Z Agnieszką Makowską, aktorką, dramatopisarką i pedagogiem, o jej najnowszym projekcie „Sępie Miłości” rozmawia Wiesław Kowalski.
„Sępie Miłości” to nie jest chyba pierwszy projekt, który realizujesz ze środków MKiDN? Czy to znaczy, że jesteś tzw. „wolnym strzelcem”?
„Sępie Miłości” to rzeczywiście kolejny projekt, jaki mam okazję realizować jako artystka niezależna, dzięki stypendium Ministra. Wcześniej byłam już stypendystką Prezydenta Miasta Warszawy, Prezydenta Białegostoku oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Swoją drogę zawodową zaczęłam od teatru offowego. Jestem dzieckiem offu. Był także moment, kiedy brałam udział głównie w realizacjach instytucjonalnych, zawsze jednak tylko gościnnie – jako wolny strzelec; bardzo lubię moją niezależność twórczą. Czuję się jak dziki zwierz, co upoluję, zjem ze smakiem. Trzeba jednak dodać, że jako dzika bestia zostałam częściowo oswojona i udomowiona. Pracuję bowiem jako wykładowca Akademii Teatralnej w filii w Białymstoku. Bardzo mi się to udomowienie podoba, ponieważ praca ze studentami jest szalenie inspirująca.
Program, nad którym w tej chwili pracujesz oparłaś na erotykach Michała Sępa Szarzyńskiego. Kiedy odkryłaś tego poetę żyjącego na przełomie renesansu i baroku, i jak pracowałaś nad dramaturgią spektaklu, który ma być w formie muzycznym duodramem?
Poezję Mikołaja Sępa Szarzyńskiego znam nie od dziś. Jego twórczość była mi bliska szczególnie na pierwszym roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, z którą miałam krótki życiowy epizod tuż przed rozpoczęciem nauki na Akademii Teatralnej w Białymstoku. Teraz, po latach, wróciłyśmy do tych tekstów razem z Natalią Czekałą, odkryłyśmy je na nowo i zachwyciłyśmy się nimi. Dramaturgia spektaklu/koncertu powstała jako efekt wielu naszych niezmiernie inspirujących dyskusji w czasie pisania wniosków o dofinansowanie projektu. Przyznaję, że nie od razu udało mi się zdobyć środki na realizację „Sępich Miłości”. Okazuje się jednak, że wytrwałość i konsekwencja popłaca.
Co dzisiaj wiersze Szarzyńskiego mogą nam powiedzieć o współczesnej kobiecie i o jej relacjach z mężczyznami, bo podejrzewam, że o stworzenie takiego wizerunku w spektaklu chodzi? Kim mogą być te wszystkie Kasie, Anusie czy Zosie, do których autor najczęściej się zwracał i którym składał hołdy?
Przede wszystkim kobiety, o których pisze Sęp Szarzyński są tylko pretekstem do uzewnętrznienia jego skrajnie różnych emocji, związanych z niespełnieniem, jego ogólną kondycją psychiczną i światopoglądową. My, wcielając się w te wszystkie Kasie i Anusie, dajemy im życie. Sprawiamy, że stają się upodmiotowione, ważne, że zabierają głos. Wyrażamy swój stosunek do umizgów adoratora, zwykle ironiczny, prześmiewczy, niekiedy jednak pełen zrozumienia dla jego emocjonalnych rozterek. To, co według mnie w tych tekstach Szarzyńskiego jest najistotniejsze, to jego kryzys wewnętrzny, związany z niespełnieniem w miłości. Cierpi, krzyczy, wzdycha, jęczy, umiera, a obiekty jego pożądania jakby wciąż wymykały mu się z rąk. Ta sytuacja skojarzyła mi się trochę z moją relacją z obecną pandemiczną rzeczywistością. Czuję się jakbym wzdychała do swojego swobodnego „przedcovidowego” życia, jakbym próbowała je znowu „posiąść”, a ono daje mi „kosza”. Niespełnione namiętności łączą w ten sposób mnie – Agnieszkę, mnie – współczesną kobietę z podmiotem lirycznym erotyków. To buduje kolejne piętro znaczeniowe „Sępich Miłości”.
Nie boisz się, że język staropolski może być dzisiaj przeszkodą przy kontakcie z widzem?
To prawda, poezja staropolska nie jest prosta ani do czytania, ani do przeniesienia na scenę. Z drugiej strony, język sztuki staje się coraz bardziej kolokwialny. Sięganie po poezję staropolską to działanie na przekór temu procesowi. Nasz uteatralizowany koncert „po staropolsku”, zarówno w warstwie muzycznej, jak i w sposobie podawania tekstów, odwołuje się do sfery rozrywki i popkultury. Natalia Czekała jest niesamowitą kompozytorką, która z niezwykłą wrażliwością podeszła do zestawienia popu ze staropolszczyzną. Osobiście „Sępie Miłości” traktuję jako wyzwanie, pewien eksperyment a także wyjście poza moją strefę komfortu w pracy twórczej. Chyba mi tego brakowało przez ostatnie lata.
