Recenzje

Dali in Dark Room

O filmie „Daaaaaali” w reżyserii Quentina Dupieux pisze Krystian Kajewski.

Witam, nazywam się Salvador Dali, ale Andre Breton, ten przygłupi beton, nazywa mnie Avida Dollars.

Matka nikogo nie chciała widzieć. Nie miałem matki. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym w Figueres. Pozostały mi tylko obrazy. Zacząłem malować jako dziecko. Cały czas maluję. Przynajmniej obraz dziennie. Codziennie.

Nie muszę mieć okresu. W malarstwie każdy okres należy przecież do mnie. Sławetna bufonada Dalego, który uwielbiał przerost formy nad treścią i megalomanię. W swoim Dzienniku geniusza daje temu wyraz na każdej właściwie stronie. By wziąć wszystko w nawias, pisze: Od wariata odróżnia mnie to, że nim nie jestem. Jestem geniuszem. Uwierzyć w to muszę. I tytanem pracy, któremu ta praca przychodzi zresztą z niesłychaną łatwością.

Następnie w polu wyszukiwania wpisz Dali. Co wiemy o Dalim dzisiaj? Jaki ocaliliśmy wizerunek tej groteskowej postaci? Jaki jest wreszcie pomysł na film Daaaaaali? Ano taki, że bohaterem filmu jest nie artysta, a francuska dziennikarka, która ma przeprowadzić z nim wywiad. Która bardzo chce ten wywiad przeprowadzić, i której bardzo to utrudnia rozkapryszony celebryta.

Mam niesamowite zoo kontaktowe. Odpowiada natrętnej dziennikarce za każdym razem, gdy ta próbuje go dopaść. W rolę Dalego wciela się w tym surrealistycznym filmie, będącym hołdem dla twórczości Dalego i Bunuela, kilku aktorów, bo też całość fabuły rozciągnięta jest na dużą część życia artysty, ale niczego w tym filmie nie należy rozumieć dosłownie. W tym sensie udało się Dupieux nie tylko skopiować surrealistyczny styl Bunuela (pojawia się w tym filmie w epizodzie), ale przede wszystkim stworzyć efektowne, neosurrealistyczne dziełko, które ogląda się z dużą przyjemnością i niejakim zaskoczeniem. Salwy śmiechu budzą kolejne bufonady Dalego, a kompozycja całości przypomina niekiedy Rękopis znaleziony w Saragossie.

Ariel na tapetach domu dziecka patrzy na ciebie

Często, oglądając dzieło Dupieux, łapałem się na tym, że uwierzyłem w opowiadaną historię, która okazywała się tylko kolejnym snem we śnie, jak to w opowieści szkatułkowej. Judith (w tej roli urocza Anais Demoustier) jest postacią tak samo bajkową, jak i cały wykreowany przez jej podświadomość świat, w którym pojawiają się dalsze powidoki po Dalim. W istocie wszystko tu, jak w doskonałym utworze surrealistycznym, jest snem wynikającym ze snu, który usensownić może jedynie kolejny sen. To sen Judith o wielkiej karierze. Jej marzenie o byciu kimś takim jak Dali (w jednej ze scen wyrastają jej wąsy). To sen surrealistyczny, w którym bohaterowie śnią samych siebie wychodzących z kolejnych snów okrakiem. Sen, w którym można zjeść homara rozmiarów okrętu. Sen, który ufundowała długoletnia już tradycja surrealizmu w sztuce.

 PRAWIE JA

Spełnię twoje trzy życzenia. Zatem to moje ja chce rozmawiać z moim ja. Ego z Super Ego. Nie dziennikarka z Dalim. Raczej ja z Freudem. Może z Jungiem i Adlerem. Anima bladula vagula. Zatem to moje lęki i obsesje wypełniają ten film, jak i obrazy Dalego. Zatem to o mnie ta opowieść obłędna, w której opowiadający staje się kamieniem obrazy. I tak od słowa do słowa narasta rozmowa. Bombardowanie obrazami, jak we śnie, w cudownym śnie, który może za chwilę przeistoczyć się w koszmar.

Na widowni nie ma ludzi. Są tylko cienie w jaskini. Jaskiniowcy, Flinstonowie. Patrzą w ogromny ekran, jak na święcącą połeć mięsa, które krwawi. Surrealizm odsłania nie tylko nasze pierwotne podstawy. Mówi o czymś więcej. Nazwijmy to, dla bezpieczeństwa, metafizyką. Tak po arystotelesowsku. Dajmy się uwieść tej słodkiej dziennikarce, która chce tylko z nami porozmawiać o surrealizmie, choć przecież nic o nim nie wie, choć przecież wie o nim wszystko. Wszyscy jesteśmy surrealistami. Każdy w nas nosi w sercu paletę barw Dalego i uśmiech Giocondy.

Coś, co sprawia, że czujemy obecność siły wyższej we wszystkim co nas otacza. Może to magia kina? Kino to przecież latarnia magiczna, a Quentin Dupieux wydaje się być jednocześnie latarnikiem i magikiem. Wszystko w tym bezpretensjonalnym filmie (w przeciwieństwie do jakże pretensjonalnego bohatera) gra. Czuje się miłość do tradycji surrealizmu i tęsknotę za poczuciem wolności, jaką dawał w swoich założeniach Manifest surrealistyczny Bretona. Tak, Daaaaaali to manifest surrealistyczny Dupieux. Witaj nam, ożywiony trupie!

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,