Recenzje

Czy można zainscenizować ból?

O spektaklu „Ból” w reż. Kingi Chudobińskiej-Zdunik w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie pisze Reda Paweł Haddad.

Ból jest przedstawieniem, które trudno ocenić, ponieważ bardzo mocno łączy się z życiem twórców spektaklu. Jako osobiste wyznanie cierpienia nie nadaje się do zwyczajnego recenzowania. Reżyser Kinga Chudobińska-Zdunik dopuszcza widzów, ludzi z zewnątrz, do swojej prywatnej przestrzeni bólu, cierpienia i złości.

Nie da się zrecenzować udręki drugiego człowieka

Można spróbować opisać inscenizację, analizować zastosowane środki teatralne, interpretować zdarzenie artystyczne na chłodno, odkrywać sensy, szukać czegoś więcej poza naturalnie narzucającym się współczuciem. Bo samo współczucie, chociażby najbardziej empatyczne, to za mało. Pojawia się pytanie czy być lojalnym wobec sztuki teatru czy brzemienia żywej istoty?

Cierpienia na wszystko nakładają maskę brzydoty

W dużej płaskiej przestrzeni widzimy stanowiska, jak w teatrze mansjonowym, gdzie istniało kilka scen i widz, przechodząc pomiędzy miejscami akcji, sam montował dla siebie przebieg spektaklu. Jest gitara, stara maszyna do pisania, biurko, kolorowe plakaty z popkulturowymi idolami, zapisane hasłami arkusze papieru. Przypomina to scenografię z amatorskich teatrów studenckich z lat siedemdziesiątych, o których twórcy Bólu raczej nigdy nie słyszeli. Ilość gadżetów i rekwizytów (pocieszaczy w chorobie) nie przekłada się na jakość i sens akcji dramatycznej. Przedstawienie przypomina collage lub żywą instalację, w której aktorzy nie mają zbyt wielu zadań. Rozproszona uwaga koncentruje się na chwilę na monologu Aleksandra Wata (Karol Kunysz), W.N.P Barbelliona (Artur Zudzin-Wiśniewski), rapie Faustyny Kowalskiej (Paulina Matuszewicz) i śpiewającej Lacrimosę oraz rozsypującej opakowania po lekach jak ślubne konfetti Aleksandry Watowej (Zuzanna Radek). Jest też grupowy taniec pierwotny oraz siedzący na podwyższeniu, niby figura Boga, trębacz (Bartosz Kieszkowski). Wreszcie clou spektaklu – podsumowujący całość monolog pani reżyser, która bezpośrednio opowiada nam o tym z jakimi ograniczeniami wiąże się jej choroba.

Cierpienie to za mało, aby sztuką się stało

„Ból” jest próbą przełożenia bezpośredniego, indywidualnego cierpienia na język happeningu, żywej instalacji; to collage i sampling indywidualnego bytu i jego udręki. Jednak nawet tak osobiste wyznanie w teatrze wymaga zastosowania formalnych środków, uporządkowanej akcji i rytmu, za którym czujemy, że chcemy podążać.

Teatr to nie happening. Teatr wymaga więcej środków formalnych

Od przyszłych twórców teatralnych wymagam więcej formalnej dyscypliny, sensu, prowadzenia aktorów i uporządkowania scenicznej narracji. To słynne zdanie, że jeśli w pierwszym akcie widzimy na ścianie strzelbę to w trzecim powinna ona wystrzelić (patrz Wujaszek Wania Czechowa), mogłoby stać się conditio sine qua non polskich reżyserów i reżyserek. Nawet w postmodernistycznych czasach „śmierci postaci scenicznej” teatr musi różnić się czymś od bliższego sztukom plastycznym performance art.  Ból jest zbyt chaotyczny, aby traktować go inaczej niż eksperymentalny egzamin w szkole teatralnej i jednocześnie zbyt osobisty, aby objąć go w pełni swoją oddzielną, indywidualną, solipsystyczną egzystencją.

fot. Michał Mazurek

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,