O spektaklu „niemęski” Darii Kubisiak w reż. autorki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pisze Mateusz Leon Rychlak.
,,Purple light in the canyons
That’s where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, pony and me’’
Paul Francis Webster
Lęki, sny, wyobrażenia i szaro-różowa rzeczywistość, takim kontekstem sytuacyjnym posługuje się autorka i reżyserka spektaklu ,,niemęski’’ w Starym Teatrze w Krakowie, Daria Kubisiak, wyzwalając wyobrażenia o współczesnym rozumieniu męskości i ,,jej najstraszniejszej alternatywie’’.
Scenograficznie przestrzeń przygotowana do snucia narracji jest dosyć prosta, ale nie pozbawiona symboliki: łuki, postumenty, kolumny, przywodzące na myśl antyk, a już z całą pewnością miejsce o dawno przebrzmiałej świetności. Stawia to zdecydowanie jasny sygnał dla odbiorcy, że autorzy spektaklu wychodzą z miejsca czy też myśli o czymś absolutnie przestarzałym (scenografia Iga Słupska). Ta podbudowa ma swoje wyjaśnienie, gdy w pierwszej części spektaklu pojawia się krótka, ale niezwykle istotna wstawka na temat patriarchatu, ironiczna i dobrze przeprowadzona.
Antyczne skojarzenia pojawiają się również w jeszcze jednym kontekście, mianowicie w spektaklu oś tego, co uznaje się za męskie, można sprowadzić do dwóch motywów. Pierwszym z nich jest Dyskobol, i inne postaci, które wyszły spod dłut starożytnych artystów, wyobrażane przez pozy przyjmowane przez aktorów, w chwili gdy powinni poczuć się jak najbardziej męsko. Drugim odbiegającym już od antyczności motywem jest postać kowboja, wprowadzona przez scenę wyobrażającą galop na końskim grzbiecie, oraz znacznie subtelniej przez mruczaną w męskim gronie melodię ,,My Rifle, My Pony and Me’’ z filmu Rio Bravo.
Od takich dwóch ujęć ,,męskości’’, tej wzorcowej, widzowie są prowadzeni w kierunku wszystkich ,,niemęskich’’, odbiegających od tego wyobrażenia zachowań. Zawężenie wizji męskości oraz operowanie przeglądem lęków i koszmarów jest celnym zabiegiem, zwracającym uwagę na wyjątkowo wąskie określenie tego, co uznaje się kulturowo za domenę męskości, w tych najprostszych, odartych z seksualności i ekonomii dziedzinach. Moim zdaniem całkowite zignorowanie możliwych sytuacji, w których to mężczyzna czułby się pewnie i komfortowo, pełen siły, nawet gdy przegrywa, w tym spektaklu jest wyjątkowo udane. Zgodnie z tytułem, skupiając się na wątkach słabości, bezradności wrażliwej istoty ludzkiej, przybranej w ciało mężczyzny, możemy łatwo zauważyć szereg rozmaitych rys na tym wizerunku mężczyzny, jaki zwykle obserwujemy w naszym otoczeniu. Autorka scenariusza w interesujący sposób rozwinęła wizję emocjonalności mężczyzn, w mojej ocenie trafną, choć naturalnie wziętą w pewien nawias ironii i komizmu, zwłaszcza w scenach ,,męskich” gdzie bohaterowie posługują się jednym i tym samym słowem, zaczynającym się na jedenastą literę alfabetu, lub wcale nie używają słów, a jedynie mruknięć.
O ile scenariusz prezentuje się interesująco, otwiera ciekawe pole do rozważań i obserwacji, o tyle sposób jego podania w spektaklu bywa chybiony. Pragnę zwrócić tu uwagę przede wszystkim na dobór aktora do treści wypowiadanego monologu, przedstawiającego fragment życia nienazwanego bohatera. Prezentujący się tutaj Oskar Malinowski i Stanisław Linowski zdecydowanie odstają od Grzegorza Mielczarka i Krzysztofa Stawowego, jednak nie na płaszczyźnie aktorskiej. Zupełnie nieprzekonująco wypadają monologi młodych mężczyzn, którzy opowiadają o zdradzającej jednego z nich żonie oraz zaburzeniach pamięci i niezdolności do prawidłowego wykonywania prostych czynności z powodu ataków paniki. W żadnym wypadku nie pomaga tutaj przystrojenie aktorów w sweter z żaglowcem oraz plisowaną spódnicę podobną do kelnerskiego fartucha. Zwyczajnie jako widz nie jestem skłonny uwierzyć w chociażby umowną prawdziwość przekazywanych w tych scenach emocji i słów.
Z choreografią w spektaklu i ogólną koncepcją ruchową (choreografia Oskar Malinowski) dobrze współpracowała muzyka na instrumentach perkusyjnych, odgrywana na żywo przez Aleksandra Wnuka. Imitacje dźwięków natury, szumu fal czy końskich kopyt były niemal niedostrzegalne i czasami mogłoby się wydawać, że dźwięki te podsuwa sama wyobraźnia, co z pewnością byłoby dużo trudniejsze do osiągnięcia przy użyciu zapisu cyfrowego ścieżki dźwiękowej.
W całym spektaklu najciekawszy był scenariusz, jego realizacja w większości jest interesująca, jednak posiada pewne rysy. Nie z całym scenariuszem się zgadzam, podobnie jak nie zgadzam się z zawartym w opisie spektaklu zdaniem, że ,,niemęskość’’ była tu przedstawiana w korzystnym świetle. Mam nadzieję, że na kolejnych spektaklach publiczność będzie bardziej zróżnicowana niż podczas przedstawienia, na którym byłem obecny, gdy widownia była wypełniona w znacznej części kobietami.
fot. Magda Hueckel / mat. teatru