Recenzje

Demarczyk wciąż urzeka

O spektaklu „Z ręką na gardle. Piosenki z repertuaru Ewy Demarczyk” w reżyserii Anny Sroki-Hryń na Scenie w Baraku Teatru Współczesnego w Warszawie pisze Anna Czajkowska.

„Urodziłam się po to, by śpiewać…” – mówiła Ewa Demarczyk. Koncertowała na scenach całego świata – w Europie, obu Amerykach (między innymi w USA, na Kubie, w Brazylii, Australii i Japonii). Jej anielski głos poruszał serca i dusze licznych słuchaczy, urzekał i wzruszał. I nadal zachwyca, inspirując nawet najwybredniejszych twórców. Artystka była jedyna w swoim rodzaju, a jej muzyczne wykonania znanych wierszy są pełne namiętności, pasji, siły i bólu. Bogate w barwy i kolory, zróżnicowane, niektóre z piosenek zaskakują ciepłym humorem. Do Demarczyk przylgnęło określenie „Czarna Madonna”, ponieważ zawsze występowała ubrana w czerń. Legendarna wokalistka nie bała się ingerencji w oryginalny tekst poetycki, a jej proste i prawdziwe interpretacje znanych utworów konsekwentnie wynikają z dopasowanego tła muzycznego – dzięki temu mocno, wręcz dramatycznie wpływała na emocje odbiorców. Jej twórczość nadal żyje, ciesząc słuchaczy po dziś dzień. Zauważyła to Anna Sroka-Hryń, która wraz z grupą uzdolnionych, młodych aktorów i aktorek (ich obecność na scenie Teatru Współczesnego cieszy i nader obiecująco rokuje) wraca do jej pieśniarstwa, z głębokim ukłonem i szacunkiem wobec niezwykłości Ewy Demarczyk  – ikony naszej poezji śpiewanej. Jej nowy spektakl – „Z ręką na gardle” jest rozpisany na czterech artystów i trzy artystki, o dźwięcznych przydomkach i obdarzonych wspaniałym wyczuciem scenicznym. 

Malachit (Natalia Kujawa), Latrodectus mactans (Natalia Stachyra), Mewa (Monika Pawlicka), Wilk (Tomasz Osica), Ćma (Jakub Szyperski), Lód (Michał Juraszek), Ariel (Przemysław Kowalski) przyglądają się twórczości Ewy Demarczyk z przysługującą młodości świeżością i beztroską, ale z pełnym zrozumieniem dla specyfiki czasów, w których tworzyła. Bohaterowie wnikają głęboko w nastrój miniaturowych opowieści skomponowanych z poezji Mirona Białoszewskiego, Jerzego Skolimowskiego, Wiesława Dymnego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czy Osipa Mandelsztama oraz twórców spoza Polski, nadając im nowy sens. Nie próbują naśladować charakterystycznej charyzmy Demarczyk – jej wyjątkowość na polskiej scenie muzycznej była przecież niepowtarzalna! Na Scenie w Baraku przekazują własną wrażliwość, teksty i muzykę doprawiając uczuciem, humorem oraz głębią swych głosów i indywidualnym charakterem. Nie powielają wzorów z „Piwnicy pod Baranami”, ale przy pomocy Anny Sroki-Hryń budują nowy świat poezji śpiewanej – żywy, porywający, wzruszający. Kilkanaście utworów (konkretnie dwanaście i jeszcze jeden, na finał – dwukrotnie zaśpiewana piosenka „Na moście w Avignon” do słów wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego) nasyconych jest mniejszym lub większym ładunkiem emocjonalnym, bólem i rzecz jasna uśmiechem. Bywają gorzkie, innym razem pełne radości czy autoironii i brzmią zjawiskowo w aranżacjach Jakuba Lubowicza. Muzyczne perełki w różnym stylu, wysmakowane, porywają swą prostotą, a ruch sceniczny i dramaturgia wspaniale komponują się z melancholią i liryką utworów. Przyglądam się i wsłuchuję jak na scenie Natalia Stachyra czaruje głosem, Natalia Kujawa hipnotyzuje i wzrusza, Monika Pawlicka porywa. Dziewczyny są świetne i doprawdy trudno wyróżnić którąś z nich (choć moją osobistą faworytką pozostaje Natalia Stachyra), a niezwykły urok utworów Demarczyk powraca dzięki ich unikalnej interpretacji piosenek. Również tych śpiewanych po niemiecku, francusku czy hiszpańsku (ach, Cansion de las Voces Serenas – urocze!). Panowie są równie zmysłowi, aktorsko i wokalnie znakomicie przygotowani (ukłon w stronę Moniki Malec): Jakub Szyperski zadziwia i bawi, przesycony ciepłem i dojrzałością głos Tomasza Osicy kołysze, Michał Juraszek kusi barwą, a muzycznych doznań dokłada Przemysław Kowalski. Sprawność fizyczną i gibkość całej siódemki wykorzystuje w choreografii Ewelina Adamska-Porczyk. Dzięki temu powstał spektakl spójny kompozycyjnie i wciągający, który zadowala – tak myślę – nie tylko wielbicieli piosenki poetyckiej, ale i każdego uważnego, wrażliwego widza, dając mu możliwość chwilowego rozmarzenia, oderwania od szarej rzeczywistości. Utrzymana w ciemnych kolorach, prosta acz wysmakowana scenografia Grzegorza Policińskiego i piękne kostiumy Sabiny Czupryńskiej tworzą klimatyczne tło dla całości, a nostalgia i zaraźliwe emocje cały czas wnikają do serc i dusz publiczności. Muzyka – jakże ważny element spektaklu – pozwala jeszcze uważniej spojrzeć na otaczający świat, za co należy podziękować Jakubowi Lubowiczowi i muzykom, którzy z werwą i energią połączoną z lekkością akompaniują solistom na fortepianie, kontrabasie i instrumentach perkusyjnych.

Kolejny intrygujący, przemawiający do wrażliwości, przesiąknięty refleksją, pulsujący zmysłowością, trochę nostalgiczny, zdecydowanie nowatorski, pięknie wyśpiewany i zagrany spektakl w reżyserii Anny Sroki-Hryń, z udziałem młodych zdolnych aktorów i aktorek ma szansę na sukces. Kameralna Scena w Baraku Teatru Współczesnego nową, ambitną sceną muzyczną Warszawy? Czemu nie… ?

fot. Karol Mańk

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , , , ,