Recenzje

Daleko

Adam Robiński: Kiczery. Podróż przez Bieszczady. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.

O tym, żeby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, mówi jeden z bohaterów tomu, spotkany na szlaku przez Adama Robińskiego – ale i bez odwołań do obiegowych powiedzeń da się w „Kiczerach” wyczuć niezwykłość miejsca. Autor od najmłodszych lat zafascynowany starymi mapami, pewnego dnia udaje się w podróż. Relację z odkryć przedstawia czytelnikom.

„Kiczery. Podróż przez Bieszczady” to opowieść o tym, czego w stereotypach na temat regionu nie ma, poszukiwanie trudnych prawd o kondycji człowieka skazanego na samotność, ale też – zestaw przemian, jakie obejmują również „zapomniane” tereny. Adam Robiński spotyka się z ciekawymi z jego perspektywy ludźmi, czasami odnotowuje zjawiska warte wyłącznie ironicznego komentarza (i wtedy może się wyzłośliwić w narracji). Nie chce być przewodnikiem, woli zdawać relację z własnego odkrywania bieszczadzkich szlaków i bezdroży. Opowie o nosorożcu włochatym i o niedźwiedziach, przedstawia ludzi, którzy w Bieszczady z różnych powodów wyjechali na krótko, a zostali na całe dekady. Czasem siedzi autor przy ognisku lub przemierza trasę w ciemnościach, czasem sprawdza, skąd w Bieszczadach wzięli się Grecy i jak sobie tu radzą. Sięga po scenariusz filmu „kowbojskiego” i sprawdza, kto w Bieszczadach pracuje przy „dziwnych” projektach. Szuka ludzi, którzy opowiedzą mu coś ciekawego, wysłuchuje cierpliwie ich historii, a czasami też utyskiwań. Z drobnych migawek układa się stopniowo cała książka. I wcale nie jest tak, że Adam Robiński ma od początku wymyśloną jej konstrukcję: raczej sama historia snuje mu się na bieżąco, jako efekt kolejnych rozmów.

„Kiczery. Podróż przez Bieszczady” to książka, która ma uchwycić nietypowość miejsca, ale nie może stać się jego monografią. Nie ma tu mowy o porządku czy chronologii, to publikacja-worek, co się autorowi skojarzy, albo czego się Robiński dowie, to wrzuca w narrację. Zbiera wątki, stara się je uzupełniać i przedstawiać czytelnikom w nieco bardziej rozbudowanej niż anegdotka formie, zdaje sobie jednak sprawę i z tego, że musi dokonywać wielu cięć, bo książka zwyczajnie nie pomieści wszystkich emocji, zgromadzonych wspomnień i skojarzeń. Bieszczady nie wzbudzają obojętności – to w narracji wychodzi. Adam Robiński bardzo liczy się z uczuciami miejscowych i z atmosferą, jaka panuje w Bieszczadach – próbuje ją odtworzyć w tomie. Rozbudza też tęsknotę za włóczęgą bez celu i za kontaktem z naturą. Podkreśla trudy życia w Bieszczadach, lecz równolegle podsuwa pomysł na zwolnienie tempa życia, zamianę wyścigu szczurów na walkę o przetrwanie w niegościnnych rejonach kraju. Bieszczady w takim ujęciu są wielowymiarowe. W narracji niekiedy czają się przestrogi – nie wszyscy dadzą sobie tu radę, nie wszyscy powinni się tu przenosić, nawet jeśli przeprowadzka kusi swoim romantyzmem i szansą na życie jak u bohaterek powieści obyczajowych. Robiński twardo stąpa po ziemi i przedstawia odbiorcom Bieszczady piękne i potężne. Ujawnia w tym realizację dziecięcych planów i marzenia, podpowiada, co warto odkrywać i jak mierzyć się z wyzwaniami.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,