Recenzje

Dezintegracja pozytywna

O spektaklu „Tiki i inne zabawy”, reż. Dominika Knapik, Wrocławski Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego, pisze Kamil Bujny.

W spektaklu Dominiki Knapik spotykają się ze sobą postaci z różnych dramatów Czechowa – między innymi z „Iwanowa”, „Wiśniowego sadu”, „Mewy” i „Trzech sióstr”. Wszyscy bohaterowie poddani zostają wspólnej terapii, a ich problemy okazują się odsyłać nie tylko do wykreowanych przez rosyjskiego twórcę światów, lecz także do naszej – zwłaszcza tej pandemicznej czy już może postpandemicznej – rzeczywistości. Oglądamy zatem na scenie z jednej strony szeroko poprowadzoną wariację na temat twórczości Czechowa, pełną literackich i teatralnych kontekstów, a z drugiej zupełnie uniwersalną i w pewnym sensie przyziemną opowieść o współczesności. Tak jak postaci z dramatów potrzebują psychoterapii, by poradzić sobie z własnym życiem, tak publiczność, w dobie koronawirusa, zdaje sobie sprawę z tego, że z chęcią dołączyłaby do podobnej „terapii w teatrze”.

Wprawdzie na scenie rozgrywają się różnego rodzaju – głównie miłosne – tragedie, a wypowiedzi bohaterów zdeterminowane są absolutnym rozczarowaniem i nihilizmem, jednak reżyserka zadbała o to, by spektakl nie był w wymowie oczywisty: dużo w nim humoru i mrugnięć oka w stronę odbiorcy. Właściwie wszystkie postaci są przerysowane, ale nie tyle w sposób groteskowy czy karykaturalny, ile estetyczny – jeżeli ich zachowanie i postawy wydają się nienaturalne, to wyłącznie z tego powodu, że stanowią ucieleśnienie różnych skojarzeń i odwołują się do wielu tekstów kultury naraz. Przedstawienie jest zresztą skonstruowane wokół licznych przekroczeń i nadmiarów (już samo to, że w spektaklu pantomimicznym tak ważne okazują się partie mówione może być tak odebrane), a główny pomysł inscenizatorski stanowi zabawa z teatralnością. Dużo w tej realizacji w związku z tym umowności i sztuczności, a twórcy przez cały pokaz podkreślają, że ich interpretacja Czechowa jest oparta w dużej mierze na odchodzeniu od realności przy jednoczesnym uwiarygodnianiu poszczególnych ról. Świat kreowany na scenie wydaje się nierealny i umowny (dlatego też wyświetlane są didaskalia, a bohaterowie odgrywają choroby oraz trzymają w rękach kartoniki, na których wypisane są ich imiona), a przeżycia tudzież stany psychiczne postaci – wiarygodne i przekonujące. Oglądanie spektaklu przebiega więc dwutorowo: z jednej strony podchodzimy do scenicznej rzeczywistości z dużym dystansem, a z drugiej strony chcemy utożsamiać się z jej reprezentantami. Pozycję widza opisuje poniekąd przywoływana w przedstawieniu teoria dezintegracji pozytywnej, traktująca zdrowie psychiczne nie tyle jako stan, ile jako proces, w ramach którego buduje się układy wartości, gdzie pozycje niższego rzędu podporządkowuje się wartościom rzędu wyższego. Jedna z postaci stwierdza w pewnym momencie, że „żeby coś posprzątać, trzeba zrobić większy bałagan” i wydaje się, że można by te słowa sparafrazować, mówiąc o potencjalnym reżyserskim wyobrażeniu pozycji oglądającego: żeby widz mógł współczuć aktorom, musi wcześniej się od nich zdystansować. Tak bowiem przebiega proces oglądania: najpierw zauważamy sztuczność świata przedstawionego, a potem wikłamy się emocjonalnie w dramaty poszczególnych bohaterów.

Dominika Knapik wyreżyserowała arcyciekawe i nieoczywiste przedstawienie, pozostające z jednej strony w artystyczno-wizualnym zawieszeniu, a z drugiej poruszające jak najbardziej bieżące problemy. „Tiki i inne zabawy” pulsują wręcz od kontekstów i nawiązań nie tylko do różnych tekstów kultury, lecz także do wielu zjawisk społecznych. Sam temat choroby został szeroko rozpatrzony, bo zarówno w kontekście „Choroby jako metafory” Susan Sontag (stąd najpewniej postawienie na teatralność oraz wpisanie w finale bohaterów w wielką ramę), psychologicznej diagnozy postaci Czechowa oraz zjawiska tożsamości narracyjnej, jak i bieżącej, ogólnoświatowej pandemii. Przedstawienie Wrocławskiego Teatru Pantomimy jest więc zarówno zamkniętą, autoteliczną – acz bynajmniej nie hermetyczną – wariacją na temat dzieł rosyjskiego klasyka literatury, jak i atrakcyjną oraz przystępną diagnozą bieżącej sytuacji społeczno-politycznej.

Przystępność okazuje się kluczowym dla omawianej realizacji słowem. Spektakl Knapik nie jest bowiem w żaden sposób niedostępny dla widza – niezależnie od tego, czy z utworami Czechowa jest on za pan brat, czy nie. Twórcom udało się przygotować prezentację nieoczywistą i mnogą w różne konteksty, jednak absolutnie zrozumiałą i niezależną: nie trzeba znać wykorzystywanych w spektaklu dramatów, by się w nim odnaleźć. Duża w tym zasługa świetnie przygotowanego scenariusza (autorstwa Patrycji Kowańskiej), a także bardzo ciekawej scenografii, za którą odpowiada Bartholomäus Martin Kleppek. Aktorzy, grający równo i zespołowo, odnaleźli się w dużej przestrzeni Piekarni, choć zadanie mieli niełatwe. Pokaz został bowiem pomyślany w taki sposób, by na każdym poziomie mógł generować napięcia: między pantomimą a teatrem dramatycznym, ruchem a słowem, powagą a kuriozami oraz bardzo nowoczesną scenografią a obecnością na scenie harfy i harfistki.

Choć rzadko pozwalam sobie na kategoryczne opinie w trakcie sezonu teatralnego, zwłaszcza tak dziwnego, jak obecny, muszę stwierdzić, że „Tiki i inne zabawy” to jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze, przedstawienie, jakie wrocławska publiczność mogła w tym roku w stolicy Dolnego Śląska zobaczyć.

Fot. Natalia Kabanow

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,