Recenzje

Czegoś wciąż im brak

„Inni ludzie” Doroty Masłowskiej w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa – pisze Agata Łukaszuk.

„Inni ludzie” w reżyserii Grzegorza Jarzyny z TR Warszawa to zrealizowane z rozmachem, efektowne widowisko, wciągający dwugodzinny hiphopowy wideoklip. Widzowie przemierzają warszawskie ulice, odkrywając mroki i uroki toczącego się szybkim rytmem życia w stolicy. Prowadzeni przez Sandrę (Agnieszka Żulewska) przyglądają i przysłuchują się historiom kolejnych bohaterów wykreowanego przez Dorotę Masłowską świata. Świat ten nie jest jedynie wytworem pisarskiej wyobraźni, lecz zbiorem trafnych obserwacji na temat cieni i blasków wielkomiejskiego życia. Warto wziąć udział w tej odjechanej wycieczce przez miejską dżunglę: kupić bilet, rozsiąść się wygodnie, a przede wszystkim zapiąć pasy – uczestników wyprawy czeka jazda bez trzymanki!

Hala ATM to miejsce, w którym nagrywanych jest wiele programów telewizyjnych typu talent show. Przystosowana na potrzeby spektaklu przypomina scenę warszawskiego Nowego Teatru zlokalizowaną w zabytkowych budynkach Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania na Mokotowie. Duża pusta przestrzeń daje swobodę dla wyobraźni twórców, stanowi pole do popisu i scenograficzne wyzwanie. Tymczasem na scenie zaledwie trzy ściany z blachy falistej i niewiele poza tym. Można poczuć się trochę jak w jakimś hangarze, w którym odnoszący sukcesy zawodowe Maciej (Adam Woronowicz) przechowuje swoje wypasione auto, a może nawet prywatny odrzutowiec. Albo raczej jak w osiedlowym garażu, w którym aspirujący raper Kamil (Yacine Zmit) diluje dragami, marząc o wydaniu debiutanckiej płyty i nie tracąc nadziei na sławę, uznanie i bogactwo.

Na ścianach z blachy wyświetlane są kolejne projekcje wideo przedstawiające różne zakamarki wielkiego miasta: główne arterie, wnętrza luksusowych apartamentów, peerelowskie meblościanki, szklane biurowce i ciemne osiedlowe zaułki. Na te obrazy nakładają się opowieści o „innych ludziach”. Spotkamy się tu z Maciejem i Iwoną (Agnieszka Podsiadlik), nowobogacką parą z ekskluzywnego strzeżonego osiedla, którą łączy jedynie rozpieszczony syn – oczko w  głowie niezainteresowanych sobą nawzajem rodziców. Poznamy też Kamila i jego wścibską siostrę Sandrę – wszechwiedzącą narratorkę, która niejako zagląda do głów bohaterów. Nad rodzeństwem krąży siejąca defetyzm matka (Maria Maj), która chciałaby normalnej pracy dla syna, bo przecież i tak z góry wiadomo, że nie zrobi on żadnej muzycznej kariery. Jest tu też Anecia (Natalia Kalita), ekspedientka z Rossmanna i dziewczyna Kamila, który bardziej niż Anecią zainteresowany jest Iwoną. Poznajemy też Justę (Aleksandra Popławska), trochę straszną, trochę śmieszną ekscentryczną outsiderkę, dziewczynę zadłużoną w Aneci. Zadłużeni są tu zresztą wszyscy – każdy w pewnym sensie wiedzie życie na kredyt we frankach szwajcarskich, z końcem kolejnego miesiąca ledwo spinając budżet. Każdego w tej historii określa przecież jakiś brak: czasu, pieniędzy, miłości, seksu, sławy lub po prostu atencji.

Spektakl w reżyserii Grzegorza Jarzyny to impreza na sto fajerek. Muzyczno-wizualne atrakcje sprawiają, że trudno oderwać się od transowego widowiska, co  jest niewątpliwą zasługą całkiem sporej ekipy. W sumie na stronie teatru wymieniono ponad pięćdziesiąt osób zaangażowanych w prace nad spektaklem, a z pewnością twórców i twórczyń mających swój udział w jego powstawaniu było znacznie więcej. Ta imponująca liczba członków ekipy zaangażowanych w prace nad projektem robi wrażenie i przekłada się na uzyskane efekty. Muzyka Piotra Kurka i Krzysztofa Kaliskiego, bity i didżejka Michała DJ B Olszańskiego, efektowne światła wyreżyserowane przez Aleksandra Prowalińskiego i przyciągające uwagę wideoprojekcje – wszystko to składa się na spójne widowisko, które po prostu dobrze się ogląda. Wrażenie robi także świetna praca zespołu aktorskiego, który bardzo dobrze poradził sobie z wymagającym tekstem. Świetny jest Adam Woronowicz jako Maciej, a scena jego rozmowy z córką (Rafał Maćkowiak) to prawdziwe mistrzostwo, wspaniale wypada Maria Maj w roli zrzędliwej matki, prawdziwą transformację przechodzi Aleksandra Popławska, która jako Justa jest nie do poznania i zręcznie balansuje na granicy kiczu, nie odbierając przy tym wiarygodności swojej postaci. Właściwie trudno doszukać się tu słabszych ról, a charakterystyczny dla twórczości Doroty Masłowskiej język wybrzmiewa na scenie z właściwą mu siłą.

Można zarzucać Jarzynie, że utwór Masłowskiej potraktował nazbyt wiernie. Dla niektórych spektakl będzie więc jedynie efektowną inscenizacją tekstu, w której brakuje nowych sensów. Dla innych brak silenia się na odkrywczość będzie walorem. Dla mnie „Inni ludzie” to przede wszystkim opowieść o wewnętrznej pustce w rozpędzonych czasach rozbuchanego konsumpcjonizmu. Twórcom spektaklu udało się trafnie uchwycić portret wielkomiejskiego życie zagubionych ludzi na swój sposób poszukujących szczęścia, którego wciąż im brak.


Fot. Marcin Oliva Soto

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , , , , ,