Recenzje

Czy Eduardo i Elisa żyją? Jeśli tak, to gdzie?

O spektaklu „Gdybym cię nie poznał” Sergiego Belbela w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Trzeba od razu powiedzieć, że piosenki wykonywane w tym spektaklu przez Katarzynę Dąbrowską znakomicie wpisały się w atmosferę i dramaturgię poszczególnych scen. Ale są również wartością samą w sobie, albowiem aktorka utwory Beatlesów czy Franka Sinatry interpretuje rewelacyjnie, stylowo i nienagannie pod każdym względem. Ważne jednak, że choć mogłyby stać się samoistną perełką muzyczną, doskonale wkomponowują się w narracyjny przebieg przedstawienia, który wychodzi daleko poza sytuacyjną banalność i oczywistość obserwowanych wydarzeń.

Tekst Sergiego Belbela (dramaturg hiszpański najbardziej znany jest w Polsce z kilku realizacji „Po deszczu”, który pojawił się również w 2003 roku w Teatrze Telewizji) nie jest dla reżysera do zainscenizowania łatwy, choć pozornie może się wydawać zupełnie inaczej. Jarosław Tumidajski, starając się unikać rozwiązań zbyt łatwych czy pretensjonalnych, wie jakie niebezpieczeństwo w tym przypadku niesie ze sobą danie nieograniczonej swobody aktorom. Albowiem jakiekolwiek przerysowanie czy szarża w tak „lekko” skrojonej materii dramaturgicznej mogłyby przynieść katastrofę. Nie mniejszą niż wypadek samochodowy, który  uruchamia całą lawinę zapętlanych repetycji z przeszłości. Cieszy zatem wyważenie emocji, w których pojawia się również ładunek nieco komiczny, rozbrajający sytuacje prawdziwie tragiczne. Ale powiedzmy od razu, że nie jest to robione w sposób karykaturalny, sięgający po ostre kontrasty czy próbujący na siłę uruchomić mechanizm komizmu. Tumidajski stara się podążać za impulsem Belbela, za jego natrętnymi myślami, za strzępkami ludzkich historii, które jakby nie chciały się skonfigurować w żadną opowieść, czuje się, że podjęty temat nie jest mu obojętny. A to powoduje, że i nas zaczyna on obchodzić, a nie tylko zaskakiwać kolejną sytuacyjną konfiguracją, w której Eliza stanie się na chwilę studentką, pacjentką, matką dwójki dzieci czy piosenkarką, a Eduardo być może wreszcie obudzi się z koszmarnego snu. Że wytrącamy się z obojętności, poddajemy się niejednoznacznościom i udziela się nam niepokój wzmagany odgłosem samochodowej kolizji.

„Gdybym cię nie poznał” dzieje się w niemal pustej i mało konkretnej przestrzeni. Zdecydowanie więcej znaczeń przydaje scenicznym działaniom światło Katarzyny Łuszczyk. Pojawia się, owszem, kilka rodzajowych elementów, ale nie zaburzają one  przestrzennej czystości i nie wpisują się na siłę w sytuacyjny, introspekcyjny kontekst. A tych perspektyw wynikających z różnych, alternatywnych wersji wydarzeń jest w dramacie Belbela całkiem sporo, co może już sugerować sam podtytuł: „Kwantowa fantazja romantyczna w jedenastu scenach z epilogiem”. Na tyle dużo, że trudno jest tak naprawdę nazwać, co jest jego osią. Tym bardziej, że sytuacja wyjściowa, pierwsza rozmowa małżonków, sugeruje jedynie sposób patrzenia na drugiego człowieka, nie pozbawiony zrozumienia czy nawet czułości. Poza tym autor, biorąc pod uwagę gatunek, proponuje melanż nawiązujący nie tylko do klasycznych technik dramatycznych, ale i takich, które pozwalają na zastosowanie ironicznego dystansu. Dlatego reżyser stara się delikatnie bawić konwencjami, niekiedy ironizować, a teatralną grę sprowadzić do naturalnego dialogu, nie będącego jednak oczywistym i prostym wypowiadaniem słów, ale ich jakby wewnętrzną interpretacją. Trzeba przyznać, że jest to bardzo skuteczny sposób na ustalanie relacji między bohaterami.

Ciekawie prezentuje się postać wykreowana przez Mateusza Króla, który może tylko raz używa mocniejszych środków ekspresji, poza tym stara się raczej budować postać mocno introwertyczną, zagadkową i bardziej tajemniczą niż oczywistą. W konsekwencji, pomimo przywoływania wciąż nowych sytuacji, wymuszających od protagonisty odnalezienia się w jakby innym wymiarze i podjęcia kolejnej decyzji, mamy do czynienia tak naprawdę z tym, co w człowieku niezmienne. Bo choć tekst Belbela nie zawsze brzmi tak samo, nawet jeśli jest powtarzany kilkakrotnie, to jednak nie możemy odebrać mu wiarygodności, a to już zasługa wszystkich aktorów Teatru Wspólczesnego. Obok już wymienionych, również Szymona Mysłakowskiego i Moniki Pikuły.

Fot. Magda Hueckel

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , ,