O spektaklu „Acis i Galatea” Georga Friedricha Haendla w reżyserii Natalii Kozłowskiej w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie pisze Paweł Reda Haddad.
Na leśnej polanie bawią się pasterze, przyjaciele nimfy Galatei. Jak to w sielankach bywa, Galatea kocha z wzajemnością Acisa. Ale nagle pojawia się ten zły – Polyphemus. Acis ginie z jego ręki. Galatea rozpacza i przemienia Alcisa w wieczne źródło. Czy miłość zwyciężyła?
To każdy musi osądzić sam. Na pewno jednak ta historia z „Metamorfoz” Owidiusza dała pretekst Georgowi Friedrichowi Händlowi do stworzenia ponadczasowej kompozycji. Zwycięża sztuka opery.
Miłość gra w jej oczach, jaśnieje w uśmiechu i drży w jej głosie
Opera „Acis i Galatea” ze względu na kameralny wymiar, prostotę scenografii i akcji, jest uważana za pastorałkę sceniczną lub kantatę sceniczną. Kantata sceniczna to forma muzyczna, która powstała w XVII wieku i rozwijała się przede wszystkim w baroku. Pojawiają się niej w elementy operowe, takie jak arie, recytatywy i chóry, ale utwór ten jest krótszy i mniej rozbudowany niż pełnoprawna opera.
Wściekam się, topnieję, płonę, lecz nie śmiem wyznać swego bólu. Ach, jak słodko jest kochać, lecz jak gorzko ukrywać!
Historia miłosna Acisa i Galatei toczy się wśród sycylijskich pól i gór, zarysowanych tu bardzo prostą, odpowiednio konwencjonalnie „naiwną” scenografią (Marianna Oklejak) i podobnie prostymi kostiumami (Paulina Czernek). Konwencja ta w oczywisty sposób wpisuje się w osiemnastowieczną przestrzeń Teatru Stanisławowskiego. Dzięki doskonałej akustyce oraz rozkosznie miękkiemu brzmieniu Zespołu Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona, pod dyrygenturą i kierownictwem Krzysztofa Garstki, spektakl przenosi nas do czasów gdy August Poniatowski bawił tu muzyką swoich gości.
Modelowa sielanka
Wszystko jest tutaj odpowiednio uproszczone, formalne i dualistyczne. Słodka Galatea (na premierze 17 marca bardzo eteryczna Sylwia Stępień), romantyczny Acis (intensywny Łukasz Kózka) i czarny charakter Polyphemus (mocny Paweł Michalczuk, przedstawiony jako szef fabryki, zapewne negatywnie oddziałującej na okolicę, dla podkreślenia czego, chyba w nie do końca świadomie parodystyczny sposób w jednej ze scen gniecie i rzuca na scenę puszkę.) Na tle tej dość przewidywalnej, szablonowej inscenizacji zaskakuje scena przypominająca „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, gdy Polphemus knebluje i krępuje Galateę taśmą i na chwilę ujarzmia ją. Całość przypomina bardzo udanie skonstruowaną i pięknie grającą pozytywkę, w której wszystko ma swoje miejsce, czas i harmonijną formę. Najważniejsza jest tutaj muzyka i, bez wątpienia, „Acis i Galatea” to muzyczny delikates.
Et in arcadia ego
Utworzona w 2017 roku, z inicjatywy Ryszarda Peryta – reżysera, aktora, pedagoga, Polska Opera Królewska to prawdziwy barokowy wehikuł czasu. Przestrzeń dla wrażliwości i wyobraźni, do której postmodernizm nigdy nie będzie miał dostępu. Wychodzimy z pastoralnej bajki w półcienie alejek łazienkowskiego parku, podśpiewując pod nosem „Happy happy we” i wtapiając się w mruczące silnikami miasto.
fot. Karpati&Zarewicz