzów w zupełnie inny świat niż ten, który kojarzą z rozśpiewaną i roztańczoną sceną teatru przy Litewskiej. Cykl będzie grany przez cały sezon, co miesiąc bawiąc przybyłych nową historią.
Joanna Drozda, zainspirowana prawdziwą historią filmowej, przedwojennej Warszawy i osobą Aleksandra Hertza, twórcy wytwórni Sfinks, postanowiła pokazać fragment wydarzeń z tamtego okresu, ale w zupełnie odmiennym, zaskakującym, dalekim od dokumentacji stylu. „Niewolnica Zmysłów”, oprócz faktów dotyczących przedsiębiorstwa kinematograficznego Sfinks – nieco upiększonych i zmodyfikowanych na potrzeby spektaklu – opowiada o największym odkryciu Hertza, czyli o Poli Negri. W atelier przy Marszałkowskiej 12 morderstwa nigdy nie popełniono, nikt nie znalazł trupa aktorki, ale Hertz rzeczywiście musiał walczyć z konkurencją. Ponieważ wiedział, jak promować filmy i działalność swej wytwórni, niejednokrotnie posuwał się (nie tylko on) do dość kontrowersyjnych poczynań. Aktorzy, ku uciesze widowni odgrywają jedną ze scen, związanych z historią rywalizacji Sfinksa z zajadłym Mojżeszem Towbinem – na dworcu, tuż po przybyciu pociągu. Towbin porwał Maxa Lindera, amerykańskiego komika zaproszonego przez Hertza i obiecał wypuścić go dopiero po obietnicy otrzymania połowy zysków z występów Lindera! Takie to były czasy i w takich warunkach – bezwzględnych, pozbawionych jakichkolwiek reguł – rozwijał się w Polsce przemysł filmowy. I właśnie tu, blisko obecnej siedziby Teatru Syrena w 1914 roku nakręcono „Niewolnicę zmysłów”, a na ekranie debiutowała młodziutka Pola Negri. Rolę Polę Negri, a właściwie Barbary Apolonii Chałupiec gra pani reżyser – Joanna Drozda. I to jak! Z brawurą, przymrużeniem oka, dowcipnie. Moduluje głos, zaczepia i zagaduje, zachęcając widzów do udziału w przedstawieniu. Aktorzy cały czas przypominają przybyłym, że to tylko gra, gra z publicznością, z konwencją teatralną, ze sceną (której tu nie ma), czwartą ścianą (której też nie ma). Wszystko jest umowne, a liczy się humor, dobra zabawa i cel – wskazanie winnego (albo winnych) zabójstwa młodej, utalentowanej aktorki, która zginęła podczas prób. Aktorzy częściowo improwizują, widzowie też, zwłaszcza ci, którzy z własnej woli „grają” w spektaklu, przywdziewając maskę bądź kostium. Wyobraźnia nie zna granic, choć nie trudno zauważyć, że prowadząca performowanie aktorskie Joanna Drozda czuwa i kontroluje przebieg odgrywanej „na żywo” historii. I nic nie umknie jej uwadze, żaden przypadkowy ruch czy dźwięk. Z pomocą pozostałych aktorów natychmiast wykorzystuje go w fantazyjnym widowisku. W postać sławnego prezesa wciela się Kornelia Raniszewska, oddając dyktatorski charakter Hertza, ale też „nos” do wyszukiwania ludzi utalentowanych, którzy w świecie kina zrobili błyskotliwą karierę. Jolanta Litwin-Sarzyńska jest znakomita jako stróż i jedna z aktorek, zazdrosnych o karierę utalentowanej koleżanki – zamordowanej w korytarzu. I jak śpiewa!! Z kolei Anita Sobiechowska umila publiczności wieczór z czarnym kryminałem grą na kontrabasie, a przy okazji jest też kolejną artystką Sfinksa. I jeszcze Maciej Pesta, groteskowo-zabawny przedwojenny policjant-detektyw – wnikliwy, dociekliwy w swych poszukiwaniach i przesłuchaniach. Rekwizyty zgromadzone wokół widzów, celowo przypadkowe – na przykład baloniki w kształcie zwierząt, kajdanki, chińskie parasole, plastikowe maski i inne – są dodatkowym elementem, który podkreśla umowność i służy wybornej zabawie wszystkich obecnych. Dwie godziny w teatralnej stolarni mijają nadspodziewanie szybko.
Kto lubi improwizację i czarny humor, lekkość oraz śmiech wraz nieoczywistością, cieniowaniem granic w teatrze i nie boi się udziału w scenicznych szaleństwach, może liczyć na dobrą zabawę. Ze smaczkiem, kieliszkiem wina w dłoni i kryminałem w tle.
Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.