Mówi się, że erotyki Szarzyńskiego mają duży potencjał zmysłowości. W jaki sposób muzyka może oddać charakter tych utworów? Do współpracy zaprosiłaś już przez Ciebie wspomnianą Natalię Czekałę, młodą, ale doświadczoną i nagradzaną pianistkę oraz kompozytorkę. Obydwie będziecie w tym spektaklu śpiewać, prawda?
Tak, to prawda, erotyki Sępa Szarzyńskiego są bardzo zmysłowe. Odwołują się do skrajnie różnych doznań i stanów. Przede wszystkim jednak bardzo mocno wyczuwalna jest autokreacja podmiotu lirycznego w ich formułowaniu. Świat widziany oczami poety jest w swej zmysłowości precyzyjnie przemyślany i wykreowany. To trochę tak, jakby robić sobie pseudospontaniczne zdjęcie, w idealnym światłocieniu, na perfekcyjnie dobranym tle. Skojarzyło nam się to z estetyką lat 80., gdzie emocjonalności przypięto błyskotki, posypano brokatem, ubrano w karykaturalne kostiumy z szerokimi ramionami. Autokreacja Sępa spotkała się więc u nas z autokreacją lat 80. Inspiracja tym okresem w popkulturze doprowadziła nas do efektu, jaki zobaczymy już niebawem. Dwie kobiety, obydwie przy mikrofonie. My i nasze poetyckie DISCO
Wiem, że jako absolwentce Wydziału Lalkowego AT w Białymstoku bardzo bliski jest Ci teatr plastyczny. Czy tego typu elementy też się w Twoim spektaklu pojawią? Jeśli tak, to jaką będą pełniły funkcję?
Oczywiście. Teatr ożywionej formy jest mi bardzo bliski, dlatego nie byłabym sobą, gdybym nie wplotła do swojego projektu animantów. Ożywione formy pojawiają się jako metafora emocjonalności podmiotu lirycznego. Targany namiętnościami mężczyzna przybiera czasem postać wesołej ćmy, czasem truchła…. reszty nie będę zdradzać.
„Sępie miłości” jako spektakl online pokazany zostanie na Scenie SPATIF. Jaki jest Twój stosunek do tego zjawiska z jakim w tej chwili z powodu pandemii mamy do czynienia, wejścia teatru w strefę streamingów, onlinów etc. Widzisz w tym jakieś zagrożenie, czy raczej jest to moment dla teatru przejściowy?
Kiedy zamykają się jedne drzwi, zwykle otwierają się drugie. Przed ludźmi teatru otworzyły się właśnie podwoje online’ów. Mam wrażenie, że zarówno twórcy, jak i widzowie, jeszcze nie do końca potrafią się w tej przestrzeni poruszać, stąd poczucie przeładowania nieciekawymi, nie dość dobrze zrealizowanymi przedsięwzięciami, pewien chaos klasyfikacyjny. Jednak przecież dopiero przez te drzwi przechodzimy. Dajmy sobie czas na rozwój, na rozpoznanie tej nowej przestrzeni. Może się okazać, że powstaną całkiem ciekawe dzieła, że niejedną niespodziankę zrobi nam chociażby rozwój szeroko pojętego „wideoartu” w sieci.
Jak oceniasz aktualną sytuację artystów, z których niektórzy z dnia na dzień zostali pozbawieni środków do życia. Czy według Ciebie pomoc państwa jest wystarczająca? Czy jednak zmiany systemowe są w tej materii konieczne, by w przyszłości takim sytuacjom zapobiec?
Sytuacja jest dramatyczna i – niestety – długo nie będzie lepsza, nie tylko w sferze kultury. Czeka nas kryzys. Oczywiście, że pomoc państwa jest niewystarczająca. Faktycznie, spora grupa artystów została bez środków do życia. Niestety w obecnej sytuacji, gdy „z pustego i Salomon nie naleje” w ogóle ciężko jest o jakiekolwiek dobre decyzje rządzących. Doraźne zapomogi to działanie na krótką metę. Sama nieco więcej nadziei upatruję w nowych programach dofinansowania Kultury (zarówno dla indywidualnych artystów jak i organizacji i instytucji). Zmiany systemowe są bardzo potrzebne i wiemy to już od dawna. Do tej pory te sprawy były traktowane marginalnie, teraz mleko się wylało. Musimy przetrwać i wyciągnąć z tego wnioski. Świetnie byłoby, gdyby rządzący i urzędnicy mieli podobną refleksję.
Fot.: Marcin Tomkiel