Recenzje

Dobra zmiana łączy ludzi

O „Berku 2, czyli upiorze w moherze” Teatru Gudejko w reż. Ewy Kasprzyk, zaprezentowanym w Teatrze Imka w Warszawie, pisze Wiesław Kowalski.

Ryzykowne są decyzje repertuarowe Teatru Gudejko, który stawia głównie na  rozrywkę –  lekką, łatwą i przyjemną,  a także  gwiazdorską, by nie rzec celebrycką obsadę. Tak było przynajmniej  w „Seksie w życiu kobiety” z Anną Guzik i Katarzyną Pakosińską, spektaklem, który bardzo szybko zszedł z afisza (przynajmniej w Warszawie już się nie pojawia), bo tak naprawdę niewiele miał do powiedzenia na temat zawarty w tytule tekstu Jacka Chmielnika. Kolejne przedsięwzięcie Gudejki jako producenta też trudno uznać za sukces, choć pierwsza część przedstawienia nie wróży jeszcze katastrofy. „Berek 2, czyli upiór w moherze” Marcina Szczygielskiego to powrót do bohaterów, których publiczność  oklaskiwała przez dziesięć lat w Teatrze Kwadrat w Warszawie, z Ewą Kasprzyk jako Anną i Pawłem Małaszyńskim w roli Pawła. Kontynuacje takich pomysłów nie zawsze się udają, o czym zaświadczają realizacje nie tylko teatralne, ale i filmowe. Bywają oczywiście wyjątki od reguły, ale ostatnia premiera Gudejki tego nie egzemplifikuje.

Tym razem Ewa Kasprzyk postanowiła sama spektakl wyreżyserować (pierwszego „Berka” przygotował Andrzej Rozhin) i to był bez wątpienia błąd, tym bardziej, że jak usłyszałem w wywiadzie przedpremierowym, reżyserię potraktowała bardziej jako towarzyskie spotkanie, bo jak mogłaby ustawiać na scenie i dawać uwagi Danielowi Olbrychskiemu, który jest nową postacią i okazuje się być ojcem córki Anny, Małgosi (Maria Niklińska, z ogromnym brzuchem,  banalnie udaje mało rozgarniętą dziewczynę, która rzuca się na każdego mężczyznę w poszukiwaniu ojca dla dzieci, które w finale pojawią jako czworaczki), a także rodzicielem syna z małżeństwa, który jako że jest policjantem ukrywa swoje homoseksualne preferencje (całkiem nieźle w tej roli prezentuje się Łukasz Płoszajski).  Ojcostwa podejmie się w końcu fryzjer, przyjaciel Małgosi, którego Anna zaprosiła jako ewentualnego partnera dla Pawła. Ostatecznie okazuje się on być metroseksualnym mężczyzną, choć Kamil Kula rysuje bohatera przy pomocy mocnej kreski bliskiej gejowskiemu przegięciu.

Punkt wyjścia dramatycznego konfliktu zastosowany w drugim „Berku” wydaje się być nawet interesujący, bo  oto główni bohaterowie, po okresie burzy i naporu, postanawiają pomóc sobie w znalezieniu partnerów, co z jednej strony ukoi ich samotność, z drugiej zakończy ciągłe ingerencje w ich życie jako sąsiadów. Niestety, koncept ten ratuje się jedynie w pierwszej części spektaklu, głównie w dialogach Kasprzyk z Antonim Pawlickim – bywa, że niekiedy naprawdę błyskotliwych i żartobliwych. Anna autentycznie śmieszy, jest zabawna w swojej karykaturalnej charakterystyczności, ze swadą sprzedaje każdą pointę, aluzję obyczajową czy nawet polityczno-społeczną  i widać też, że bawi się swoją postacią razem z publicznością. Natomiast Paweł w interpretacji  Pawlickiego ujmuje naturalnością, choć nie próbuje stereotypów ubierać w psychologiczną wiarygodność i może dlatego jest świetnym partnerem dla rysowanej mocną kreską protagonistki. Słucha się tego z niemałą przyjemnością, bo też dialog skrzy się dowcipem, co jest zasługą umiejętności aktorskich, których w tych sekwencjach podważyć nie można. Dramaturgia i lekkość spektaklu zatrważająco spadają  w momencie pojawienia się wspomnianego już Daniela Olbrychskiego. Aktor prezentuje rodzaj aktorstwa, które nie jest już dzisiaj obecne na scenie. A jeśli nawet, to służy lepszej czy innej sprawie. „W „Berku 2” razi sztuczność, brak scenicznej prawdy, rozgrywanie wszystkiego na szerokim geście i przerysowanej frazie – jest to raczej trudne do strawienia, również dzięki nonszalancji, z jaką aktor traktuje swoją rolę. Nie chodzi tutaj oczywiście o stosunek do samej postaci, bo widać, że Olbrychski stara się dawać z siebie jak najwięcej, tyle że zatrzymuje się to na poziomie nieznośnie przejaskrawionego udawactwa i braku jakiejkolwiek wiarygodności.  Choć samozadowolenia samego aktora nie da się też ukryć. Nie rozładowuje tego poczucia nawet scena, kiedy nagle – chyba tylko dlatego, by wypełnić pustkę między jedną sekwencją a drugą – w ramach wspomnienia romansu bohaterów sprzed lat, na tylnej ścianie pojawiają się zdjęcia młodych aktorów. Ta łezka sentymentalizmu jakoś niespecjalnie w tym anturażu działa.

W drugiej części przedstawienia nie broni się też zupełnie tekst Marcina Szczygielskiego, którego siłą była wcześniej konfrontacja dwóch postaw i konflikty, jakie z tego wynikają. Broniły się też wtedy, nawet w szablonowym kłótniach sąsiadów, w końcu doprowadzających do zgody,  satyryczne zapędy autora, które w miarę zagęszczania akcji traciły w swoich ambicjach diagnozowania  społeczno-obyczajowych zjawisk swoją bezkompromisowość, zatrzymując się na poziomie zagrania czysto kabaretowego, były zatem coraz mniej zabawną inkrustacją, pustą i niekiedy pod względem obserwacji naszej rzeczywistości żenująco jako komentarz płaską. Przewidywalność tego, co przyniosą kolejne minuty i jak skończy się cała opowieść, to następne grzechy zastosowania sprawdzonych schematów realizowanych przez Szczygielskiego z uporczywością i niezłomnością godną lepszej sprawy nawet w epoce dobrej  zmiany.

„Berek 2”, zanim pojawił się w Warszawie, rozpoczął już objazd po Polsce. Taka jest polityka prowadzona przez Teatr Gudejko, który nie posiada swojej siedziby. Obsada aktorska na pewno wpłynie na frekwencję spektaklu, który w stolicy przyjęto owacją na stojąco. Ale to już norma, zatem trudno uznać takie zachowanie za probierz artystycznej rangi tego komercyjnego przedsięwzięcia. Bo o czym jest „Berek 2” tak naprawdę trudno dociec – wszak  tego, że zwolenniczki toruńskiego radia ojca Rydzyka nie są takie złe jak je niektórzy chcą widzieć, a homoseksualista też człowiek i należy mu się szacunek, dowiedzieliśmy się już w Berku numer jeden.


Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , ,