O spektaklu „Baron Münchhausen dla dorosłych” Macieja Wojtyszki w reż. autora w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.
Maciej Wojtyszko powrócił do postaci barona Münchhausena, tym razem sam pisząc dramat o jego mocno dorosłym już życiu i tworząc szalenie intrygującą perspektywę dla przyjrzenia się wielu aspektom dzisiejszego świata, a w nim roli i funkcji człowieka-aktora-artysty. Paleta uniwersalnych zagadnień, dotyczących tak samo ducha i ciała, wzajemnych relacji i antagonizmów, jest naprawdę imponująca. Tytułowego bohatera u schyłku jego egzystencji, choć ciągle nieposkromionego oryginała i prześmiewcę, znakomicie zagrał Jan Englert, a jego żonę Jakobinę Ewa Wiśniewska. Warto się zatem wybrać do Narodowego, zarówno dla samego utworu i reżyserskich zabiegów inscenizacyjnych potęgujących wewnętrzną muzykę i rytm, jak i dla aktorskiego wykonawstwa, choćby w samym budowaniu napięcia, wysokiej próby. Wiele w tym tekście (przypomnijmy, że tytułowa postać żyła w latach 1720–1797), różniącym się nieco od tego, który ukazał się w 2021 roku w „Dialogu”, mówi się o kondycji współczesnego artysty i o samym teatrze, także o starości i o podwójnej moralności, która od wieków włada naszym światem, nie omijając polityki. Wojtyszko ponownie w swojej twórczości, odwołując się do postaci historycznej, podejmuje momentami mocno cierpki i nie pozbawiony ironii dialog z naszym „tu i teraz”. Przynajmniej tak można czytać to, co w sensie interpretacyjnym proponują na scenie aktorzy, jak i to, jak swoje poglądy na temat sztuki i w ogóle kultury artykułują w kontekście tych, którzy stoją w opozycji do ich własnych doświadczeń i przekonań.
Münchhausen Jana Englerta, choć na różne sposoby próbuje symulować własną śmierć, zdaje się wciąż kochać życie i pomimo wieku stara się kreacyjnie w nim uczestniczyć na wielu polach. Jako człowiek ze wszech miar aktywny, dobrze orientujący się w filozofii, polityce i ich wszelkich niuansach, a także artysta, który potrafi bawić się teatrem i jego konwencjami. Niezwykle ciekawe są rozmowy bohaterów przywołujące poglądy Leibniza i Woltera, także Schillera i Goethego. Każą zastanowić się nad takimi determinantami naszego uczestnictwa w życiu społeczno-politycznym jak religia czy władza, nad istotą wolności i próbami jej osiągania.
„Baron Münchhausen dla dorosłych” nie jest dramatem stricte biograficznym, choć z XVIII-wiecznych wydarzeń i kontekstów czerpie pełnymi garściami. W interpretacji Englerta mamy w dużej mierze do czynienia z jednej strony z bohaterem mocno wyalienowanym, bo zawiedzionym swoim czasem, z drugiej nie rezygnującym z poczynań wynikających z fantazji, która nie zawsze musi budzić pogardę. Englert wspaniale operuje słowem i to bardziej z nich, niż samych uczuć, buduje bogactwo swojej postaci i jej nieprzeciętną osobowość. Wojtyszkę jako autora i tym razem bardziej obchodzą prawidłowości i mechanizmy rządzące naszym światem, pojawiające się na przestrzeni wieków w różnych konfiguracjach, niż indywidualny los jego bohaterów. Nawet kiedy w „Sonecie” opowiada o uczuciach i różnych odcieniach miłości, sięgając do postaci Boccaccia, Petrarki i Laury, zawsze poszukuje tematów aktualnych, mogących zainteresować współczesną widownię. W najnowszym przedstawieniu zachwyca przede wszystkim rola Jana Englerta, która staje się głównym nośnikiem wszystkich dramatycznych konfliktów i domagających się dyskusji sensów. Pozostali aktorzy również starają się wychodzić poza płaszczyznę schematycznego relacjonowania zdarzeń, każdy próbuje w swojej postaci doświadczać prawdy na swój sposób, co przekłada się na udane nadbudowanie metaforycznego uogólnienia.
Fot. Krzysztof Bieliński