Andrzej F. Paczkowski: W grobie ci do twarzy. Wydawnictwo Lira, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Andrzej F. Paczkowski nie chce się nudzić. Nie chce też, żeby nudzili się czytelnicy przyzwyczajeni do powieści kryminalnych, które imitują rzeczywistość. U niego wszystko staje na głowie, nawet w pewnym momencie pojawia się niespodziewanie wątek autotematyczny, który pokazuje, jak bardzo dystansuje się autor od tekstu – i że traktuje go wyłącznie jako źródło rozrywki. Bo przecież nie przepisu na zbrodnię czy ucieczkę przed mężem-mafiozem.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Marlena Kiełbasa odzyskuje przytomność w szpitalu. Wie, co się wokół niej dzieje, ale nic nie pamięta, a na domiar złego… w głowę ma wbity nóż. Nie jest to najlepsza wiadomość dla kogoś, kto próbuje dojść do zdrowia. Tymczasem poza takim wstrząsającym newsem Marlena dowiaduje się (od kobiety-potwora, podającej się za jej matkę), że mieszka na cmentarzu. Zatem już na wstępie jest bardzo dziwnie – chociaż przez cały czas dość wesoło – a później sytuacja tylko się nakręci. Marlena trafi pod opiekę pulchnej przyjaciółki z wyrzutami sumienia (a że obie panie mają charakterki, pojawią się też mistrzowskie awantury). Do dwóch przyjaciółek dołączy monstrum w postaci Ten Ten, wiernej orientalnej służącej, która specjalizuje się w naparach usypiających. Będzie jeszcze czeski narzeczony Vaclav, obowiązkowy mąż-mafiozo. Galeria postaci gwarantuje zatem odejście od rutyny, a co za tym idzie – również literacką świeżość. Paczkowski drwi sobie z kryminałów i powieści sensacyjnych, pokazuje, jak wiele można osiągnąć w tym gatunku, kiedy nie ma się na uwadze prawdopodobieństwa akcji, a jedynie dobrą zabawę. Tu bohaterowie zrobią wszystko, żeby osiągnąć swoje cele. Marlena – żeby przeżyć i poznać wroga, wróg – żeby dopaść Marlenę i ostatecznie pozbyć się jej jako swojego problemu.
Wartka akcja to jedno, co ma autor do zaoferowania. W samej narracji nie będzie zbyt imponujący, to znaczy – wie doskonale, że dowcip nie znosi przegadania, więc rezygnuje z budowania skomplikowanych opisów, stawia najbardziej na przerzucanie się przez bohaterów krótkimi i emocjonalnymi informacjami. Dialogi są tu może i rozłożyste (to znaczy – bohaterowie potrzebują swojej obecności, żeby móc w ogóle zaistnieć i nakreślić swoją sytuację, całość wprawdzie prowadzona jest przez Marlenę w formie monologów wewnętrznych, ale i ona lubi odbicie w postaci niespolegliwych słuchaczy), jednak nadają lekkości i tak już wariackiej opowieści. Nie ma tu nic na serio (no, może poza wizją skłóconych prawie-byłych małżonków), więc żadne śmierci, rany ani cierpienia nie przyprawią czytelników o zmęczenie. Autor stawia na komizm w stanie czystym, nie walczy o nic, za to pozwala odbiorcom doskonale się przy lekturze bawić – śmiech jest dla niego najważniejszy, a że wykorzystuje do tego celu między innymi czarny humor – tym lepiej, ma niewielką konkurencję na rynku kryminałów. Paczkowski do ekstremum doprowadza żarty, sprawia, że historia przestaje mieć znaczenie ze względu na fabułę, za to zaczyna być feerią dowcipu – i to całkiem niezłego. Jest w tym czeski absurd, więc fani tego rodzaju komizmu będą książką bardzo usatysfakcjonowani.
„W grobie ci do twarzy” to książka, która przykuwa uwagę i zapewnia rozrywkę na wysokim poziomie – chociaż autor nie zamierza przemęczać się budowaniem tradycyjnych relacji. Tu wszystko kreślone jest szybko i powierzchownie, nie ma potrzeby pogłębiania wzajemnych stosunków ani dociekania przyczyn. Ważne jest, co się stało i jakie są tego konsekwencje w teraźniejszości. Czytelnicy będą pytać tylko o to, jak nóż trafił do głowy Marleny i co w związku z tym zrobi autor. Powieść do przeczytania na szybko, dla sporej radości i oderwania się od codziennych zmartwień – bardzo ładnie przygotowana.