“Diabły” wg “Matki Joanny od Aniołów” Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Agnieszki Błońskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie – pisze Agata Łukaszuk.
Inspirowany opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza „Matka Joanna od Aniołów” spektakl w reżyserii Agnieszki Błońskiej to kolejna, po zrealizowanym w Nowym Teatrze przedstawieniu w reżyserii Jana Klaty, inscenizacja oparta na historii opętanych i egzorcyzmowanych zakonnic. Premiery tych dwóch spektakli odbyły się w odstępie zaledwie tygodnia. Podczas gdy na scenie przy Madalińskiego widzom serwuje się atrakcyjne wizualnie i muzycznie, wyważone w wymowie widowisko, spektakl w Teatrze Powszechnym to performatywny manifest o prawie kobiet do decydowania o własnym ciele i odczuwania przyjemności. A wszystko to podane na wesoło, w kabaretowej formie.
Przed rozpoczęciem spektaklu na kurtynie wyświetlany jest cytat ze świętego Tomasza: „Kobiety są błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu… są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny… Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”. Słowa te stanowią antymotto całego przedstawienia, w którym twórczynie i twórcy mierzą się z patriarchalną wizją świata i jego opresyjnością względem kobiet. Na scenie sześć aktorek (Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Oksana Czerkaszyna, Natalia Łągiewczyk, Maria Robaszkiewicz) i jeden aktor (Arkadiusz Brykalski) mkną przez kolejne etiudy na temat tabuizowanej i represjonowanej kobiecej seksualności, a także zwalczania wszelkiej odmienności i narzucania wzorców kulturowych. Brykalski – jedyny na scenie mężczyzna w tym sfeminizowanym gronie – dystansuje się do swojej płci, używając zarówno męskich, jak i żeńskich form czasowników. Wreszcie pojawia się na scenie jako arcybiskup Jędraszewski i przemawia słowami słynnego kazania o „tęczowej zarazie”, co zespół komentuje wymownym tańcem (choreografia: Nina Chyżna). Aktorki świetnie odnajdują się w konwencji spektaklu, a z każdą kolejną minutą ma się wrażenie, że rozkręcają się coraz bardziej, z coraz większą śmiałością posługując się parodią — czy to w scenie opętania Matki Joanny (Klara Bielawka), czy przywołując sceny opętania z filmów Żuławskiego i Polańskiego. W tej zbiorowej aktorskiej kreacji szczególnie wyróżnia się pełna energii, charyzmatyczna i temperamentna Oksana Czerkaszyna. Czuje się, że scena to jej żywioł, a interakcja z widownią tylko napędza aktorkę. Półnaga schodzi ze sceny, by zaczepiać siedzących na widowni mężczyzn, a prowokacyjne słowa i gesty mają uświadomić im opresyjność patriarchalnej rzeczywistości względem kobiet i sprawić, że tym razem to oni, choć przez chwilę, poczują się traktowani przedmiotowo. Zaczepiani, wyrywani do odpowiedzi i atakowani słownie nie wyglądają jednak na zakłopotanych — zdają się raczej być rozbawieni i śmiało odpowiadają na prowokacje.
Ostatecznie okazuje się, że „Diabły” to spektakl doskonale trafiający w gusta widowni Powszechnego. Nikt, kto często zagląda do teatru „który się wtrąca”, raczej nie poczuje się zaskoczony, obrażony, zniesmaczony czy oburzony tym, co zobaczy na scenie. U stałych bywalców przedstawienie nie spowoduje dyskomfortu — utwierdzi jedynie w słuszności własnych przekonań, skłoni do braw, które widzowie bić będą podczas przedstawienia kilkakrotnie — gromkim aplauzem chętnie nagradzając własne poglądy i siebie samych.
Reżyserka Agnieszka Błońska wraz ze scenarzystką i dramaturżką Joanną Wichowską stworzyły prowokacyjny spektakl, który budzi skojarzenia z inną produkcją Teatru Powszechnego — zrealizowaną blisko trzy lata temu, szeroko komentowaną, skandalizującą „Klątwą” w reżyserii Olivera Frljića (Wichowska pracowała zresztą przy słynnym przedstawieniu chorwackiego reżysera). Mroczne, metaforyczne i utkane z symbolicznych gestów widowisko było jednym z najszerzej komentowanych przedstawień ostatnich lat i wzbudzało kontrowersje zarówno wśród tych, którzy je widzieli, jak i wśród tych, którzy o nim tylko słyszeli. „Diabły” nie mają jednak takiej siły oddziaływania, a poszczególne sceny (jak choćby ta, w której Czerkaszyna przemawia z przyłożonymi do mikrofonów dwoma wibratorami w dłoniach) zbudowane są w taki sposób, że nie wzbudzają oburzenia. Tym razem obejdzie się więc chyba bez skandalu na całą Polskę. Trochę szkoda, bo prawa kobiet, kobieca seksualność i ogólnie edukacja seksualna to w Polsce tematy ciągle tabuizowane i brakuje merytorycznej dyskusji społecznej, do której mógłby przyczynić się teatr.
fot. Magda Hueckel